Megadeth Info Forum

Forum poświęcone amerykańskiemu zespołowi metalowemu Megadeth
Obecny czas: Pią Lip 04, 2025 06:48

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 241 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5 ... 13  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Pon Sty 19, 2009 23:53 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Hehe, co do coverów, to trochę by się znalazło :) Beatlesi są w końcu najczęsciej coverovanym zespołem w historii. Nie jestem do końca pewnien, ale jest chyba nawet wpis w ksiedze rekordów guinessa na ten tamat.

Poza tym zgadzam się oczywiśnie że nie ma co patrzeć na te wszelejakie rekordy, czy rzeczy które zapoczątkowali itp. itd., bo nie jest to żaden wyznacznik. Albo się nam coś podoba albo nie i tyle. Gusta są w końcu różne.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Wto Sty 20, 2009 13:55 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
4. No i ten odwieczny spór Lennon vs McCartney...
Patrząc na całokształt, czyli to co robili w Beatlesach i solo, to ja osobiście wybieram McCartneya, chociaż trzeba przyznać że jest to tak naprawdę taki głupi spór w rodzaju wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Bożym Narodzeniem. Oboje byli w końcu jednakowo ważni dla zespołu.
Obiektywnie rzecz biorąc McCartney był jednak lepszym instrumentalistą i lepszym wokalistą niż Lennon. W czasach działalności solowej zdecydowanie też bardziej płodnym. Ale czy był lepszym songwriterem? To już kwesta subiektywna, chociaż znowuż obiektywnie patrząc to on był twórcą największej liczby najwiekszych przebojów The Beatles. Co bardziej złośliwi mówili żartobliwie że Lennon się nieźle dorobił na McCartney'u :) (w końcu wszystkie utwory sygnowali jako duet Lennon/McCartney, przez co dochód z tantiemów przypadał na nich po równo).
Mnie osobiście, jak już pisałem wcześniej, bardziej przypada do gustu muzyka McCartney'a. Również całą jego działalność solową uwielbiam, a ma tego sporo. Bardzo lubie przede wszystkim jego głos - ma taką ciepłą i miękką barwę (w dobrych znaczeniach tych słów :)), a Lennon to tak skrzeczy czasem trochę ;)
Poza tym w Lennonie zawsze mnie strasznie wkurwiał ten jego hippisowski światopogląd (w późniejszym okresie), z którym się tak obnosił, przez co wkurzają mnie co poniektóre jego hippisowskie, nadęte i pretensonalne protestsongi (mówie tu oczywiście tylko o warstwie tekstowej, no może poza Let's Give Peace A Chance, który jest hippisowski również w warstwie muzycznej ;)). Już dużo bardziej wolę nawet jakieś naiwne teksty o miłości McCartneya.
Ale ogólnie mimo wszystko Lennona też lubie :) Z działalności solowej chyba najbardziej lubię jego pierwszą płytę. Co do McCartney'a, to miałbym tu już trochę trudniejszy wybór, ale chyba (trochę mało oryginalnie) postawiłbym na Band On The Run.
No nie możemy tu też zapominać oczywiście o Harrisonie, który moim zdaniem w czasach Beatlesów powinien mieć trochę więcej do powiedzenia. Na każdej płycie znajdują się jeden czy dwa jego kawałki i zawsze są to perełki jak chociażby While My Guitar Gently Weeps, Here Comes The Sun czy I Me Mine.
Natomiast jego solowy debiut All Things Must Pass jest być może najlepszą płytą jaką kiedykolwiek wydał ex-beatles. Chociaż nie do końca byłem zawsze przekonany czy 3-płytowy album jest w tym wypadku najlepszym pomysłem.
No, to chyba na razie tyle... :)


No to jednak troche sie różnimy...:)
Bede leciał puktami ;)

1. Makka był lepszym instrumentalista - to jest oczywiesty fakt. Wiesz, że to on zagrał wszystkie gitary w Taxmanie (zarówno riffy jaki i obłędne solo).
Ale juz kto był lepszym woklista to juz rzecz gustu. Ja sto razy wole wokal Johna! On tez potrafił zaśpiewac wszystko, ale moim zdaniem był w tym bardziej przekonywujacy. Np. nic nie przebije jego darcia ryja w Well Well Well - w zyciu nie słyszałem tak ekstremalnego wokalu w muzyce nie metalowej. On sie potrafił udrezeć bez wysiłku. A i liryczny Lennon bardziej mi odpowiada. Chociaz powtórze jeszcze raz to jest tylko wojna gustów, Ty wolisz to a ja tamto. Jednak obiektywnie nie moza powiedzeic kto lepiej spiewał.

2. Co do tej plodności Paula - nie do końca sie z tym zgadzam. Do 75 roku tworzyli średnio płyte na rok, po 75 John usunał sie w cień i zajął sie wychowywaniem syna, poza tym miał dośc kontraktów, które go ograniczały. Nie znaczy jedank to, że skończyła mu sie wena. Natomiast Paul ciagle żył muzyką, nie potrafił przestać.
Ale popatrz co sie dzaiło z Johnem w 80 roku jak wrócił do grania - stworzył Double Fantasy w 2 tygodnie, a zaraz po jego wydaniu od razu napisał materiał na Milk And Honey. Mało tego, wtedy Lennon komponował na potege - nie wiem czy znasz te wszystkie dema z tego okresu ale jest tego mnóstwo. Tak wiec wena nigdy go nie opuszczała.
Natomiast nie można równac Johna z Paulem po 80 roku, ponieważ Johna już nie było. Wiec to ,ze dorobek Paula urósł przez ostatnie 30 lat do takich rozmiarów nie jest dobrym argumentem na to, że jest bardziej plodny od Johna. kto wiem, może John tworzyłby wiecej...gdyby zył.

3. "To już kwesta subiektywna, chociaż znowuż obiektywnie patrząc to on był twórcą największej liczby najwiekszych przebojów The Beatles. Co bardziej złośliwi mówili żartobliwie że Lennon się nieźle dorobił na McCartney'u :) (w końcu wszystkie utwory sygnowali jako duet Lennon/McCartney, przez co dochód z tantiemów przypadał na nich po równo)."

Bardzo kontrowersyhan opinia. Przeciez obaj na siebie oddziaływali, Lennon zyskał tyle samo co Paul na tej wspolpracy.
I niezgadzam sie jakoby Paul mial tak wielka przewage w ilościach przebojów TB. Na oko było ich po równo. W początakch działalności wiecej hitów miał John (bo i komponował ze 3 razy wiecej), w drugiej połowie John pisał zbyt ambitne kawałki by szły na single dlatego Paul przejął pałeczke hicioroba ;)
Ale obiektywnie patrząc ilośc to jest kiepski argument.

