bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Bardzo kontrowersyhan opinia.
Z tym się jednak nie będę zgadzał

Jeśli spojrzymy na ilość utworów wydawanych w czasach The Beatles na singlach, a przede wszystkim utwory, które brylowały na szczytach wszelejakich list przebojów, to McCartney ma tego zdecydowanie więcej! Ale żeby też było jasne - oczywiście wcale nie dlatego wolę bardziej Paula, to jest tylko takie obiektywne stwierdzenie faktu, więc nie jest to żaden argument za tym że mam rację czy cóś, bo jak oboje dobrze wiemy to jest i tak wszystko kwestia gustów

Poza tym jak tak se teraz myśle, to wśród moich ulubinych utworów McCarnetya więcej jest chyba takich, które właśnie mniej brylowały na listach.
A jeśli chodzi o stwierdzenie, że Lennon pisał bardziej ambitne kawałki, to... echhh strasznie nie lubię słowa "ambitny"

Jest jakieś takie snobistyczne, i ciężko je tak naprawdę zdefiniować, dlatego jest raczej dość względne. Tzn oczywiście mniej wiecej wiem co masz na myśli, ale i tak nie wiem czy się mogę z tym zgodzić... Z pewnoscią Lennon pisał w późniejszym okresie mniej przebojowe utwory, mniej chwytliwe, mniej melodyjne itp. itd, ale czy to oznacza od razu że były bardziej ambitne?... (co by się za tym słowem nie kryło).
Hmmm...takich dyskusji było juz dziesiatki. Nagrania Johna z późnego okresu były bardziej dojrzałe, zaskakujace, posiadały zazwyczaj drugie dno podczas gdy kawałki Paula były zazwyczaj proste i optymistyczne. Czy mniej ambitne...to jest uogólnienie, które może razić fakt, bo to tak jakby powiedziec, że Paul był mniej ambitny od Johna.
Kiedys napisałem komuś w odpowiedzi tekst o muzycznem dojrzewaniu obydwojga, który miał miejsce w latach 65-67, dokładnie przedstawiłem swój punkt widzenia w oparciu o płyty i utwory, co moze posłużyć za arumenatcje w naszej dyskusji:
McCartney tak jaka każdy artysta o nieprzecietnym talencie zaczynał od błachych rzeczy, z czasem dojrzewał, stawał się coraz lepszy, żeby osiągnąc status wybitnego artysty musial naprawde wiele przejsć...Z Lennonem było tak samo, tyle że John był troche bardziej odważnym artystą, moim zdaniem jako pierwszy z zespołu zaznaczył swoją artystyczną odrębność - takimi tekstami jak I'm A Loser, Help czy kilkoma jeszcze bardziej znaczącymi na płycie "Rubber Soul". Od tego właśnie albumu piosenki Paula i Johna zaczęły się, chociaz jednak w mało widoczny jeszcze sposób ale jednak ze sobą różnić. Dla Paula był to jeszcze etap piosenek o miłości pisanych w dośc banalny sposób, dla Johna rozpoczął się nowy rozdział...Dla mnie utwory Lennona na szóstej płycie TB znamionuja juz pewną dojrzałóść artystyczną, równiez muzycznie - "Nowhere Man", "Girl" czy "In My Life" to jednak krok do przodu względem płyty Help, utwory te maja piekne, nie banalne, refleksyjne teksty, oba nie są juz tak nosnie melodyjne, maja pewnien zamysł, klimat; Z kolei takie "Drive My Car" czy "I'm Lookong Through You" to jednak postęp żadny, to wciąż tacy typowi beztroscy Beatlesi, nie wiem ja to wyraźnie odczuwam tą różnice... Płyta "Rubber Soul" moim zdaniem jest pierwszym przykładem na to, że Lennon szybciej dojrzewał jako artysta od Paula...chociaż to były dopiero przebłyski bo spora część kompozycji Johna z tego albumu to jeszcze stare i proste chwyty.
Dalej "Revolver". Paul robi pierwsze znaczące postępy, przede wszystkim za sprawą niezwykle nowatorskiego "Eleanor Rigby", cała reszta jest również dojrzalsza jak na Paula, ale mysle, że większość jest w klimacie utworów Johna z "Rubber Soul". Z kolei Lennon na "Revolverze" to artysta już w pełni dojrzały - teksty to już czysta poezja, zauwazcie, że nie ma juz nic z banału o miłości - NIC. Muzycznie szalenie odważne, szokujace wręcz (Tomorrow Never Knows i I'm Only Sleeping, oraz singlowy Rain), oraz w pełni ukazujace rockowego artyste, bez jakichkolwiek słodzeń (She said She Siad, And Your Bird Can Sing).
Moim zdaniem na Revolverze słychać bardzo dobrze róznice w rozwoju obydwu muzyków. Można nie lubić Johna ale chyba każdy przyzna, że w 66 roku straszliwie się rozwinał jako twórca, Paul również ale troche do Johna mu barkowało, już nie chce nawijać o tym, że Paul nie eksperymentował, ale jego kompozycje miały w sobie ciągle spory powiew banału (Good day Sunshine, Yellow Submurine), zarówno muzycznie, przede wszystkim jednak tekstowo - na tym ostatnim poletku John przechodził juz samego siebie podczas gdy Paul zachwycał się słoneczkiem i pięknymi historyjkami o miłości...naprawde mam podstawy by twierdzić, że John jako artysta dojrzewał szybciej od Paula - Revolver jest tego świetnym przykładem. Co nie przeszkadza mi przecież kochac obydwu...
Kolejne dzieło - "Sgt. Pepper". Fani Paula i tak wiedza swoje

