Yer Blue napisał(a):
Ale chyba głowny problem tkwi we wtórnosci. Prog metale załapały sie na lata 90-te i dalej, a wówczas odświeżanie estetyki proga, w pełni juz wyczerpanej było wtórne i nie potrzebe.
Może i tak, ale przecież z drugiej strony w czasie kiedy prog metal się pojawił w drugiej połowie lat 80., za sprawą, jak to się powszechnie przyjmuje, takich zespołów jak Queensryche (moim zdaniem trochę na wyrost), Fates Warning czy Dream Theater, to przecież wtedy też to było w pewnym sensie coś nowego. Połączono wtedy ciężkie, czasem nawet thrashowe granie z kluczowymi cechami charakterystycznymi dla prog rocka, takimi jak: złożoność formy, wielowątkowość, epickość, rytmika oparta na nieregularnych i zmieniających się w czasie metrum oraz ogólnie erudycja muzyczna. Tak więc czyż nie była to wtedy w jakimś sensie też nowa jakość?
Moim zdaniem problem zaczął się pojawiać tak naprawdę dopiero wtedy, jak prog metal zaczynał zjadać swój własny ogon i sam dla siebie stał się wtórny.
Zresztą ja nigdy nie byłem jakoś specjalnie ortodoksyjny i nigdy nie byłem wyznawcą teorii, że wszystko, co najlepsze w rocku to już było i nie wróci więcej. Sama ta tzw. wtórność, też mi jakoś specjalnie nie przeszkadza tak długo, jak jest to zwyczajnie dobra muzyka. Mi po prostu albo się coś podoba, albo nie, i na mój odbiór nie ma większego wpływu okres w jakim dana muza powstała. A czy Tobie podobałby się dzisiejszy prog, gdyby tylko powstał w latach 70.?? Według tego co piszesz, to pewnie tak – w końcu wtedy nie byłby wtórny, bo po prostu powstawałby jednocześnie z innymi klasykami. Albo w drugą stronę – gdyby np. taki wspomniany już tu Maxophone nie nagrał swojej płyty w 1975 a np. w 2009, to rozumiem, że już by Ci się ona nie podobała i byś ją zrugał z błotem, bo byłaby odgrzanym kotletem sprzed trzech dekad? No ja tak widzisz nie mam.
Uważam po prostu, że nie ma absolutnie nic złego w tym, że ktoś dzisiaj nagrywa muzę przepełnioną duchem minionej wspaniałej epoki, którą kocha i szuka w niej inspiracji. Gdybyśmy wszyscy byli tak uczuleni na tą wtórność i po kolejnych kapelach oczekiwali tylko i wyłącznie kolejnych muzycznych rewolucji i przełomów, to przecież cała dzisiejsza muzyka tego świata musiałby zniknąć z powierzchni ziemi, no bo w końcu wszystko już kiedyś było...
Jedyny okres w progu (chociaż ja już nie użyłbym tego słowa), którego naprawdę szczerze i do bólu nienawidzę to lata 80. (tzw. rock neoprogresywny) no i kapele spod znaku Marillionu z ery Fisha, a mianowicie dlatego że moim zdaniem to już nie było li tylko inspirowanie się, ani jakaś próba nawiązania czy nawet reanimowania gatunku. Dla mnie to zwyczajnie było bezczelne i chamskie do granic przyzwoitości zrzynanie (do tego mdłe i nieciekawe) z Genesis i Petera Gabriela. A taki "Grendel" uważam wręcz za najnormalniejszy w świecie plagiat "Supper’s Ready", czyli utworu pomnika, który jest dla mnie jedną z najświętszych ikon rocka progresywnego i muzyki w ogóle. Nie wiem co sobie ten Fish wyobrażał. Dobrze, że odszedł, bo wtedy Marillion wypracowało sobie jakiś tam swój własny styl – mógł się podobać lub nie, ale był przynajmniej własny.
Zresztą podobny moim zdaniem plagiat Supper’s Ready po latach (2004r) popełnili IQ w utworze "Harvest Of Souls".
A tak na koniec, trochę z przymrużeniem oka dodam, że nie mogę się też do końca zgodzić z tym, że "estetyka proga była w pełni wyczerpana", dlatego że to w pewnym sensie wręcz zaprzecza definicji tej muzyki
Ona jest po prostu zbyt wielowymiarowa, zbyt przebogata żeby chyba kiedykolwiek tak po prostu ulec wyczerpaniu
Cytuj:
przykładowo S&M Mety to własnie przykład gdy granica estetyki metalu została naruszona w sposob haniebny
To chyba z żadną estetyka nie ma nic wspólnego
Dla mnie to szczyt kiczu i tandety. Aż uszy więdną
Co nie znaczy oczywiście dla mnie, że każde połączenie metalu czy rocka z orkiestrą symfoniczną musi dać taki efekt.
Cytuj:
Poleciłbym Ci mnostwo perełek, np. znasz Arti E Mestieri? To moj ulubiony zespół z Włoch.
Ja znam tylko jedną płytę – "Tilt". Czy późniejsze też są warte uwagi?