4. Hippisowski światopoglad Johna - mmmm toż to cały John. Kocham takiego Lennona. Natomiast co do tekstów, szczerze: znam może 5 wybitnych tekstów Paula w Beatlesach, natomiast John co drugi utwór sprowadza mnie do parteru, przykłady: I Am The Walrus, Yer Blues, I'm So Tired, Glass Onion, I'm onlu Sleeping...to są dla mnie najbliższe teksty na świecie. Natomiast miłosne opowiastki Paula są mi prawie obojętne.
To samo solowa twórczość. Jestem absolutnie pod wielkim wrażeniem szczerosci i odwagi Johna w tekstach.

5. Solowa twórczosć. Moje top 10 solowych płyt eks-beatlesów powiedza Ci wszystko kogo najwyżej cenie :):

1. All Things Must Pass
2. Plastic Ono Band
3. Walls And Bridges
4. Imagine
5. Back To The egg
6. Wild Life
7. Ram
8. Living In the Material world
9. Mind Games
10. Band On The Run

Bialkomacie, możesz mi podac liste swoich ulubionych płyt solowych?
I mam odwieczne pytanie: co sadzisz o Wild life i Back To The Egg McCartneya? To są moje ulubione :)
Natomiast zgadzamy sie co do All Thing Must Pass, oraz co do najlepszej płyty Johna. :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Śro Sty 21, 2009 19:16 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Cytuj:
Ale juz kto był lepszym woklista to juz rzecz gustu.

No właściwie masz rację.
I właśnie dlatego bardziej przypada mi do gustu śpiewanie Paula :D
Chociaż wiele razy gdzieś czytałem, że jeśli chodzi o możliwości wokalne, to większymi dysponował jednak McCartney. Ale OK, myśle że właściwie nie ma się o co tutaj spierać ;)

Cytuj:
Natomiast nie można równac Johna z Paulem po 80 roku, ponieważ Johna już nie było.

Oczywiście że miałem na myśli tylko muzykę nagraną do śmierci Lennona (Dec. 1980). No wiadomo.. :D
W każdym razie jeśli spojrzymy na płyty nagrane w tym czasie, to McCartney ma ich 10, a Lennon 7 + 1 z coverami. Ale ok, może faktycznie jakiejś wielkiej różnicy nie było.

Cytuj:
Bardzo kontrowersyhan opinia.

Z tym się jednak nie będę zgadzał ;)
Jeśli spojrzymy na ilość utworów wydawanych w czasach The Beatles na singlach, a przede wszystkim utwory, które brylowały na szczytach wszelejakich list przebojów, to McCartney ma tego zdecydowanie więcej! Ale żeby też było jasne - oczywiście wcale nie dlatego wolę bardziej Paula, to jest tylko takie obiektywne stwierdzenie faktu, więc nie jest to żaden argument za tym że mam rację czy cóś, bo jak oboje dobrze wiemy to jest i tak wszystko kwestia gustów :) Poza tym jak tak se teraz myśle, to wśród moich ulubinych utworów McCarnetya więcej jest chyba takich, które właśnie mniej brylowały na listach.
A jeśli chodzi o stwierdzenie, że Lennon pisał bardziej ambitne kawałki, to... echhh strasznie nie lubię słowa "ambitny" ;) Jest jakieś takie snobistyczne, i ciężko je tak naprawdę zdefiniować, dlatego jest raczej dość względne. Tzn oczywiście mniej wiecej wiem co masz na myśli, ale i tak nie wiem czy się mogę z tym zgodzić... Z pewnoscią Lennon pisał w późniejszym okresie mniej przebojowe utwory, mniej chwytliwe, mniej melodyjne itp. itd, ale czy to oznacza od razu że były bardziej ambitne?... (co by się za tym słowem nie kryło).

Cytuj:
Hippisowski światopoglad Johna - mmmm toż to cały John.

Hehe, no właśnie wiem że to cały John, tylko sęk w tym że ja kurcze zawsze nienawidziłem tych hippisów :D i tej ich pseudofilozofii. I nic tu nie jestem w stanie poradzić :)
A co do tekstów, to dla mnie twórczość ich obojga była mi szczerze mówiąc zawsze raczej dość obojętna. (być może oczywiście niesłusznie) Napisałem jedynie że jak już, to badziej wolę wesołe teksty Paula o miłości niż co niektóre hippisowskie twory Johna.
Chociaż jednym tekstem Lennon to mnie naprawdę wkurzył, a mianowicie "How Do You Sleep?", który jak wiadomo odnosi się do McCartney'a. Ja wiem że jest on niby odpowiedzią na "Too Many People" Paula, ale ten utwór nie był tak dosadny i taki wprost.
A sławetne słowa:
"The only thing you done was yesterday and since you're gone you're just another day"
uważam za wręcz bezczelne, wredne i niesprawiedliwe, i zawsze miałem wrażenie że musiały być wyrazem nawet jakiejś zawiści, bo inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć.

Cytuj:
Bialkomacie, możesz mi podac liste swoich ulubionych płyt solowych?

Niee! :) Błagam Cię Yer Blue ;) Nie dam rady :)
Naprawdę nie potrafię tak po prostu tego wypunktować, sorki ;)
A co do płyt które napisałeś, czyli "Wild Life" i "Back To The Egg", to bardzo je lubię (szczególnie Back), chociaz wiem, że są raczej mniej lubiane przez fanów. Tytułowy utwór z Wild Life jest wręcz genialny, a kawałki nagrane z tzw. Rockestrą na "Back" wymiatają :) Natomiast "Old Siam, Sir" jest jedym z moich najulubieńszych jakie kiedykolwiek nagrał Paul :) Naprawdę niezły rocker :)

Zresztą posłuchajcie sobie sami ;)
Zwracam się oczywiście do Żułka i Mateusza ;)
http://pl.youtube.com/watch?v=mC-kt8qBIWk


Ostatnio edytowany przez bialkomat Śro Sty 21, 2009 20:04, edytowano w sumie 2 razy

Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Śro Sty 21, 2009 20:01 
Offline
Psychotron

Rejestracja: Pon Sty 05, 2009 00:57
Posty: 375
Miejscowość: Zagłębie Dąbrowskie
bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Hippisowski światopoglad Johna - mmmm toż to cały John.

Hehe, no właśnie wiem że to cały John, tylko sęk w tym że ja kurcze nigdy nie nawidziłem tych hippisów :D i tej ich pseudofilozofii. I nic tu nie jestem w stanie poradzić :)


Przepraszam, ale muszę się w końcu czepić. Nikt tu nie dba o czystość języka i tworzy zdania "bez sęsu". Zdanie zrozumiałem, każdy pewnie zrozumiał, ale na litość kata: "nigdy nie nawidziłem"=zaprzeczenie zaprzeczenia + 'nie' oddzielnie. Zresztą znaczy dokładnie odwrotność tego co chciałeś napisać. ;) "I can't get no satisfaction" Stones'om przeszło, ale to jest przegięcie. :lol:

_________________
"You can't play God then wash your hands of the things you've created"


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Śro Sty 21, 2009 20:05 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Dobra dobra, już poprawiłem ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Czw Sty 22, 2009 13:57 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Bardzo kontrowersyhan opinia.