Paul wymyslił koncept płyty, Paul czuwał nad całością, Paul napisał połowe materiału na płyte (John dla porównania jedynie 35%)...ale tak naprawde to właśnie wtedy w 67 roku ich drogi najmocniej się rozeszły. Johna mocno wzieły narkotyki i szalone wizje co przełożyło się na najbardziej dojrzałe, kolorowe, nowatorskie i inspirujace utwory w dziejach The Beatles a i być może i całej muzyki rockowej - TAK, TAK! John tworzy na Pieprza 5 utworów (ten najwazniejszy jednak nie wchodzi na płyte) - kazdy z nich to maksymalna perła (ok zgodze się, że Good Morning to może nie do końca taki Everest, ale jak go równam z takim Getting Better to...), ale już tylko samym "Strawberry Fields Forever" musiał nieźle zapędzić pozostałych Beatlesów w kompleksy, no wybaczcie... John w 67 był muzycznym bogiem, ok ćpał, nie panował nad tym, nie pozbierał by tak Pieprza do kupy jak Paul, ale jeżeli chodzi o dojrzałosć artystyczną to ten facet osiągnął szczyt. A kto wie czy jeszcze bardziej szokujace nie jest "A Day In The Life"... Kocham Paula ale tym razem zabrakło czegoś nawet na miare "Eleanor Rigby" by chociaz dorównac partnerowi; jego utwory na Pieprzu są strasznie piekne ale w 67 roku Muzyka tak bardzo się zmieniała, dokonywała rzeczy niemożliwych, była świadectwem dojrzałości ale i odwagi jej twórców, jednoznacznie ukazała jak poszukującym artystą był Lennon, ale też jak tego troche brakowało u Paula, który bez względu na powstajace nurty najlepiej czuł się w konwencji melodyjnych, prostych piosenek...Bo czy jakikolwiek utwór Paul z 67 roku nie był taki? Pamiętam jak mi sie dostało, że nazwałem When I'm 64, Penny Lane i She's Leaving Home popem...naprawde nie wiem dlaczego. Może to dobrze, że Paul nie scigał się z Johnem, tylko pozostał soba - twórca pięknych,prostych i melodyjnych utworów. Na pewno należy pochwalić Paula za teksty z Pieprza - do Johna ciągle barkowało (chociaz to bardzo subiektywna akurat ocena) ale sa naprawde dobre. Muzycznie jako całość nieco dojrzalsze od Revolwerowych ale Pieprz dla Paula nie był jakąś osobistą rewolucją jako artysty...dla Johna TAK. Zresztą najlepiej to widac po całym 67 roku - pod koniec powstaje trzecie arcydzieło Johna - "I Am The Walrus" będący jakby dopełnieniem genialnej pary jaką miał w tym czasie Lennon. To jednoczesnie chyba 3 najsłynniejsze i jednocześnie najdojrzalsze i najbardziej inspirujące nagrania Wielkiej Czwórki...chyba wszyscy widza w tych nagraniach coś wiecej, jakies apogeum Beatlesowskiego geniuszu...
Podsumowując: Sgt. Pepper's ukazuje największą różnice muzycznej drogi między Johnem a Paulem. Czy tylko ja to dostrzegam? Jako kompozytorzy prezentowali zupełnie inny etep rozwoju - dla Johna był to pełen rozkwit muzycznego szaleństwa, dostojeństwa, poezji, wyobraźni - dla Paula był to okres cieżkiej pracy, który przyniosł świetne utwory pop-rockowe, z których jedank tylko When I'm 64 zapisał się do kanonu muzyki. Popowej. Każdy to kojarzy, każdy kocha, każdy zanuci...Ale nie to, że Paul był gorszy od Johna, Paul był po prostu INNY (dlatego też czasem wydaje mi się, że porównywanie obydwu Beatlesów jest troche nie na miejscu bo obydwaj mieli przecież równie istotne zasługi tyle, że w troche innych dziedzinach...) On nigdy nie zrezygnował z banału w muzyce, za co go równiez kocham...no niech ktos stworzy tyle utworów, które można od razu łatwo nucić. To też wielka sztuka. Chociaż zupełnie inna od kwiecistego wyszukania w muzyce, mieniącej się tysiącem barw...Mozna stawiac na melodie, można też na dojrzałósć artystyczną - ja stawiam jednak na dojrzałość. John w 67 roku był artysta bardzo świadomym bogactwa muzyki i w pełni z niej kożystał, był dojrzalszym twórcą od Paula, ale Paul oczywiście również cały czas dojrzewał, chociaż myśle, że nie w takim stopniu jak John...
Uważam, ze w latach 65-67 postęp Johna jako artysty był po prostu szokujacy... Help - In My Life - Rain - I'm Only Sleeping - Tomorrow Never Knows - Strawberry Fields Forever - A Day In The Life - I Am The Walrus...i chyba juz trafił na wielką ścianę, bo już nic bardziej dojrzałego nie dałoby się stworzyć...ja do dziś nie moge uwierzyć, że ktoś mógł w przeciągu 2 lat przejść TAKĄ droge..
Teraz Paul - The Night Before - Drive My Car - Paperback Writer - For No One - Eleanor Rigby - Penny Lane - Fixing A Hole - Fool On The Hill (wybierałem możliwie najdojrzalsze kawałki z danego okresu). Postęp jest ale najbardziej widoczny w okresie płyty "Revolver" (Eleanor w niczym nie ustępuje najzmyślniejszym psychodelikom Johna z tej płyty), na Sierżancie trudno już wyszukać cos co by dorównało dla "Eleanor Rigby", wybrałem Fixing bo jest nieźle zakręcone, nawet psychodeliczne, ale czy był to az taki postęp jak u Johna..?
Oczywiecie to tylko MOJE zdanie.
O Białym Albumie wkleje Ci tekst wkrótce. Bowiem 68 rok był też znaczący w rozwoju tych dwuch genialnych Beatlesów...
bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Hippisowski światopoglad Johna - mmmm toż to cały John.
Hehe, no właśnie wiem że to cały John, tylko sęk w tym że ja kurcze zawsze nienawidziłem tych hippisów

