Reckoning Day - Wejście Smoka
To w zasadzie mój faworyt z płyty, tyle, że nie w tej wersji. Jestem przywiązany do wykonania z Rude Awakening, które usłyszałem jako pierwsze. Koncertówka średnia ale ten kawałek Megadeth zagrali 10 razy lepiej niz w studio. Jest mocniej zaśpiewany, ostrzej zagrany (zwłaszcza końcówka), a najbardziej cenie sobie solówke na dwie gitary - istny majstersztyk rockowego piękna (na Youthanasii jest jakieś takie bezbarwne). Dla mnie wrsja live jest pełna życia, na płycie brzmi to jakoś syntetycznie - chociażby ten powracajacy wokal przed refrenem...W ogóle kompozycja to wyśmienita: mocny riff, wzrastajace napięcie na zwrtotkach, megachwtyliwy refren, no i te solówki...dla wersji z Youthanasii - 7, live - 10.
Train of Consequences - Tutaj prym wiedzie super poszarpany riff i niezwykle udany refren. Troche mniej lubie solówki. Swoją energią przebija nawet poprzednika - tak wiec na początek płyty mamy dwa mocne uderzenia. 9
Addicted to Chaos - no i sie zaczyna...z poczatku bardzo mi pasował, ale ostanimi czasy troche mnie meczy, przede wszystkim powinien byc krótszy o jakieś 2 minuty. Bardzo schematyczny utwór, oparty na do bólu powtarzalnym riffie (choć świetnym) i mieciutkiej jak podusia melodii. Nagraniu brak niestety przysłowiowych jaj, uwypuolono tu prostote riffu i melodii do granic wytrzymałości. Solówka jakos równiez wyjatkowo zachowacza. Najbardziej zachwyca perkusyjny wstep i wyłaniajacy sie powili riff...7
A Tout le Monde - tutaj mam podobnie do Reckoning Day - zawsze wole wersje live tego kawałka - w okresie Youthanasii wykonywano go z prawdziwym ogniem, nawet na RA wykrzesano sporo magii, tutaj to jest prawie pop rock. Muzycznie wszystko zachwyca, a najbardzie lubie końcowe solo na dwie gitary. 9
Elysian Fields - od tego utworu następuje wyraźny kryzys na płycie...juz sam dziwaczny wstęp mnie razi, ale to nic jak przychodzi refren - najbardziej bezpłciowy i banalny w historii tego zespołu!! To jest Bon Jovi i to wersji soft
W końcówce juz tak został wymeczony i uwybuklony, że trzeba byc twardzielem by go całego dosłuchać
Harmonijka też potrzebna tu jak dzióra ozonowa, jedyne co nie przynosi wstydu to zwrotki, maja przynajmniej jakich nerw, pazur, cokolwiek rockowego bo reszta.../ciecia/..4
The Killing Road - chwilowa poprawa. Potezne riffowanie, sporo agresji, ale niestety słabszy refren, za to solówki bardzo pysznie rozbudowane, niezwyle udane. Klasyczny metal. Oprócz śreniego refrenu, zadowla całkowiecie, chociaż nie są to najwyższe loty... 7
Blood of Heroes - tutaj musze przyznac, że numer brzmi bardzo przekonujaco, pojawiający sie w sodku riff dodaje takiej dostojności właściwej tylko metalowi - po prostu elegancja. Podoba mi sie tez dośc smutny klimat. Ale refren znów mnie odpycha, bardzo soft rockowy, drazniacy...na szczęście nie jest tu tak do bólu eksponowany jak w Addicted to Chaos, pojawia sie tylko 2 krotnie i bez przegięć z wydłużaniem go - doceniam to. Ogólnie OK. 8
Family Tree - O refrnie wolałbym zapomnieć, jak go usłyszałem to uszy mi zwiędły, dla mnie to jakaś parodia. Pół biedy żeby go znów mniej eksponowano, ale niestety całą końcówke męczy niemiłosiernie. Zapomnijmy. Co poza tym? Początek mięciuśki, zwrotki też delikatne, ale te mnie zachwycaja, zarówno gitarowymi pięknymi motywami, super basem i świetnym wokalem...A solo? Nijakie. 6
Youthanasia - kompletna zmiana klimatu. Mocne wejscie, które troche zaciera ślamazarna pierwsza część, troche bez wyrazu, ale refren juz wymiata, a to tylko wstęp do bardzo udanej drugiej części, w której solówki czarują jak za najlepszych czasów, a riffy atakują prawidłowo wściekle. Utwór połowicznie genialny, połowicznie średni. 7
I Thought I Knew It All - Ciekawy kontrast - mocarny riffowanie a tuż obok zaskakujaco melodyjne momenty - bardzo udana mieszanka. Middle Eight i refren posiadają niesamowicie oodziaływujacą melodyke, a motoryczne zwrotki miażdza potęgą brzmienia, na solowce tez jest ciezko. Po wielu wpadkach, w pełni udany numer. 8
Black Curtains - i im bliżej końca tym lepiej. RIFF
Cudo. Ostatnio zauważyłem pewne podobieństwo do "Sympthome Of The Universe" Black Sabbath - tyle, że tam riff grany jest szybciej. Tutaj riff rządzi. Wyróznic nalezy również solówkarskie rzemiosło. Dla mnie rewelacja. 9
Victory - Ostatni odsłuch uświdomił mi, jak bardzo udany jest to utwór. Chyba wcześniej tak jego nie doceniałem, mam nawet wrażenie, że najlepiej mi sie go słuchało z całego zestawu. No cóz słuchając Youthanasii zatęsknić można za bardziej porywajacymi tempami, które właśnie tutaj mamy. Jedyny minusik to znowu wydłużenie ostatniego refrenu, ale ostatcznie wrażenia wyłacznie pozytywne bez rozbierania na cześci składowe. 9
Juz tyle sie pastwiłem na ta płytą, że podsumowanie w możliwie najwiekszym skrócie:
Youthanasia jest logicznym rozwinieciem CTE, w zasadzie nie wiele jej ustepując pod wzgledem agresji. Uważam nawet, że ma lepsze brzmienie, ale niestety zniecheca trywialnymi melodiami zriobionymi zdecydowanie pod szersze masy - to jest najwiekszy minus tej płyty.
Dziś sobie jej słuchałem i było to bardzo przyjemne doświadczenie, jednak ta wyeksponowana melodyjnośc Youthanasii czyni z niej superprzebojowy produkt. Trzeba sznowac klase wroga
Ocena ogólna 7,5/10
PS. Mteuszu, pisałem recke bez wgladu na Twoje pisarstwo, zabieram sie za lekture