Z tym się jednak nie będę zgadzał ;)
Jeśli spojrzymy na ilość utworów wydawanych w czasach The Beatles na singlach, a przede wszystkim utwory, które brylowały na szczytach wszelejakich list przebojów, to McCartney ma tego zdecydowanie więcej! Ale żeby też było jasne - oczywiście wcale nie dlatego wolę bardziej Paula, to jest tylko takie obiektywne stwierdzenie faktu, więc nie jest to żaden argument za tym że mam rację czy cóś, bo jak oboje dobrze wiemy to jest i tak wszystko kwestia gustów :) Poza tym jak tak se teraz myśle, to wśród moich ulubinych utworów McCarnetya więcej jest chyba takich, które właśnie mniej brylowały na listach.
A jeśli chodzi o stwierdzenie, że Lennon pisał bardziej ambitne kawałki, to... echhh strasznie nie lubię słowa "ambitny" ;) Jest jakieś takie snobistyczne, i ciężko je tak naprawdę zdefiniować, dlatego jest raczej dość względne. Tzn oczywiście mniej wiecej wiem co masz na myśli, ale i tak nie wiem czy się mogę z tym zgodzić... Z pewnoscią Lennon pisał w późniejszym okresie mniej przebojowe utwory, mniej chwytliwe, mniej melodyjne itp. itd, ale czy to oznacza od razu że były bardziej ambitne?... (co by się za tym słowem nie kryło).


Hmmm...takich dyskusji było juz dziesiatki. Nagrania Johna z późnego okresu były bardziej dojrzałe, zaskakujace, posiadały zazwyczaj drugie dno podczas gdy kawałki Paula były zazwyczaj proste i optymistyczne. Czy mniej ambitne...to jest uogólnienie, które może razić fakt, bo to tak jakby powiedziec, że Paul był mniej ambitny od Johna.
Kiedys napisałem komuś w odpowiedzi tekst o muzycznem dojrzewaniu obydwojga, który miał miejsce w latach 65-67, dokładnie przedstawiłem swój punkt widzenia w oparciu o płyty i utwory, co moze posłużyć za arumenatcje w naszej dyskusji:

McCartney tak jaka każdy artysta o nieprzecietnym talencie zaczynał od błachych rzeczy, z czasem dojrzewał, stawał się coraz lepszy, żeby osiągnąc status wybitnego artysty musial naprawde wiele przejsć...Z Lennonem było tak samo, tyle że John był troche bardziej odważnym artystą, moim zdaniem jako pierwszy z zespołu zaznaczył swoją artystyczną odrębność - takimi tekstami jak I'm A Loser, Help czy kilkoma jeszcze bardziej znaczącymi na płycie "Rubber Soul". Od tego właśnie albumu piosenki Paula i Johna zaczęły się, chociaz jednak w mało widoczny jeszcze sposób ale jednak ze sobą różnić. Dla Paula był to jeszcze etap piosenek o miłości pisanych w dośc banalny sposób, dla Johna rozpoczął się nowy rozdział...Dla mnie utwory Lennona na szóstej płycie TB znamionuja juz pewną dojrzałóść artystyczną, równiez muzycznie - "Nowhere Man", "Girl" czy "In My Life" to jednak krok do przodu względem płyty Help, utwory te maja piekne, nie banalne, refleksyjne teksty, oba nie są juz tak nosnie melodyjne, maja pewnien zamysł, klimat; Z kolei takie "Drive My Car" czy "I'm Lookong Through You" to jednak postęp żadny, to wciąż tacy typowi beztroscy Beatlesi, nie wiem ja to wyraźnie odczuwam tą różnice... Płyta "Rubber Soul" moim zdaniem jest pierwszym przykładem na to, że Lennon szybciej dojrzewał jako artysta od Paula...chociaż to były dopiero przebłyski bo spora część kompozycji Johna z tego albumu to jeszcze stare i proste chwyty.

Dalej "Revolver". Paul robi pierwsze znaczące postępy, przede wszystkim za sprawą niezwykle nowatorskiego "Eleanor Rigby", cała reszta jest również dojrzalsza jak na Paula, ale mysle, że większość jest w klimacie utworów Johna z "Rubber Soul". Z kolei Lennon na "Revolverze" to artysta już w pełni dojrzały - teksty to już czysta poezja, zauwazcie, że nie ma juz nic z banału o miłości - NIC. Muzycznie szalenie odważne, szokujace wręcz (Tomorrow Never Knows i I'm Only Sleeping, oraz singlowy Rain), oraz w pełni ukazujace rockowego artyste, bez jakichkolwiek słodzeń (She said She Siad, And Your Bird Can Sing).
Moim zdaniem na Revolverze słychać bardzo dobrze róznice w rozwoju obydwu muzyków. Można nie lubić Johna ale chyba każdy przyzna, że w 66 roku straszliwie się rozwinał jako twórca, Paul również ale troche do Johna mu barkowało, już nie chce nawijać o tym, że Paul nie eksperymentował, ale jego kompozycje miały w sobie ciągle spory powiew banału (Good day Sunshine, Yellow Submurine), zarówno muzycznie, przede wszystkim jednak tekstowo - na tym ostatnim poletku John przechodził juz samego siebie podczas gdy Paul zachwycał się słoneczkiem i pięknymi historyjkami o miłości...naprawde mam podstawy by twierdzić, że John jako artysta dojrzewał szybciej od Paula - Revolver jest tego świetnym przykładem. Co nie przeszkadza mi przecież kochac obydwu...

