Sorki panowie za spóźnienie z odpisywaniem.
Mateusz napisał(a):
Tu się oczywiście nie zgadzam. Myślę, że powinieneś zaznaczyć, iż to TWOJE zdanie, bo twoja wypowiedź jest trochę "uogulniająca". Ja przykładowo uważam, że TSHF to jeden z najlepszych albumów Megadeth...
Umówmy sie, wszystko co napisałem w recenzji to dość subiektywne spojrzenie, nie chce sie po prostu za każdym razem pisać: wg mnie, moim zdaniem itd...Czasem forma bez tych dodatków brzmi lepiej i mocniej, ale wiadomo, że pisana jest tylko z mojego punktu widzenia.
A dla Systemu przy każdej konkretnej okazji musze dokopać, po prostu jej nie lubie, i straszliwie mnie cieszy, że Rudy już nie wraca do jej patentów -w kontekście nowego dzieła po prostu musiałem o tym wspomniec
Mateusz napisał(a):
...a ww płyta jednym z najgorszych.
Chodziło mi o ideał powracajacego do starego stylu Megadeth, wiecej na niej konkretu niz na TWNAH i Systemie, wiecej czystego metalu, mało miekkich przyozdobnoków, zero balladowania - tu sie musisz zgodzić. Nie chodzi mi o jakośc samą w sobie, bo sam nie stawiam UA wśród najlepszych.
Mateusz napisał(a):
Dla mnie najbardziej ciężarnym wałkiem jest właśnie ten ostatni, czyli Endgame. Pomimo wolnego początku przytłacza swoją mocą i najbardziej kojarzy mi się ze starym Megadeth, a ściślej pisząc to z RIP (chyba ze względu na hangarowy koniec).
Nie do końca o "cieżarny wałek" mi chodzi, bo tutaj stwiałbym raczej na The Right To Go Insane. Wymieniajac owe 4 kawałki miałem na myśli po prostu szybkie, thrashowe granie, jak na pierwszych 4 płytach.
Mateusz napisał(a):
1, 320 w życiu nie mianowałbym do "thrasowo szaleńczego", tak samo jak Head Crushera, który ma w sobie jakiś taki "komercyjny wydźwięk".
To zaskakujace. Nigdy byś nie nazwał 1,320 thrashowym, szybkim wymiataniem? Wg mnie stanowi on jego kwintesencje. 1 - mordercze, agresywne, szybkie intro, 2 - przygniatajacy środek, 3 szaleńcze zakończenie - powiedzmy, że zrzynka z Hangar 18, choć nie udana. Jeśli to nie jest thrash to ja nigdy thrashu nie słyszałem. Zaraz ktoś powie, że to granie "okołothrashowe", czyli nawiazanie tylko ale ja sie upieram, że 1,320 na takim So Far pasowałby ja ulał, bez dwóch zdań, tylko wkleić. 100% thrash.
Komercyjny wydźwiek w Head Crusher? Znów nie wiem co o tym myśleć. Tutaj akurat mógłbym sie zgodzić, że to granie thrashopodobne, ujawniajace dużo styli, ale ostatnia rzeczą, która mi przychodzi na myśl to to, że jest w tym cos z komercji. Komercyjne moge zgodzić, że jest np. 44 Minutes, ale HC jest wprost antykomercyjny. Dla mnie HC jest pierońsko ambitny i wręcz trudny do łatwego zdefinowania poprzez swą zakręconą konstrukcje, połączenie styli, kontasty, żaglerke tempem.
Mateusz napisał(a):
Uważam, że Death Magnetic ma się cienko do TSHF i uwaga o tym, że Metallica powraca do wielkiej formy też jest na wyrost, bo ten album nie jest jakimś "wielkim" materiałem.
Phi, a ja uważam, że to wielka płyta - 9/10, z kolei System to jedyny album Megadeth, którego sie troche wstydze słuchac - 6/10. Zreszta Mateuszu, wpadłeś sam w pułapke, przed którą mnie przestrzegałeś w pierwszym cytacie
- ostatnie Twoje stwierdzenie brzmi jak osąd ostateczny. Ja to rozumiem bo jak pisałem takie formuowanie opinii brzmi lepiej, ale przeceież dobrze wiemy, że to Tylko Twoje (piszącego opinie) zdanie.
Mateusz napisał(a):
Nie zgadzam się też ze stwierdzeniami, że to jest "wielki powrót do korzeni" itd., bo według mnie, stylistycznie często ociera się o Load i Reload i nie czuję w nim w ogóle magii z wczesnych lat okresu tej kapeli.
Phi
A moim zdanie to WIELKI powrót
Nie masz racji pisząc, że DM ma dużo z Re-Loadów, jakieś zanikłe ślady najwyżej. Stylistycznie DM to coś pomiedzy AJFA a Czarna płytą, właściwie w 90% to absolutnie starej szkoły metal. OK może sie nie podobac, mozna nie słyszec tam magii, ale upierać sie, że Meta nie wróciła do starych metalowych korzeni a tylko powtarza Re-Loady to dla mnie czyste dyrdymały
No nie jestem wstanie pojąc takiego stawiania przy swoim, jesli już gust nie bardzo w chodzi w rachube a oceniamy same suche fakty.
