Megadeth Info Forum

Forum poświęcone amerykańskiemu zespołowi metalowemu Megadeth
Obecny czas: Sob Lis 30, 2024 03:17

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 352 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 18  Następna

Ulubiona płyta?
Show no Mercy 7%  7%  [ 3 ]
Hell Awaits 7%  7%  [ 3 ]
Reign in Blood 11%  11%  [ 5 ]
South of Heaven 44%  44%  [ 20 ]
Seasons in the Abyss 22%  22%  [ 10 ]
Divine Intervention 2%  2%  [ 1 ]
Undisputed Attitude 0%  0%  [ 0 ]
Diabolus in Musica 2%  2%  [ 1 ]
God Hates us All 0%  0%  [ 0 ]
Christ Illusion 0%  0%  [ 0 ]
World Painted Blood 4%  4%  [ 2 ]
Razem głosów : 45
Autor Wiadomość
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pon Wrz 28, 2009 07:20 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
Slayer to zespół który wyrobił sobie markę do "Seasons in the abbys" następnie nic wielkiego nie nagrał mimo iż próbowali


mnie cieszą takie albumy, jak DIM czy GHUA, może nie mają takiego znaczenia (dla metalu), jak HA czy RIB, ale... są dobre i zawierają po kilka killerów

Cytuj:
Nie spodziewam się rewolucji, bo to jest raczej niemożliwe, ale czuje, że to będzie dobry album, trzymający niezły poziom i ukazujący, że Slayer nie zostaje we własnym cieniu.


a ja mam obawę, że jednak będzie totalna powtórka z rozrywki/przeszłosci :| albo CI part 2

Cytuj:
A sięgając po Slayera chcę usłyszeć Slayera a nie coś nowego czy odkrywczego.


słusznie, ja też, z tę różnicą, że więcej zadowolenia przyniósłby mi album, bedący kontynuacją linii DIM-GHUA ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pon Wrz 28, 2009 10:16 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
nowy kawałek ;) http://www.myspace.com/slayer

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pon Wrz 28, 2009 15:12 
Offline
Black Swan
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Sty 09, 2009 16:44
Posty: 74
Anka napisał(a):
a ja mam obawę, że jednak będzie totalna powtórka z rozrywki/przeszłosci :| albo CI part 2

jak dla mnie, World Painted Blood będzie albumem dobrym, jeżeli nie będzie kopią CI, tylko czymś lepszym, z większym pazurem. a:
Żułek napisał(a):

daje mi dość realne, optymistyczne powody, by myśleć, że tak będzie. Wszystkie trzy nowe kawałki podobają się mi się mocno (HW szczególnie) i nie mam dużych obaw co do nowego krążka, gdyż takie granie mi w 100% odpowiada.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pon Wrz 28, 2009 15:14 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
World Painted In Blood jest najlepszym z tych 3 które dali :twisted:
czegoś takiego mi zabrakło ma CI
bedzie zróżnicowanie czyli bedzie dobrze, 2/3 zajebiste, 1 kupa ;)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pon Wrz 28, 2009 20:16 
Offline
Head Crusher
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Sty 09, 2009 05:46
Posty: 1288
Miejscowość: Warszawa
World Painted Blood brzmi naprawdę fajnie :) szczególnie druga część utworu. Myślę, że płyta będzie bardziej zróżnicowana niż CI ale na wielką różnicę nie ma co liczyć. Nie brzmi to na coś w stylu DI - mojej ulubionej w sumie czy DIM. A szkoda. Ale kawałki brzmią jak Slayer a to najważniejsze.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 10:55 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
World Painted In Blood jest najlepszym z tych 3 które dali


całkowicie się z tym zgadzam! ta kompozycja jest dla mnie duuuuzym zaskoczeniem, niby prosta, niby banalna jak na Slayera, ale jak dla mnie INNA niż to co panowie zaproponowali na "Christ Illusion", sporo w niej luzu i pozornego "lenistwa", najważniejsze że będzie na nowej płycie choć jeden nie az tak pędzący numer... czy tylko mnie się zdaje,ze ten numer jest chyba najbardziej ROCKOWY z całego dorobku Slayera?
PS:
na paru forach ta kompozycja zyskała sporo... GROMÓW! że niby powiało "wiochą", że za mało tam Slayera


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 10:57 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
Anka napisał(a):
PS:
na paru forach ta kompozycja zyskała sporo... GROMÓW! że niby powiało "wiochą", że za mało tam Slayera


jeśli liczy się dla nich tylko RIB to ich strata, ja sobie cenie w Slayerze różnorodność a nie tylko samą sieczke dlatego cenie sobie wyżej SOH, SITA i DI od RIB