Kolejne dzieło - "Sgt. Pepper". Fani Paula i tak wiedza swoje ;) Paul wymyslił koncept płyty, Paul czuwał nad całością, Paul napisał połowe materiału na płyte (John dla porównania jedynie 35%)...ale tak naprawde to właśnie wtedy w 67 roku ich drogi najmocniej się rozeszły. Johna mocno wzieły narkotyki i szalone wizje co przełożyło się na najbardziej dojrzałe, kolorowe, nowatorskie i inspirujace utwory w dziejach The Beatles a i być może i całej muzyki rockowej - TAK, TAK! John tworzy na Pieprza 5 utworów (ten najwazniejszy jednak nie wchodzi na płyte) - kazdy z nich to maksymalna perła (ok zgodze się, że Good Morning to może nie do końca taki Everest, ale jak go równam z takim Getting Better to...), ale już tylko samym "Strawberry Fields Forever" musiał nieźle zapędzić pozostałych Beatlesów w kompleksy, no wybaczcie... John w 67 był muzycznym bogiem, ok ćpał, nie panował nad tym, nie pozbierał by tak Pieprza do kupy jak Paul, ale jeżeli chodzi o dojrzałosć artystyczną to ten facet osiągnął szczyt. A kto wie czy jeszcze bardziej szokujace nie jest "A Day In The Life"... Kocham Paula ale tym razem zabrakło czegoś nawet na miare "Eleanor Rigby" by chociaz dorównac partnerowi; jego utwory na Pieprzu są strasznie piekne ale w 67 roku Muzyka tak bardzo się zmieniała, dokonywała rzeczy niemożliwych, była świadectwem dojrzałości ale i odwagi jej twórców, jednoznacznie ukazała jak poszukującym artystą był Lennon, ale też jak tego troche brakowało u Paula, który bez względu na powstajace nurty najlepiej czuł się w konwencji melodyjnych, prostych piosenek...Bo czy jakikolwiek utwór Paul z 67 roku nie był taki? Pamiętam jak mi sie dostało, że nazwałem When I'm 64, Penny Lane i She's Leaving Home popem...naprawde nie wiem dlaczego. Może to dobrze, że Paul nie scigał się z Johnem, tylko pozostał soba - twórca pięknych,prostych i melodyjnych utworów. Na pewno należy pochwalić Paula za teksty z Pieprza - do Johna ciągle barkowało (chociaz to bardzo subiektywna akurat ocena) ale sa naprawde dobre. Muzycznie jako całość nieco dojrzalsze od Revolwerowych ale Pieprz dla Paula nie był jakąś osobistą rewolucją jako artysty...dla Johna TAK. Zresztą najlepiej to widac po całym 67 roku - pod koniec powstaje trzecie arcydzieło Johna - "I Am The Walrus" będący jakby dopełnieniem genialnej pary jaką miał w tym czasie Lennon. To jednoczesnie chyba 3 najsłynniejsze i jednocześnie najdojrzalsze i najbardziej inspirujące nagrania Wielkiej Czwórki...chyba wszyscy widza w tych nagraniach coś wiecej, jakies apogeum Beatlesowskiego geniuszu...
Podsumowując: Sgt. Pepper's ukazuje największą różnice muzycznej drogi między Johnem a Paulem. Czy tylko ja to dostrzegam? Jako kompozytorzy prezentowali zupełnie inny etep rozwoju - dla Johna był to pełen rozkwit muzycznego szaleństwa, dostojeństwa, poezji, wyobraźni - dla Paula był to okres cieżkiej pracy, który przyniosł świetne utwory pop-rockowe, z których jedank tylko When I'm 64 zapisał się do kanonu muzyki. Popowej. Każdy to kojarzy, każdy kocha, każdy zanuci...Ale nie to, że Paul był gorszy od Johna, Paul był po prostu INNY (dlatego też czasem wydaje mi się, że porównywanie obydwu Beatlesów jest troche nie na miejscu bo obydwaj mieli przecież równie istotne zasługi tyle, że w troche innych dziedzinach...) On nigdy nie zrezygnował z banału w muzyce, za co go równiez kocham...no niech ktos stworzy tyle utworów, które można od razu łatwo nucić. To też wielka sztuka. Chociaż zupełnie inna od kwiecistego wyszukania w muzyce, mieniącej się tysiącem barw...Mozna stawiac na melodie, można też na dojrzałósć artystyczną - ja stawiam jednak na dojrzałość. John w 67 roku był artysta bardzo świadomym bogactwa muzyki i w pełni z niej kożystał, był dojrzalszym twórcą od Paula, ale Paul oczywiście również cały czas dojrzewał, chociaż myśle, że nie w takim stopniu jak John...

Uważam, ze w latach 65-67 postęp Johna jako artysty był po prostu szokujacy... Help - In My Life - Rain - I'm Only Sleeping - Tomorrow Never Knows - Strawberry Fields Forever - A Day In The Life - I Am The Walrus...i chyba juz trafił na wielką ścianę, bo już nic bardziej dojrzałego nie dałoby się stworzyć...ja do dziś nie moge uwierzyć, że ktoś mógł w przeciągu 2 lat przejść TAKĄ droge..
Teraz Paul - The Night Before - Drive My Car - Paperback Writer - For No One - Eleanor Rigby - Penny Lane - Fixing A Hole - Fool On The Hill (wybierałem możliwie najdojrzalsze kawałki z danego okresu). Postęp jest ale najbardziej widoczny w okresie płyty "Revolver" (Eleanor w niczym nie ustępuje najzmyślniejszym psychodelikom Johna z tej płyty), na Sierżancie trudno już wyszukać cos co by dorównało dla "Eleanor Rigby", wybrałem Fixing bo jest nieźle zakręcone, nawet psychodeliczne, ale czy był to az taki postęp jak u Johna..?

Oczywiecie to tylko MOJE zdanie.

O Białym Albumie wkleje Ci tekst wkrótce. Bowiem 68 rok był też znaczący w rozwoju tych dwuch genialnych Beatlesów...

bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Hippisowski światopoglad Johna - mmmm toż to cały John.

Hehe, no właśnie wiem że to cały John, tylko sęk w tym że ja kurcze zawsze nienawidziłem tych hippisów :D i tej ich pseudofilozofii. I nic tu nie jestem w stanie poradzić :)
A co do tekstów, to dla mnie twórczość ich obojga była mi szczerze mówiąc zawsze raczej dość obojętna. (być może oczywiście niesłusznie) Napisałem jedynie że jak już, to badziej wolę wesołe teksty Paula o miłości niż co niektóre hippisowskie twory Johna.


Ale teksty Johna są glównie o nim samym, o jego problemach, o konkretnych sytuacjach, takich hippisowskich jest może 10. Jego teksty były dla mnie zawsze bardzo wiarygodne - najbardzie na Białym Albumie oraz Plastic Ono Band, na którym w 100% wyraził siebie.
Natomiast teksty paula to glównie wymyslone historyjki, często rymowanki - niestety nie potrafie sie przy nich wzruszyć...;)
To dośc obiegowa opinia, że Paulowi sporo brakowało do talentów pisarskich Johna, ale oczywieście szanuje Twoją prywatną opinie.

bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Bialkomacie, możesz mi podac liste swoich ulubionych płyt solowych?

Niee! :) Błagam Cię Yer Blue ;) Nie dam rady :)
Naprawdę nie potrafię tak po prostu tego wypunktować, sorki ;)
A co do płyt które napisałeś, czyli "Wild Life" i "Back To The Egg", to bardzo je lubię (szczególnie Back), chociaz wiem, że są raczej mniej lubiane przez fanów. Tytułowy utwór z Wild Life jest wręcz genialny, a kawałki nagrane z tzw. Rockestrą na "Back" wymiatają :) Natomiast "Old Siam, Sir" jest jedym z moich najulubieńszych jakie kiedykolwiek nagrał Paul :) Naprawdę niezły rocker :)


A tu znów mnie pieknie zaskoczyłeś!
Bowiem utwór "Wild Life" jest moim absolutnie najlepszym kawałkiem po 70 roku stworzonym przez któregokolwiek z Beatlesów! A tym samym ulubionym numerem Paula solo. Tak, uważam, że nawet John nie stworzył po rozpadzie zespołu czegoś tak olśniewajacego...moge go słuchac bez przrwy..A z całej twórczosci Paula wole tylko Helter Skelter.
Z kolei Old Siam Sir to moje drugie ulubione nagranie Makki Paula po Beatlesach.! :D Serio! Jak znajde rzenzje BTTE to zaraz wkleje, to jest moja ulubiona płyta McCartneya, ciesze sie , że Ci sie tez podoba. A co ciekawe mało kto ją lubi...


