Dobra, panowie, dośc tego czekania, przesłuchałem to superreklamowane "1,320" ale nie rozumiem kompletnie Waszych zachwytów, potwornie sie zawiodłem.
Początek faktycznie zajeżdza dość mocno ścianą gitar ze wstepu do Liar, nie wiem czy to zaleta czy wada...co z tego jak intro zaczyna mnie meczyc, jest zdecydowanie za długie, bez pomysłu i strasznie monotonne. Zwrotki daja sie lubić, mocne gitarki, Rudy jest soba -OK. Refren jest bardzo melodyjny (kurde czy ktoś mówił, że tu nie ma refrenu?
), dużo miekszy od Headcrushera, słucha sie dobrze, ale po tym wszystkim jak pisaliście, że to taki czad bez wytchnienia spodziewałem sie czegoś naprawde szybkiego a tu średnie tempo i dużo melodyki
Zmiana tempa przy wejściu perkusji to najlepszy moment utworu, ale dalej perka jest monotonna jak flaki z olejem. A teraz zawod najwiekszy - solówki. Czy nie macie wrażenia, że oni cały czas graja jedno solo? -wciaz to samo tempo, tem sam styl, po prostu byleby do przodu i szybko -chyba najgorsze solówki jakie słyszałem u Megadeth i możecie mnie za tą opinie zjeść.
Niestety za każdym kolejnym przesłuchaniem nie zaczynam odkrywac niczego nowego tylko coraz bardziej mnie te solowki mecza swoja monotonnia Przyśpieszenie na zakończeniu to puszczone oczko do Hangar 18, wg mnie taka powtorka jest żenujaca. Tak wiec intro i zakończenie do kosza, pozostaje tylko szkielet piosenki, powiedzmy, że srodek daje rade.
Head Crusher jest dużo bardziej ostry, szybszy, i ma świetna konstrukcje, refren ma mocarny, nawet solowka na końcu ma jakas klase, jest w niej jakas inwencja - przy nim 1,320 wypada bladziutko...
I teraz mam watpliwosci co do Endgame, jeśli Rudy wypuszcza taka średnizne na zachete to ja nie wiem co bedzie z reszta...