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 11:06 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
jeśli liczy się dla nich tylko RIB to ich strata, ja sobie cenie w Slayerze różnorodność a nie tylko samą sieczke dlatego cenie sobie wyżej SOH, SITA i DI od RIB


ja też bardziej wolę wysmakowane, ciężkie uderzenie i stawiam je wyżej od szybkości (sieczki ;) )

jest okazja by obstawić płyty Slayerka, no to proszę:

SNM - 7/10
HA - 8,5/10
RIB - nie wiem, zalezy od humoru ;) no, ale coś pomiędzy 8-9/10
SOH - 9,2/10
SITA - 9/10
DI - 8,5/10
DIM - 8/10 (z bonusami byłoby 8,5)
GHUA - 7,5/10
CI - 7,5/10


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 15:13 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
U mnie ocenki leca tak:

SNM -6
HA - 8
RIB - 9
SOH - 10
SITA - 9
DI - 9,5
DIM - 10
GHUA - 9,5
CI - 7

2 pierwsze plyty tak troche na wyczucie, gdyz nie słuchałem ich całe wieki. Debiut pamietam jak przez mgłe ;)
Pewnie Was zaskocze, ale w chwili obecnej Diabolus to mój nr 1 8-)
A moim ulubionym kawałkiem Slayera jest Disciple.

PS. co to za bonusy na Diablusie?
PS. 2. A te plyte z przeróbkami oceniłbym gdzies na 6. Podobnie jak debiut pamietam przez mgłe ;) Wiem, że bylo kilka zabijackich kilerów gdzieś w srodku plyty, ale poza tym dość monotonnie. A zupełnie inny od reszty Gemini zanudził mnie na smierc.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 15:39 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
Yer Blue napisał(a):
PS. co to za bonusy na Diablusie?


bonusem jest Wicked a na japońcu jest jeszcze Unguarded Instinct
wyszła też wersja 2cd na której znalazło sie 6 kawałków na żywca

Cytuj:
A zupełnie inny od reszty Gemini zanudził mnie na smierc.


dla mnie jeden z ich najlepszych kawałków

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 16:03 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Wicked bonusem? Znam go od 1998 roku, wyszedł normalnie na pierwszym wydaniu plyty. To zreszta jeden z moich żelaznych faworytów od zawsze.
Natomiast ten japoński bonus musze wyszperać w sieci. Na Diabolusie niesamoita wene miał Jeff, zdaje sie stworzył 90% plyty, a ten facet jako kompozytor jest geniuszem. Jeśli to jego kawałek to juz zacieram ręce.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 16:06 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
bonusem jest Wicked a na japońcu jest jeszcze Unguarded Instinct


dokładnie! parę słów o obu:

„Unguarded Instinct” („Diabolus In Musica”, 1998 - bonus)
Ten japoński bonus prezentuje się niezwykle okazale. Utrzymany w umiarkowanym tempie utwór oparto na wybornym riffie. Niszcząca perkusja, znakomite, pyszne wręcz sola i wściekłe, przy tym całkiem urozmaicone, pokombinowane wokale (czy to dwugłosy, czy też przetworzone partie, albo deklamowane) sprawiają, że kawałek naprawdę wspaniale smakuje!