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Czw Sty 22, 2009 14:19 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
może byście coś o Harrisonie popisali dla odmiany co ? ;)
i coś może polecilli jego solo to bym sobie obadał ;)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Czw Sty 22, 2009 14:28 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Żułek napisał(a):
może byście coś o Harrisonie popisali dla odmiany co ? ;)
i coś może polecilli jego solo to bym sobie obadał ;)


Najlepsza płyta George'a to niewątpliwie All Things Must Pass z 1970 roku, która jest głownnie zbiorem utowrów z okresu istnienie The Beatles - Harri chował je do szuflady bo John i Paul pozwalali mu tylko na 2 utwory na płyte.
Ale płyta jest delikatna, troche patetyczna - chyba nie Twoje nuty ;)
Bardziej polecam Ci 2 krażki:
33 & 1/3 z 76 roku
oraz Cloud 9 z 87.
Obie są bardziej żywiołowe niz nostalgiczne. Clud 9 średnio lubie ale powinna Ci podejść jeśli lubisz Wilburysów - ta płyta właściwie zapoczątkowała istnienie tego zespołu, Handle With Care z początku miało być utworem Harrisoan solo, ale doszłó kilku gości i wyszło to co wyszło :)
Bardzo polecam jeszcze Brainwashed z 2002 roku. Jest to pożegnal;ana jego płyta, ale zaskakująco optymistyczna i przebojowa od strony muzycznej. Cholernie przypomina Willburysów, w końcu Jeff Lynn produkował.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Czw Sty 22, 2009 14:37 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
spoko obadam sobie :D

Yer Blue napisał(a):
Jeff Lynn produkował.


Jeff Lynne jeśli juz ;)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Czw Sty 22, 2009 21:37 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Powiem Ci szczerze Yer Blue, że bałem się właśnie, że padnie w tym temacie o The Beatles to słynne hasło "Lennon vs McCartney", no bo właśnie to jest taki niekończący się temat rzeka, można pisać, pisać i pisać... ;)
A prawda jest taka, że w gruncie rzeczy i tak obie strony mają jednakową rację (albo jednakowo nie mają racji ;)) Już nie raz w necie czytałem podobne dyskusje i ostatecznie i tak zawsze odnosiłem wrażenie, że obie strony były jednakowo przekonywujące. Jak już pisałem to spór w rodzaju wyższości Wiekanocy nad Bożym narodzeniem, albo co było pierwsze - jajko czy kura :) W końcu zarówno Lennon jak i McCartney odegrali tak samo znaczącą rolę w Beatlesach, oboje byli geniuszami, a jako para stworzyli największy i najbardziej niesamowity duet kompozytorski w dziejach muzyki. I niech tak już zostanie! :) Oczywiście można lubić jednego bardziej od drugiegio, ale to już jest tylko kwestia indywidualnych upodobań.
Jeśli chodzi o twój poprzedni post, to z częścią bym się zgodził, a z częscią nie, ale jakoś nie chcę mi się już tu rozdrabniać czyli cytować każde zdanie i potem dawać odpowiedź ;) Po prostu to można tak ciągnąć w nieskończoność, a tym bardziej nie ma co się wiecej spierać skoro i tak oboje zajebiście lubimy i Paula i Johna :)

Dlatego teraz tak trochę z innej beczki, to nie wiem czy wiesz, ale w radiowej Trójce codziennie koło godziny 7:35 jest taki fajny cykl "The Beatles - Dzieła prawie wszystkie", czyli wszystkie utwory Beatesów (około 250) w kolejności alfabetycznej. Codziennie jest grany jeden kawałek, poprzedzony wstępem Piotra Metza, który opowiada o genezie powstania każdego utworu, bardzo często pojawiają się też oryginalne wypowiedzi członków The Beatles. Jako że utworów jest koło 250 to całość będzie trwała koło roku :) Na razie jesteśmy przy literze "E" :)
Mimo że oczywiście znam wszystkie utwory na pamięć, to każdego ranka w drodze samochodem do pracy słucham tego z przyjemnością i jest to taki miły akcent na dobry początek dnia :)

Yer Blue napisał(a):
A tu znów mnie pieknie zaskoczyłeś!

A ja myśle że powinieneś się zacząć w końcu coraz mniej zaskakiwać ;) :D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Pią Sty 23, 2009 14:22 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
W końcu zarówno Lennon jak i McCartney odegrali tak samo znaczącą rolę w Beatlesach, oboje byli geniuszami, a jako para stworzyli największy i najbardziej niesamowity duet kompozytorski w dziejach muzyki. I niech tak już zostanie! :) Oczywiście można lubić jednego bardziej od drugiegio, ale to już jest tylko kwestia indywidualnych upodobań.


Let It Be :)

bialkomat napisał(a):
Dlatego teraz tak trochę z innej beczki, to nie wiem czy wiesz, ale w radiowej Trójce codziennie koło godziny 7:35 jest taki fajny cykl "The Beatles - Dzieła prawie wszystkie", czyli wszystkie utwory Beatesów (około 250) w kolejności alfabetycznej. Codziennie jest grany jeden kawałek, poprzedzony wstępem Piotra Metza, który opowiada o genezie powstania każdego utworu, bardzo często pojawiają się też oryginalne wypowiedzi członków The Beatles. Jako że utworów jest koło 250 to całość będzie trwała koło roku :) Na razie jesteśmy przy literze "E" :)
Mimo że oczywiście znam wszystkie utwory na pamięć, to każdego ranka w drodze samochodem do pracy słucham tego z przyjemnością i jest to taki miły akcent na dobry początek dnia :)


Bialkomacik, Beatlefani takie rzeczy doskonale wiedza. Mamy na forum oddzielny temat poświecony tej audycji. Jeśli ominąłeś/przesapłeś/zapomniałeś którykolwiek odcienk, u nas wszystko mozna pobrac i zachowac na pamiątke:
http://www.beatles.kielce.com.pl/phpbb2 ... highlight=
:)


Wkleje Ci jeszcze moich kilka słow bełkotu, które maznąłem na 40-lecie mojej płyty wszechczasów - czyli dlaczego Biały Album nie ma sobie równych :)

Dla mnie to zawsze była bardzo Johnowska płyta, uważam, że na "White Albumie" Lennon dał najwiekszy popis swoich możliwości twórczych w karierze. Musze zacząć od tego, że Johny mocno zerwał na tej płycie ze swoją muzyczną przeszłościa. Nie ma ani śladu po psychodelikach, a jeszcze rok temu wyłącznie eksperymenyował. Moim zdaniem to bardzo świadomy krok, osiągnął juz wszystko w dziedzinie psychodelii takimi rzeczami jak "I Am The Walrus" czy "Strawberry Fields Forever" wiec musiał uderzyć z innej rury. Poza tym mam wrażenie, że wyszło to naturalnie - po czasie gdy zawładnęły nim narkotyki musiał odreagować to swoimi frustracjami i lękami co słychać w tekstach na "Białym". Stał sie tez krytycznym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, mniej bujał w obłokach. Ten gniew odzwierciedla muzyka - ostrzejsza od wszystkiego co stworzył przedtem i potem.

