mateuszek78 napisał(a):
Ale i tak Endgame jest najlepsza od czasów Y:):):)I tyle w tym temacie:)
Coś w tym jest. Album jest równy dosyć, ale pomimo tego, że taki TSHF nie jest równy (w połowie tylko dobry), to nie wiem czy go przebił.
Zadziwiające, że Żułek zgodził się ze mną w kilku kwestiach, choć HTSE uznał za średniak. Dla mnie to jeden z wyróżniających się kawałków na Endgame. Jest bardzo melodyjny itd., ale mnie się przede wszystkim zajebiście kojarzy i klimatem nawiązuje do kompilacji HT.
Żułek napisał(a):
wiedziałem że jak zmienią tytuł kawałek mi się nie spodoba, miałem racje
Co ma tytuł do samej kompozycji? Nie rozumiem zupełnie. To nazwa utworu ma wpływ na jego odbiór ?...
Siemin napisał(a):
Zawiódł mnie ten kawałek z akustycznymi wstawkami (how the story ends), ja po cichu liczyłem na coś w stylu holy wars
Przecież to jest zupełnie inny utwór, kompletnie nie nawiązujący do HW i tych klimatów. Słychać to natychmiastowo, więc nawet nie jestem w stanie zrozumieć tego, jak można było to tak kojarzyć.
Żułek napisał(a):
do setu sie dla mnie kompletnie nie nadaje
A dla mnie tak. Jestem zwolennikiem tego, żeby czasem "uspokoić" klimat koncertu i wkręcić coś wolniejszego. Megadeth i tak ma okropnie ograny set więc taka innowacja nie zaszokidzłaby programowi. Taki jakby refelksyjny numer, publika przy takich również potrafi się bawić, zwłaszcza, że ten jest całkiem chwytliwy
bialkomat napisał(a):
a nawet bardzo dobry
i tyle
Otóż to. Mnie się coraz bardziej wkręcają jego sola i są dla mnie czasem "zaskakujące" i takie jakby "pomysłowe". Nie potrafię tego sprecyzować, bo to trochę abstrakcyjna rzecz, ale może przez to, że są wręcz nie w stylu 'deth.
bialkomat napisał(a):
Dla mnie osobiście "This Day We Fight" bardziej jest take-no-prisonerowaty
Również odniosłem takie skojarzenia, ale stoi dla mnie na wyższym poziomie, jest bardziej melodyjny i potrafi się wkręcić pięknie
Żułek napisał(a):
raczej zapchaj dziura niż coś konkretnego, wstydu nie przynosi ale chwalić też sie nie ma czym
No właśnie :/ ...
Żułek napisał(a):
na końcu lekko przyspiesza co psuje moim zdaniem efekt
Ja ogólnie zauważyłem, że na tej płycie występuje tendencja do szybkich zakończeń. Mało ważne czy kawałek przez 3/4 jego trwania będzie utrzymany w średnim tempie, to na końcu i tak przyspieszą, tak jakby była to mieszanka wszystkiego po trochu - melodyjności, lekkości i końcowego thrashu. Według mnie takie proporcje się wyważa nieco inaczej, jak w przypadku zespołu Prototype, który robi takie rzeczy idealnie, perfekcyjnie mieszając nastrojami.
Takie końcowe spostrzeżenie - według mnie Megadeth dużo traci na tym, że w ich muzyce perkusja brzmi zbyt prosto. Brakuje mi bardzo Jimmiego, który potrafił wydobyć o wiele więcej niż proste napierdalanie w bębny. Czasem aż prosi się o to, by perkusja brzmiała bardziej skomplikowanie, a tak dostajemy wiele ogranych patentów, które dużo zabierają samej muzyce.