„Wicked” („Diabolus In Musica”, 1998 - bonus)
Utwór ten jako bonus trafił na australijskie, japońskie i pierwsze europejskie wydanie „Diabolus In Musica”. Tekst do tej kompozycji napisali wspólnie Araya z Bostaphem! Przyznacie że niecodzienny i trochę dziwny to duet, ale dzieło zacne! O czym traktuje „Wicked”? Araya szybko daje odpowiedź: „Chodzi o proroctwa. To nasze naśladownictwo biblijnego objawienia, 9 krwawych serc, 9 królestw i jedno krwawiące serce, które będzie rządzić wszystkimi”. Interesujący obraz! A muzycznie? Panowie postarali się skomponować dzieło stanowiące kontynuację „Dead Skin Mask” i „213”. Rzecz zaczyna się dość leniwie, bardzo stonowanym wstępem (gitary plus talerze), po którym następuje miażdżący, ponury riff, wgniatający w fotel! Niesamowite uderzenie, potęga, moc! Kto wie czy to nie najcięższy fragment (a może i utwór jako całość?) w dorobku Slayera! Tak niszczącego, drugiego megatonowego walca grupa chyba nie ma w swym dorobku. Perkusja wbija w ziemię, zaś wściekły, brudny, hipnotyzujący, zniekształcony wokal dopełnia reszty zniszczenia. W refrenie przeobrażony głos jeszcze potęguje mroczny, tajemniczy klimat. W środkowym swym fragmencie nagranie nabiera tempa, następuje lekkie przyspieszenie. Ożywia się też (od strony wokalnej) Araya... Żwawszy fragment jednak trwa krótko... Następuje wyciszenie, po którym wchodzi mocny, wręcz miażdżący refren, a po nim wybrzmiewa genialne solo... perkusja dopełnia tu zniszczenia i dobija słuchacza, podobnie jak druga, świdrująca solówka. Araya krzyczy coraz mocniej, kompozycja jeszcze nabiera ciężaru, gęstnieje... końcówka to istny brud, siarka, piekło na ziemi... Całość trwa 6 minut! Slayer jest wielki, bo choć sztuką jest nagrać pędzący, szybki numer, to już prawdziwym mistrzostwem jest skomponowanie wolnego, ciężkiego utworu, który nie znuży, a wciągnie klimatem i powali na kolana. I „Wicked” naprawdę powala i poraża. I zastanawia mnie tylko, dlaczego chłopaki nie zamieścili tak znamienitych kawałków, jak „Unguarded Instinct” i „Wicked” na normalnej, znaczy się podstawowej edycji płyty? Pozostanie to ich słodką tajemnicą. Wszak to prawdziwe czarne perełki, które jeszcze podniosłyby rangę płyty!

Cytuj:
Pewnie Was zaskocze, ale w chwili obecnej Diabolus to mój nr 1


mój też byłby, ale kilka kawałków średnio mi pasi:)))

no, a może recka?

Slayer - Diabolus In Musica

9 lipca 1998 roku nakładem American Recordings ukazał się ósmy (wliczając ‘Undisputed Attitude’, krążek z punkowymi przeróbkami) studyjny album Zabójcy, zatytułowany ‘Diabolus In Musica’. To druga płyta, na której partie perkusyjne zagrał Paul Bostaph. Materiał, jaki trafił na omawianą płytę był już ukończony we wrześniu 1997 roku i miał pierwotnie pojawić się na półkach sklepowych ostatniego października 1997 roku. Tak się jednak nie stało, premiera albumu została – z powodu kłopotów z wytwórnią – przesunięta aż o dziewięć miesięcy. W pierwszym tygodniu sprzedaży krążek zadebiutował na 31 miejscu listy ‘Billboard 200’. Był to efekt zakupienia w samych Stanach 46 000 egzemplarzy tegoż wydawnictwa.

‘Diabolus In Musica’ to pierwszy materiał, na którym muzycy z Los Angeles odeszli od typowo thrashowej stylistyki, a raczej należałoby napisać od czystego chemicznie thrashu. W pewnym sensie zapowiedzią zmian w muzyce zespołu był już dziwny, wyjątkowo wolny jak na Slayera numer ‘Gemini’. Ten niesamowity walec zamykał album z punkowymi coverami, i był jedyną premierową, autorską pozycją Zabójcy na tym wydawnictwie, od razu dopowiem, że zupełnie nie pasującą swym charakterem do reszty kawałków. Utwór ten, a właściwie jego szkielet, autorstwa Kinga, powstał podczas przygotowywania ‘Divine Intervention’, ale w 1994 roku po prostu na niego nie wszedł, został odłożony na półkę. Miał trafić jako ścieżka dźwiękowa jakiegoś filmu, jednak termin oddania materiału był nierealny, więc ponownie kawałek trafił do szuflady. Po cóż więc ‘Gemini’ na dokładkę do płyty z coverami? Araya: ‘By fani znaleźli na tej płycie coś, co jednoznacznie kojarzy się ze Slayerem!’ Dobre wytłumaczenie, tyle tylko, że jakoś nie przekonuje do samego nietypowego charakteru kompozycji, gdyż to bez wątpienia najwolniejszy utwór, jaki do 1996 roku Slayer nagrał. To taka wycieczka w zupełnie inne rejony niż te, w których znalazły się punkowe numery. Nisko strojone gitary wyciosują masywne riffy jakby od niechcenia, do tego dochodzą: leniwie wybijająca rytm perkusja oraz niedbale (z założenia) dorzucony wokal. Araya śpiewa tak jakoś dziwnie niemrawo, ale ma to swój urok i – duszny – klimat, pasuje do całości. Zresztą w refrenach Tom ożywia się, śpiewa z większym przejęciem, pojawiają się nawet dwugłosy. Świetnie wpasowano sola. Po drugim utwór nabiera nieco większej prędkości, Araya skanduje poszczególne wersy... a raczej wypluwa z siebie słowa. Brzmienie utworu jakby celowo przytłumiono. Końcówka znów spowolniona, wieńczą ją pojedyncze dźwięki gitary. Walec przetoczył się przez umysł słuchacza. Celowo więcej miejsca poświęciłem tej kompozycji, gdyż jak to się wkrótce wydało, ‘Gemini’ okazał się zapowiedzią zmian, jakie miały nastąpić na następnej dużej płycie Zabójcy. Lider zespołu Kerry King nie ukrywał, że ‘Gemini’ stanowił zapowiedź nowego kierunku: ‘Kiedy komponujesz utwór, który ma być otoczony samymi czadami, on automatycznie wychodzi inaczej. ‘Gemini’ jest chyba najwolniejszym numerem w całej naszej karierze, myślę że dodał muzyce nowego smaku. Zawsze próbowaliśmy kombinować z nowymi rzeczami – żeby to ciągle brzmiało jak Slayer, a zarazem trochę inaczej.’ Nadchodził czas zmian.