i tej ich pseudofilozofii. I nic tu nie jestem w stanie poradzić

A co do tekstów, to dla mnie twórczość ich obojga była mi szczerze mówiąc zawsze raczej dość obojętna. (być może oczywiście niesłusznie) Napisałem jedynie że jak już, to badziej wolę wesołe teksty Paula o miłości niż co niektóre hippisowskie twory Johna.
Ale teksty Johna są glównie o nim samym, o jego problemach, o konkretnych sytuacjach, takich hippisowskich jest może 10. Jego teksty były dla mnie zawsze bardzo wiarygodne - najbardzie na Białym Albumie oraz Plastic Ono Band, na którym w 100% wyraził siebie.
Natomiast teksty paula to glównie wymyslone historyjki, często rymowanki - niestety nie potrafie sie przy nich wzruszyć...

To dośc obiegowa opinia, że Paulowi sporo brakowało do talentów pisarskich Johna, ale oczywieście szanuje Twoją prywatną opinie.
bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Bialkomacie, możesz mi podac liste swoich ulubionych płyt solowych?
Niee!

Błagam Cię Yer Blue

Nie dam rady

Naprawdę nie potrafię tak po prostu tego wypunktować, sorki

A co do płyt które napisałeś, czyli "Wild Life" i "Back To The Egg", to bardzo je lubię (szczególnie Back), chociaz wiem, że są raczej mniej lubiane przez fanów. Tytułowy utwór z Wild Life jest wręcz genialny, a kawałki nagrane z tzw. Rockestrą na "Back" wymiatają

Natomiast "Old Siam, Sir" jest jedym z moich najulubieńszych jakie kiedykolwiek nagrał Paul

Naprawdę niezły rocker

A tu znów mnie pieknie zaskoczyłeś!
Bowiem utwór "Wild Life" jest moim absolutnie najlepszym kawałkiem po 70 roku stworzonym przez któregokolwiek z Beatlesów! A tym samym ulubionym numerem Paula solo. Tak, uważam, że nawet John nie stworzył po rozpadzie zespołu czegoś tak olśniewajacego...moge go słuchac bez przrwy..A z całej twórczosci Paula wole tylko Helter Skelter.
Z kolei Old Siam Sir to moje drugie ulubione nagranie Makki Paula po Beatlesach.!

Serio! Jak znajde rzenzje BTTE to zaraz wkleje, to jest moja ulubiona płyta McCartneya, ciesze sie , że Ci sie tez podoba. A co ciekawe mało kto ją lubi...