Tomek napisał(a):
dlaczego? wszak to najbardziej wyrazisty autoplagiat Rudego na "Endgame"
Co wg mnie ma wspólnego jedno nagranko z drugim? - właściwie tylko 2 rzeczy, oba utwory są instrumentalne to raz, oba są intrem do kolejnego, bardzo ostrego utworu. To dwa.
Same w sobie nie mają żadnych wspólnych cech patrząc pod kątem treści muzycznej.
Autoplagiat? Nigdy! Po prostu oba pełnią tę samą role. Identycznie możnaby powiedzieć, że wstęp do Use The Man to autoplagiat wstepu do Set The World Affire, a przecież to tylko powtórka patentu, tak jak w przypadku obydwu instrumentalów.
Najwiekszy i jedyny atoplagiat na Endgame to zakończenie 1,320, identyczne jak w Hangar 18, i o ile same ścigajace sie ze sobą solówki to po prostu powtórka scenariusza pozostawiająca pole do popisu (bo jednak sola są zupełnie inne), to dopiero totalna zrzynka przyśpieszenia na ostatnich 10 sekundach jest czystym i jedynym autoplagiatem. Po prostu skopiowali samych siebie.
Tomek napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
1,320' ... solówki zagrane bez wiekszego pomysłu, jednakże z racji na zadziornosć moga sie podobac
zgoda, ze bez pomysłu, ale notę 10/10 kompozycji dałeś:))) - jak dla mnie - jeden ze słabszych kawałów na "Endgame"
Moge Cie zrozumiec, bo 1,320 był chyba najgorzej odebranym przeze mnie utworem po kilku pierwszych przesłuchaniach, nawet przewidywałem mu marne 3 w razie oceny - tak pisałem na forum. Ale ten utwór w moich uszach urół przez miesiąc do miana wielkiego.
I cały czas nie widze w solówkach nic szczególnego, ale ten utwór tak sie rozpędza, że na deser moge przełknąc tę monotonnie gitarową i jak pisałem w recenzji broni sie sie on jako całość, stąd 10. Zresztą, chyba wystarczajacą sie nad nim nachwaliłem by dac maxa.
Tomek napisał(a):
ke? no przecież wyżej uczepiłeś się refrenu do How The Story Ends
Uczepiłem sie, ale nie jest on tak miałczaco skomlący jak choćby w A Mice And Man, czy TWNAH. Naprawde ciesze sie, że ten gorzki epizod dziwacznych refrenów Megadeth sie już chyba zakończył. How The Story Ends porównałem to DDE, po prostu chodzi mi o przesłodzenie - nachalna przebojowość, ale tez zaznaczyłem, że refren HTSE wole o wiele bardziej, on w swym stylu jest nawet dobry (nie dałbym 8 na utworu gdyby było inaczej).
Tomek napisał(a):
Cytuj:
Co najmniej 4 utwory mozna nazwać z miejsca thrashowo szaleńczymi (The Day We Fight, 1,320, Head Crusher ale też tytułowy),
okołothrashowe bardziej tu pasuje
Można tak powiedziec o HC, o reszcie śmiem twierdzić, że to czysty thrash, żadne tam około, nie ma choćby nutki na TDWF i 1320, która mi sie z thrasem nie kojarzy (inaczej takie Liar czy Take No Prisoners to tez jakis okołothrash
), a Endgame to thrash bardziej wyrafinowany jak Despotable Heroes powiedzmy. Chyba, że dla Ciebie Master to też okołothrash.
Tomek napisał(a):
Cytuj:
1, 320 w życiu nie mianowałbym do "thrasowo szaleńczego", tak samo jak Head Crushera, który ma w sobie jakiś taki "komercyjny wydźwięk".
jak najbardziej masz rację!
Tak, Ty też zauważasz w HC jakąś komerche? A jestem bardzo ciekaw o co dokładnie Wam chodzi - nakreślcie mi jakies konkretne elementy, któte o tym swiadczą, ok?
A co do tej sredniej, którą wyliczyłeś - 8,27 - to nie jest ona miarodajna bo np. taki Dialectic Chaos mimo 3-ki wcale mi nie zaniża średniej plyty. Pewnie gdyby był gdzieś w środku i gdyby był wiecej niz garstka solówek to pewnie by i psuł klimat, a tak bedac tylko króciutkim intrem, wstępem (którego nie słucham właściwie) -W OGÓLE nie wpływa na ogolne wrażenie płyty.
Po prostu wyliczanie średniej z tych cyferek nie da prawidłowego rezultatu, to sie okresla na wyczucie. Endgame w pełni mnie nasyca, to jest mocne 9. A dziesiatek nigdy nie wystawiam miesiac czy kilka po premierze, 10-tki wystawia historia, jakis punkt odniesienia, wiec 9 dla świeżej płyty to jest max. Nie jest powiedziane, że kiedys dla Endgame poskąpie 10-tki.
PS. Wyedytowałem błedy w receznji plus kilka zdań sformuowałem inaczej by lepeij brzmiało.