Wydawnictwa koncertowe są przeze mnie bardzo lubiane, osobiście uważam, że do każdego albumu każdy zespół powinien dodawać drugą płytę z tymi kawałkami na żywo, niestety tak się nie dzieje.
Nie słyszałem tylko tego koncertu dodanego do PS i CTE Live i nie widziałem koncertu video z Warchest, w wolnej chwili nadrobię zaległości, dlatego póki co skupię się na wrażeniach do pozostałych.
Live At Wembley Stadium 1990 - niesamowity brud i energia, widać, że to nie jest dopieszczone brzmieniowo i bardzo dobrze. Razi mnie jednak gitara Dave'a w prawym kanale, przyzwyczaiłem się do lewego i trochę mnie to drażni, szczególnie przy Holy Wars. Szczególnie duży plus za Black Friday i kawałki z KIMBa. Świetne granie na perkusji, Nick naprawdę był wtedy w formie.
Live at Cow's Palace, San Francisco 1992 - cały zespół w bardzo dobrej formie, świetny wokal, świetny mix, chyba najlepsze wykonanie mojego ukochanego Ashes In Your Mouth ze wszystkich wydawnictw. Jednak tu dla mnie brzmienie jest trochę zbyt sterylne, jak gdyby było nagrywane w studio. Z tym, że szczególnie tutaj słychać, że Marty był jedynym gitarzystą, który gra riffy równie idealnie jak Dave, przy całej reszcie koncertów wydanych z innymi gitarzystami świetnie słychać różnicę. Broderick może odgrywać partie bezbłędnie, ale nigdy nie zagra ich tak dobrze jak Friedman, co doskonale słychać tutaj. Dzięki temu wydawnictwu polubiłem Conjuring.
Rude Awakening - kolejny bardzo dobry koncert, ale słychać, że grają tu już inni muzycy. Nie mam nic do DeGrasso, bardzo dobry perkusista, żałuję, że nie miał szans pokazać tego na następnych albumach Megadeth. Brakuje mi tu solo na basie, Ellefson grał już takie przed Train, tu wpasowałoby się idealnie, zwłaszcza, że gitary i perkusja miały swoje 5 minut. No i skoro to były koncerty promujące The World Needs a Hero, to dlaczego do diaska nie grali Recipe for Hate na żywo?!
That One Night: Live In Buenos Aires - publiczność ratuje ten koncert, bo słychać, że to już nie to Megadeth. Momentami Glen potrafi zagrać świetnie solówki Friedmana (Hangar 18) by zaraz konkretnie spierdzielić solówki Pitrelliego (Return to Hangar). Brakuje tu energii Nicka czy Jimmiego przy garach a bas jak bas, odegrany.
Rust In Peace Live - właściwie tylko dzięki wykonaniu Five Magics ten koncert jest w miarę wyjątkowy. Strasznie mnie drażni fakt, że Dave prawie wyciszył gitarę Brodericka a swoje solówki walnął w środkowym kanale. Psuje mi to odbiór tego albumu.
The Big 4 Live From Sofia, Bulgaria - nic specjalnego, gdyby to nie był koncert w ramach Big 4 prawdopodobnie nikt z nas by o nim nie wspominał.
Waham się pomiędzy Wembley, San Francisco i Rude, każdy ma swoje wady i zalety, ciężki wybór, zależny prawdopodobnie od dnia, dlatego powstrzymam się od jednoznacznego głosu.