Co zostało ze starego Johna? Nawet posiadające typową beatlesowską melodie "Dear Prudence", "Revolution 1" i "Sexy Sadie" nie przypominaja wcześniejszych rzeczy, pierwszy zaskakuje ciekawą konstrukcją, drugi ocieka bluesem oraz bardzo leniwym wykonaniem, trzeci kojarzy sie mocno z klimatem płyty "Imagine" - czyli melodyjne ale juz całkiem dojrzałe granie. "Good Night" to sentymentalna McCartneyowska w stylu ballada, która powstała podobno na złość Paulowi za skomopnowanie Johnowsko-podobnego "Why Don't We Do It In the Road", do którego Lennon nie został zaproszony przez autora. Czyli mamy parafraze stylu Paula. Jest jeszcze odpustowy "Bungalow Bill", jedyna słabsza kompozycja Lennona z późnego okresu Beatlesów, która jest tak frajerska muzycznie, że niczego mi nie przypomina ani z przeszłości ani z przyszłości z dorobku Johna. Taki wybryk. "Cry Baby Cry" to półballada z zywszym refrenem ocierająca sie o blues, folk i rock - u Johna takie pomiesznie styli w obrębie ballady to nowość. No i wreszcie "Julia". Typowa Lennonowska intymnośc z solowych płyt - smutek, łkanie, prostota i przejmujący tekst - czyli cos na najbliższe lata.


Cała reszta to juz zupełna rewolucja. Owszem Johna od zawsze ciągnęło do ostrego grania, ale takie "Ticket To Ride", "Day Tripper" czy "She Said She Said" to był dopiero przedsmak do tego nastapi w przyszłóści. Mam wrażenie, że takim bezpośrednim drogowskazem na główny muzyczny kierunek na Białym było "Hey Bulldog" z lutego 68 roku - pierwszy 100% hard rockowy kawałek. Tam Beatlesi zasmakowali sie na dobre w mocniejszym graniu, na podwójnym albumie zdecydowanie podążyli w tym kierunku rozwijając przy okazji cieżkie granie w wielu kierunkach. Każdy ostrzejszy kawałek Johna na płycie cechuje sie czyms innym. "Glass Onion" trudno jednoznacznie zdefiniowac, bo ostre momenty równoważy wpleciona orkiestra - rockowe granie ocierające sie o eksperyment, za to takie "Yer Blues" to już czysta surowizna o bardzo bluesowym klimacie przywodząca na mysl Led zeppelin; co innego "I'm So Tired" - tutaj mamy kontrast - leniwe zwrotki i przeciwstawne refreny, w których John wybucha swoim jadem. "Everybod's Got Something..." to z kolei nic innego jak czyste punk rockowe wymiatanie - najszybsze i najbardziej żywiołowe nagranie Beatlesów - cały czas do przodu bez chwili wytchnienia z naciskiem na supermocarny riff. Inne punk rockowe cudo - "Revolution" zasiliło strone B singla i słusznie bo na płycie byłyby 2 dośc podobne nagrania. Na koniec zostawiłem najabradziej niejednoznaczną cieżką kompozycje Johna - "Happiness Is A Warm Gun". Co prawda bez aranżacyjnych dodatków jak przy Onionie ale konstrukcyjnie to tu jest kosmos. Wachlarz nastrojów, gitarowych patentów jak i mozliwości wokalnych Mistrza, bardzo elastyczne potraktownie hard rocka - w tym kierunku pójdzie "I Want You" stając sie jeszcze bardziej monumenatlnym tworem.

O "Revolution 9" nie zapomniałem. Któż inny mógł w ogóle stworzyć takie szaleństwo? Komu starczyłoby jaj by wydać to na płycie? ;) Przeciez to samobójstwo. 8 minut zgrzytów, które jednak znalazło swoich odbiorców. Bez tego nagrania muzyczny wszechświat Johna nie byłby pełny...

John zaszalał. Na tej płycie wyznaczył wszystkie drogi, w kierunku których bedzie podążał na przyszłych, glównie solowych płytach. Każdy utwór jest jak z innej bajki, moim zdaniem Paulowi troche barkowało wyobraźni na tak różnorakie style - przynajmniej w Beatlesach. Chociaż na tej płycie, ale to za chwile...
Na Białym Albumie jest taki najbardziej autentyczny obraz Johna, równiez tekstowo, które bardzo wiele o nim mówia - zraniona dusza, frustrat, buntownik, prześmiewca, baczny obserwator - cały John.

