bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Dobra. To jak wytłumaczysz fakt, że Harri wytrwał do końca zycia w swoich krysznowksich przekonaniach, konkretnie chodzi o te, że przeszedł na buddyzm i był mu wierny do końca. Ożenił sie potem z dziewczyna hunduskiego pochodzenia, nawet jedynego syna nazwał z hiduska- Dhani. Nie wiem czy słyszałes płyte Brainwashed - nagrał ja w obliczu śmierci, bedac blisko 60 letnim, w pełni dojrzałym i odległym o lata świetlne od narkotykowych odjazdów człowiekem. I tam sie tez odnosi do swoich głebokich religijnych przekonan. Mało tego - po śmierci kazał rozsypac swe prochy na Ganges - świeta rzeke Hindusów.
Sorry ale bajki piszesz mówiac, że "to zwykła gwiazdorska ekstrawagancja i kaprys, podszyte LSD'owymi odlotami". Nie była to przysłowiowa plama i kaprys tylko jednak cos trwałego i świadomego. Chyba, że wytłumaczysz mi dlaczego był wciaż wierny swoim ideałóm do końca życia - skoro były to tylko odlot i poza to dlaczego tak długo, az do śmierci ja udawał? Prosze o konstruktywna odpowiedz
Okej - bardzo dobra argumentacja, przyznaję
Nawet czuję się przekonany - naprawdę! Po prostu tak głęboko nie siedziałem w jego życiorysie.
Dobra, powiedzmy że jestem w stanie wycofać się z tego "kaprysu" w przypadku Harrisona, tylko tak jak pisałem wcześniej - nie zmienia to faktu że zwyczajnie nie mam ochoty słuchać w jego muzyce Kryszn i tyle. I nie jest to uprzedzenie - w warstwie muzycznej jego hinduskie wycieczki tez mi nie zawsze odpowiadały. Nie pododoba się i koniec. Chociaż przyznaję - sitar w niezbyt przedawkowanej formie jest bardzo OK i muszę się także zgodzić, że świat muzyki rockowej ma co zawdzięczać Harrisonowi.
Aha, 2 dni temu pisałes, że i tak Cie nie przekonam a tu prosze
.
bialkomat napisał(a):
A druga sprawa to jak to było z pozostałymi Beatlesami, którzy z tego co kojarzę wszyscy zaliczyli hinduski epizod (albo i nie epizod)? I pytam naprawdę szczerze z ciekawości a nie prowokacyjnie, bo nie wiem tego?
Z tego co wiem to nikt sie tymi klimatami w zespole poza Harrim nie interesował. Tylko to, że razem pojechali do Indii na 1,5 miesiaca wiesz kiedy. Aha, prawda, w okresie MMT bywali wszyscy na spotkaniach i medytacjach z tym Maharishnim, co potem poskutkowało wyprawa do Indii. Ale to było raczej niewinne, tak naprawde mocno wciakł w to tylko George.
bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Nie przepadam np. tekstami Paula, które uwazam w przeważajacej wiekszosci za płytkie i lanie wody (powiedzmy od Rubber Soul w gore kiedy to Lennon a potem Harrison zaczeli na tym polu dojrzewac i pisac niekedy naprawde błyskotliwe rzeczy. Makka pisze czasem takie bzdury, że jest mi czasem wstyd za niego (np. "Obladi Oblada i zycie idzie do przodu" to kurde prekursor disco polo niemlaze).
A ja Ci powiem że już dużo bardziej wolę te błahe, płytkie, prostolinijne i bezpretensjonalne teksty Paula niż ta cała infantylna kontestacja Lennona, która jest dla mnie na poziomie wypocin, które można znaleźć na ostatnich stronach uczciowskich zeszytów (jak juz pisałem wcześniej - góra 2 klasa liceum
)
Nie mam absoutlnie nic do buntowniczej natury kogokolwiek czy ogólnie wszelkich kontrowersji związanych z tekstami, ale kurde - to musi też mieć jakiś poziom!
Można mieć oczywiście poglądy np. pacyfistyczne (jak na rasowego hippisa przystało) - ale jeśli mi gościu przez kilka minut w kółko wyje "I don't wanna be a soldier mama, i don't wanna die" no to sorry - to jest poziom? To jest przekaz? To jest dzieciniada! Dlatego prowokacyjnie napiszę - już bardziej wolę Obladi-oblada
A Lennona właśnie cenię najbardziej za muzykę, a nie za żadne teksty (jak pewnie spora większość), czy to jakim był człowiekem.
Sorry, Przemku ale nie wiem czemu czepiasz sie tych najbardziej skrajnych, może faktycznie dziecinnych tekstow Johna. Przede wszystkim on nie był hippisem i nie pisał wciaz w takim klimacie.
W okresie Beatlesow prawie w ogole nic w takim kilimacie nie napisał - All You Need Is Love, Give Peace A Chance i co jeszcze....?
Na Plasticu i Imagine tez było tego nie wiele, na Sometime In NYC to samo.
John pisał głownie o swoich problemach i frustarcjach (Help!, Yer, Im So Tired - chyba ze 40% tworczosci Johna), obserował i komentował rzeczywistosc (Sexy Sadie, Dr. Robert), troche politykował (Revolution, Gimmie Some Truth -ale nie wiele), pisal tez rzeczy żartobliwe i prowokacyjne (Walrus, Happiness) a przede wszystkim był poeta (Across The Universe, Julia. Tomorrow NK).
Sorry ale w okresie lat 66-70 napisal bardzo mało infantylnych tekstow. A takich hippisowskich to moze z 5 w tym czasie. Od Imagine w gore byłó juz coraz wiecej banałow.
Za to Paul jak dla mnie popełniał jakies bzdury. Zreszta wiadomo, ze pisał na koncu, po muzyce, u Johna zawsze najpierw powstawał tekst a potem muzyka. Prosze, nie spowadzaj tektow Johna do jakiegos I Don't Wanna Be A Soldier. Ok, ja tez nie powinienem spowadzac Paula do Obladi ale rzeczy wybitnych miał tyle, że na placach jednej reki wymienisz z latwoscia. Jesli ktos był infantylny to Paul powinien dostac za to nagrode nobla
Te wszyskie bzdurne, zmyslone historyjki, albo miłosne kluchy - koszmarek
Czasem mysle, że lepiej by byłó gdyby wział kogos do pomocy pisania tekstow bo sorry, normalnie przedszkole.
Zreszta, pewnie wiesz John z Georgem czesto szydzili z Paula, że wypisuje takie głupoty.