Tak nie lubiany (przez większość fanów) ‘Diabolus In Musica’ jest bez wątpienia najbardziej mrocznym, klimatycznym krążkiem z dyskografii Slayera. To na tym, w gruncie rzeczy przecież całkiem dobrym, odważnym wydawnictwie panowie poeksperymentowali z brzmieniem, z różnymi modnymi w drugiej połowie lat 90. XX wieku dźwiękami (hardcore, groove). Już pierwszy fragment otwierającego album ‘Bitter Peace’ (poświęconego wojnie i pokoju) przynosi niespodziankę w postaci niżej strojonych gitar, zaś niezwykle wolne, masywne dźwięki wgniatają w fotel. Podobnie rzecz ma się z utrzymanym w umiarkowanym tempie ze zwolnieniami, nowocześnie brzmiącym ‘Death’s Head’ (eksperymenty wokalne, hardcore’owe gitary, funkująca sekcja, fajne zwolnienie). ‘Bitter Peace’ w końcu jednak nabiera siły, mocy i prędkości... jest chyba najbliższy wcześniejszym dokonaniom grupy, pomimo niższego strojenia gitar i nietypowej jak na Slayera pracy perkusji. Ta ostatnia w drugiej części kompozycji roznosi wszystko w drobny pył. Araya albo krzyczy, albo nawet dość stylowo śpiewa. Wspólnym mianownikiem dziwnego ‘Death’s Head’, niespokojnego ‘Stain Of Mind’ czy ‘Love To Hate’ okazują się skandujące wokale Toma. Zresztą wokale Arayi nie stanowią jedynej niespodzianki na płycie. Sporym zaskoczeniem może być już sama konstrukcja intensywnego, choć nie za szybkiego ‘Stain Of Mind’ z ciekawą linią melodyczną. Większych niespodzianek nie przynoszą za to punkowy ‘Scrum’, pozornie zachowawczy ‘Perversions of Pain’ i ostry, ale w sumie dość przeciętny (najsłabszy na płycie zdaniem niżej podpisanego) ‘Point’.