Ale "Biały Album" to równiez najlepsza dotąd forma Paula (i moim zdaniem całóściowo przewyższająca "Abbey Road" mimo, że tam nie było żadnych wpadek). Niestety nie da sie pisać o Johnie i Paulu nie porównując ich - moje hobby ;)
Jaki był postęp Paula? W jednym przypadku krok milowy. Oczywiście "Helter Skelter". Najosrzejsze nagranie Fabsów, jak i jedno z bardziej eksperymentalnych. Tak samo jak u Johna rewolucja cieżkiego grania. Chociaz Paul równiez miał na końce kilka znaczących rockersów, to tu postawił na absolutne eksremum gatunku. Nie wyobrażam sobie Białego bez tego cieżarowca.
Pozostała twórczosć Makki na Białym to doskonalenie sie na poletku z goła popowym - niech to nikt nie odbiera jako wade :evil: Przede wszystkim pastisz/wodewil. Muzyczny wszechświat, do którego miał niesamowitą smykałke - tutaj mamy az 3 przykłady. "Honey Pie" to rozwiniecie pomysłów z "When I'm 64", ale juz "Ob-La-Di Ob-La-Da" to zupełnie nowe jajo. "Rocky Rockoon" nie mniej żartobliwe i urocze, chociaż juz nie tak oryginalne. Idąc tym tropem mamy akustyczne miniaturki jak "Blackbird" czy "I Will". Zdecydowanie zarys typowego solowego Paula w najdelikatniejszej formie. Żadne wielkie odkrycia ale dla samego Paula ważny kierunkowskaz na przyszłóść. "Martha My Dear" to genialny aranż wywodzacy sie z czasów brzmieniowych eksperymentów (powiedzmy "Eleanor Rigby" spotyka "Penny Lane"), a "Mother Nature's Son" to typowy balladujacy Mccartney jakiego też juz znamy. "Back In The USSR" i "Birthday" to z kolei powrót Makki do schematów rock & rolla z wczesnych lat. Tutaj musze wtrącić pewna dygresje - o ile John stawał na głowie by jego ostre kawałki tchnęły świeżością to te 2 nagrania Paula to prawie styl retro. Troche szkoda, że tylko w przypadku "Heltera" odświeżył stylistyke ostrego grania, moim zdaniem Paul był bardziej zapatrzony w przeszłóść, podczas gdy John sie od niej odcinał, zreszta mam wrazenie, że tak było od płyty "Rubber Soul".
Na koniec 2 małe szaleństwa basisty. Jedno z nich - "Wild Honey Pie" to taki mały dowód, że w McCartney'u jednak zawsze coś drzemało, chociaż na chwile chciał pokazać jezyk obok tych wszystkich popowych sytuacji - dla mnie bomba! Drugie "Why Don't We Do It.." to wpadka na całej linii. Niby nie było jeszcze czegoś takiego by wrzeszczeć do minimalistycznego podkładu ale mnie takie cos razi. Zwłaszcza przy obecności "Helter Skelter". Tam mamy utwór monstrum o wielu obliczach, przytłaczający potęgą brzmienia i ociekający pomysłami a tutaj co...jakiś szkielet pseudo kompozycji z wkóło powtarzanym tekstem. Dodali by chociaż gitary to byłoby coś na kształt punkowego wycia, a tak...wpadaka.
Podsumowując: Paul na Białym szaleje prawie jak John (prawie robi rónice ;)), ociera sie o wiele stylów, ale rzadziej wyznacza nowe kierunki, bardziej udoskonala stare chwyty. Sprawdza sie najbardziej na popowym gruncie bo w tym czuje sie najlepiej, poza kilkoma chlubnymi wybrykami pozostaje jednak sobą. Mimo wszystko dla mnie Makka na Białym prezentuje również szczytowa forme swej kariery, wiekszość - rockowe czy nie, nowatorskie czy odgrzewane - to jednak mistrzostwo, tak naprawde tylko do tego krótkiego "wrzeszczadła" mógłbym sie przyczepić.

Słówko o George'u. W 1968 rok miał chłopak złotą passe ale koledzy nie pozwolili jej w pełni wykorzystać. "Not Guilty", "Sour Milk Sea" i "Circles" to jedne z cudowniejszych nagran jakie słyszałem, a wszystkie 3 zostały potraktowane z buta, bardzo mi sie to nie podoba. Harrison miał wtedy niesamowity potencjał, moim zdaniem "Long Long Long" i "While My Guitar..." to 2 najlepsze kompozycje jakie kiedykolwiek skomponował. Troche odstaje od nich "Piggies" a jeszcze bardziej "Savoy Truffle", mimo to "White album" nie miał sobie równych jeżeli chodzi o kompozytorki talent George'a na tle pozostałych płyt Beatlesów. I podobnie jak starsi koledzy popisał sie maksymalna różnorodnością materiału. A "Łkajaca gitara" wyznaczyła Harrisonowski styl na solową twórczosć.


W 1968 roku moim zdaniem wszyscy trzej byli na szczycie, dlatego tez powstało coś tak fenomenalnego, a że John, Paul i George tak mocno odcisneli swoja osobowość na tych nagranaich to mamy tak cholernie elektryzującą i różnorodną całość jakiej świat nie widział. "Abbey Road" nie przyniosł juz wiekszych rewolucji, a samym kompozycjom nadano bardziej piosenkowy kształt, nie wpuszczono żadnych szaleństw i wypełniaczy, drobiazgowo poukładano całość dlatego też płyta cieszy sie lepszym wzięciem. Ale oprócz kilku wyjatków nie zaskakuje, nie gryzie, nie intryguje mnie ona jak zbiór 30 nagrań na dwóch płytach bez oficjalnej nazwy, które 40 lat temu wstrząsnęły światem.
Biały Album jest nieskończonościa, to jest jeden wielki tajfun po którym nie wiadomo czego sie spodziewać, ciekawe jak 40 lat temu ludzie reagowali na tą muzyke, pewnie jakos tak:
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Sob Sty 24, 2009 10:10 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Cytuj:
Mamy na forum oddzielny temat poświecony tej audycji. Jeśli ominąłeś/przesapłeś/zapomniałeś którykolwiek odcienk, u nas wszystko mozna pobrac i zachowac na pamiątke:

Wow, dzięki :)

A co do Białego Albumu, to recenzja OK, chociaż znów te ciągłe zestawianie Lennon - McCarnteny ;) Ale jak napisałeś, widocznie to Twoje hobby :)
Ja oczywiście Białego też uwielbiam, chociaż uważam, że jest na tym albumie kilka utworów słabszych, czy wręcz nawet niepotrzebnych. Dlatego powiem coś pewnie dla Ciebie z lekka kontrowersyjnego, a mianowicie tak sobie czasem myślę czy nie lepiej by było gdyby zespół zdecydował się jednak wydać jedną płytę zamiast dwóch. Gdyby tak wyciągnąć z tego albumu to co najlepsze i stworzyć tak powiedzmy 50-o minutową jedną płytę, to przecież by to było mega-arcydzieło :) (wiem co powiesz - że i tak już jest ;))

Aha, a z Crimsonami nawet mi tu nie zaczynaj :D ;) Kolejny temat na godzinne opowieści.... :roll:


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Sob Sty 24, 2009 13:51 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
Dlatego powiem coś pewnie dla Ciebie z lekka kontrowersyjnego, a mianowicie tak sobie czasem myślę czy nie lepiej by było gdyby zespół zdecydował się jednak wydać jedną płytę zamiast dwóch. Gdyby tak wyciągnąć z tego albumu to co najlepsze i stworzyć tak powiedzmy 50-o minutową jedną płytę, to przecież by to było mega-arcydzieło :) (wiem co powiesz - że i tak już jest ;))


Tak wiec odpowiedziałeś za mnie :)
A teraz ja powiem cos kontrowersyjnego - Biały Album powienien być 3 plytowy!!!
Zal serce ściska ile genialnych utworów z tego okresu poszło w zapomnienie prawdopodobnie z nadmiaru materiału jaki Beatlesi naprodukowli w 68 roku. Utwory, które przepadły a mogły byc perełkami: Not Guilty, What's the new Mary jane (TAK!!!), Sourk Milk sea, Circles, A Case Of The Blues, Goodbye, Step Inside Love. Kto o nich dziś pamięta?
Na trzeci krażek mogły jeszcze wejsć: Hey Bulldog, Revolution, Across the Universe w pierwotnej wersji oraz Hey Jude na sam finał. Byłaby trzecia SUPER płyta.

bialkomat napisał(a):
Aha, a z Crimsonami nawet mi tu nie zaczynaj :D ;) Kolejny temat na godzinne opowieści.... :roll:


Też mi sie nie chce...tak przy okazji jakie progrockowe kapele najwyżej cenisz?


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Sob Sty 24, 2009 14:24 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
O boziu :) dużo by wymieniać,
ale niech Ci będzie, pod warunkiem że nie będziemy się rozdrabniać nad każdym ;)

jeśli chodzi o lata 70.: to najbardziej chyba Genesis (era Gabriela oczywiście) i Yes
a dalej w kolejności alfabetycznej: ;)
Camel, Caravan, Colosseum, DiMeola, ELP, Eloy, Focus, Gentle Giant, Jethro Tull, Kansas, King Crimson, Mahavishnu Orchestra, Mike Oldfield, Nektar, Pink Floyd, PFM (i pare innych italiańców ;)), Renaissance, Return To Forever (wiem wiem, to bardziej Jazz/fusion ;)), Rush, Supertramp, UK, Van Der Graaf Generator, and many many many others......
A Peter Gabriel to najlepszy rockowy wokalista wrzechczasów i kropka ;)

Lata 80.: nie przepadam za tym okresem i tzw. neoprogresywnym rockiem, ale posłuchać oczywiście można...

Lata bardziej współczesne: (w kolejności alf.):
Anekdoten, Anglagard, DT / LTE, Flower Kings, Planet X, Porcupine Tree, Spock's Beard / Neal Morse, Transatlantic and many many many others...... ;)

No i polskie SBB jeszcze :D


Ostatnio edytowany przez bialkomat, Sob Sty 24, 2009 19:53, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Sob Sty 24, 2009 14:40 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Kurde, naprawde znowu mnie zakoczyłeś, a miało już tego nie być :) :D


Podejrzewałemm, że klasyka jest Ci znana - ja najwyżej cenie Floydów (z Watersem), Crimson (do Red) i Genesis (do Wind and wuthering włącznie).

ALE, obecnie pogłębiam mniej znane kapele, z których wymieniłeś:
bialkomat napisał(a):
Caravan, Gentle Giant, Nektar, PFM (i pare innych italiańców ;)), Return To Forever (wiem wiem, to bardziej Jazz/fusion ;)), Van Der Graaf Generator, and many many many others......


VDGG to dla mnie zespół klasy King Crimson, a nawet ich wole.
Zespołów, które uważam za prawdziwie wybitne a sie nie przebiły sa dziesiatki, wymienie tylko kilka:
ANGE
EGG
MARSUPILAMI
2066 AND THEN
MUSEO ROSENBACH
ARACHNOID
BUBU
ARTI E MESTIERI

Ciekawe co z tego znasz?
Temat rzeka...
W ogole kocham proga z Włoch!!!





takze nie lubie lat 80-tych a i lekko poprawiajace sytuacje lata 90-te i obecne do końca mnie nie zachwycaja...pozostaje przy progrocku lat 70-tych...


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Sob Sty 24, 2009 19:49 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Taa naprawdę jest czego słuchać, ja też w końcu wymieniłem zaledwie cześć tego co znać warto. Z tych rzeczy, co podałeś to Museo znam najlepiej. W ogóle makaroniarze dobrzy byli w te klocki ;)
Jeśli chodzi o progrocka we współczesnych czasach, to ja usobiście uważam że cały czas powstają wybitne arcydzieła. Zresztą nigdy nie należałem do takich prog-ortodoksów, którzy uważają że to co najlepsze w tej muzyce, to już było i nie wróci więcej...
Moim zdaniem problem co najwyżej tkwi w tym, że mamy teraz straszny zalew takiej muzyki, panuje wręcz jakaś taka snobistyczna moda na prog rock/metal. Wielu chce tak grać i bardzo wielu wydaje się tylko że potrafi tak grać. Dlatego powstaje obecnie także strasznie dużo chłamu i trzeba czasem troszkę bardziej poszukać żeby odnaleźć coś naprawdę wartościowego, olśniewającego i wcale nie wtórnego itp itd... Nie mniej jednak takie arcydzieła ciagle powstają i nie ma co tkwić tylko w przeszłości.
Ale myśle że starczy tego offtopa, bo zycia nie starczy zeby o tym wszystkim pisać... ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Wto Sie 25, 2009 12:46 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
Cytuj:
Piosenka "A Day In The Life" zajęła pierwsze miejsce w rankingu najbardziej lubianych utworów grupy The Beatles.
Aby uczcić 33 okładkę ze słynną Czwórką z Liverpoolu wydawcy amerykańskiego magazynu "Rolling Stone" poprosili czytelników o zgłaszanie najbardziej lubianych piosenek Beatlesów.

Oto pierwsza dziesiątka rankingu:

1. "A Day In The Life"
2. "In My Life"
3. "While My Guitar Gently Weeps"
4. "Hey Jude"
5. "Helter Skelter"
6. "Here Come The Sun"
7. "I Saw Her Standing There"
8. "Strawberry Fields Forever"
9. "Across The Universe"
10. "I Am The Walrus"


taka ciekawostka ;)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Wto Sie 25, 2009 13:49 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Jeśli chodzi o "A Day In The Life", to bardzo często ten utwór zajmuje pierwsze miejsca we wszelejakich rankigach na najlepszy utwór The Beatles. Ja również umieszczam go w swojej pierwszej piątce najbardziej ukochanych kawałków Beatlesów.
Co do pozostałych pozycji, to niektóre miejsca mogą trochę zaskakiwać. Ale tylko troszkę ;)
Poza tym to tylko ranking, jakich wiele.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Śro Sie 26, 2009 09:51 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Żułek napisał(a):

Oto pierwsza dziesiątka rankingu:

1. "A Day In The Life"
2. "In My Life"
3. "While My Guitar Gently Weeps"
4. "Hey Jude"
5. "Helter Skelter"
6. "Here Come The Sun"
7. "I Saw Her Standing There"
8. "Strawberry Fields Forever"
9. "Across The Universe"
10. "I Am The Walrus"


[/quote]

Całkiem porządna dziesiatka -jakby eksperci głosowali. ;)
Prawie taka sama czołówke ułożyliśmy na forum Beatlesów, o tu:
http://beatles.kielce.com.pl/phpbb2/vie ... =15&t=1522
-powtórzyło sie 7 kawałkow, lider ten sam, też głosowali tylko eksperci ;) (przy okazji uprzejmnie prosi sie Bialkomata o podanie swoich ocen :))

Jedyne zaskoczenie to I Saw Her Standing There a płytowo to brak czegokolwiek z Revolvera. Punktowo wygrał Biały co oczywiste 8-) , za to Abbey Road cieniutko.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: The Beatles
PostWysłany: Śro Sie 26, 2009 12:32 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Fakt, tez mnie właśnie zdziwiło trochę "I Saw...".
In My Life bardzo lubię, ale aż druga pozycja to też lekkie zaskoczenie.
Reszta w miarę przewidywalna.
No i nigdy nie zrozumiem fenomenu Across The Universe.
No ale w końcu na tym polegają fenomeny. Inaczej fenomen nie byłby fenomenem... ;)


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 241 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5 ... 13  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group