To na tym krążku przeważają nastrojowe, ale zarazem ciężkie, masywne numery, którym chciałem się w tym miejscu bliżej przyjrzeć... Pierwszym takim kawałkiem, jest czwarty na płycie ‘Overt Enemy’. Jego posępne i spowolnione dźwięki przywodzą jednoznaczne skojarzenia. To wyraźny ukłon w stronę Black Sabbath, taki hołd Slayera dla legendy metalu. Nie jedyny zresztą na ‘Diabolus In Musica’, gdyż jak podkreślał King: ‘Tego po prostu nie da się uniknąć. Black Sabbath to pierwszy zespół, grający mroczną muzykę’. Kawałek rozpoczynają bas i stopa, do których później dołączają gitary. Obniżone strojenie wioseł wyzwala więcej brudu, mocy. W środkowej części tempo utworu wzrasta do średniego (mamy typowy slayerowy stuff), Bostaph serwuje istną kawalkadę perkusyjną, gitary chodzą miarowo, dostajemy świetne, choć krótkie sola (drugie niezwykle ‘chore’). Omawiany utwór to kolejne udane dzieło Hannemana, zarówno od strony muzycznej, jak i lirycznej. ‘To utwór antyrządowy, wymierzony przeciwko ludziom, mającym zbyt dużo władzy’ – wyjaśnia Jeff, który dodaje też ‘długo walczyłem z Tomem, by ten nie wrzeszczał, ale zaśpiewał na luzie, dzięki czemu utwór nabiera fajnego klimatu’. Araya rzeczywiście dostosował się do zaleceń kolegi, zaśpiewał z przejęciem, zadziornie, dostosował poziom ekspresji do nastroju kompozycji. Krzyk mamy dopiero w finale, kiedy nagranie przybiera na mocy i tempie... choć na sam koniec grupa znów zdecydowanie zwalnia, stawiając na ciężar. W niemal identycznym tonie utrzymany jest ‘Desire’. Delikatna gitara i szelest talerzy wprowadzają w mroczny klimat następnej spokojnej, wciągającej kompozycji... Śmiało można się domyślać, że od strony muzycznej stoi za nią Jeff. Rzecz traktuje o... miłości, ale nie jest to słodziutka ballada, poza tym skoro już muzycy Slayera zdecydowali się na taką tematykę to musieli to zrobić ‘po swojemu’, zachowując swoje podejście i ‘zły’ charakter. I rzeczywiście mamy piosenkę o miłości, ale takiej, która jest tak silna, że aż popycha do zbrodni. W tekście z tej kompozycji dopatrywano się nawiązań do głośnej sprawy Simpsona, oskarżonego o zamordowanie swej byłej żony i jej partnera. Ale autor tekstu, Araya, wskazuje na inną inspirację, mianowicie na sprawę tzw. ‘Morderstwa Kadetów’ w Teksasie. Po obejrzeniu filmu o tym zdarzeniu powstały słowa: ‘Pożądanie, zrobię dla ciebie wszystko. Pożądanie, zabiję dla ciebie’. Sielski nastrój ze wstępu przerywa gitarowe gruchnięcie, ale żwawsze tempo szybko ustępuje zwolnieniu. Mocną stroną kompozycji są potężne, w drugiej części nawet takie ‘kroczące’, lekko zacinające gitary i praca perkusji. Szkoda tylko, że większość tekstu Tom po prostu wymruczał. Ledwie milkną dźwięki ‘Desire’, a Zabójca zaprasza na kolejny niezwykły spektakl, zatytułowany... ‘In the Name of God’. Nieco szybsze od wyżej omawianych nagranie budzi grozę... zarówno od strony muzycznej, jak i tekstu. Za stronę liryczną odpowiada Kerry, który popełnił chyba najbardziej satanistyczny utwór ze wszystkich, jakie kiedykolwiek napisał. Doszło nawet do tego, że Araya (katolik) odmówił zaśpiewania podsuniętego tekstu! Ale Kerry dopiął swego. Pierwsza część nagrania – utrzymana w średnim tempie, oparta na potężnej ścianie masywnych, nisko strojonych gitar, podwójnej stopie Paula i skandowanym wokalu – frapuje. Druga – szybka – zabija. W połowie bowiem utwór nabiera tempa, Araya rozpaczliwie krzyczy: ‘Antychryst to imię Boga!’ Przetworzony wokal, rozwalający riff sprawiają, że kompozycja staje się niesamowicie ciężka, prawie nie do wytrzymania... Zwolnienie, po którym z głośników wylewają się megatony dźwięków, podczas których King gra niesamowite, ‘chore’, ‘psychiczne’, demoniczne solo... Cudowny ból... Równie demoniczne solo wyciosał Kerry w innym ciekawym nagraniu, w ‘Screaming From the Sky’. Siłą tego utworu jest znakomity riff i transowy, świetny rytm, utrzymywany przez jednostajną pracę perkusji. Miarowe, średnie tempo wzmaga się po ‘chorej’ solówce Kinga. Dobrze wypada wypluwający poszczególne słowa Araya. Od strony lirycznej mamy tu opowieść pilota z czasów II Wojny Światowej.

Jeżeli chodzi o warstwę liryczną, to trzeba zaznaczyć, że i tym razem nie obyło się bez nawiązań do wojny (‘Bitter Peace’, ‘Point’), przemocy, zabijania, śmierci i Boga. W ‘Death’s Head’ powraca temat seryjnych morderców (jakby kontynuacja cyklu z ‘Dead Skin Mask’ i ‘213’), tym razem rzecz tyczy się człowieka zatracającego świadomość tego, co czyni. ‘Stain Of Mind’ traktuje z kolei o kimś, kto przynosi ludziom cierpienie i ból. ‘Love To Hate’ został napisany do filmu Howarda Sterda, ‘Części Intymne’, jednak okazał się zbyt mocny i ostatecznie na soundtrack nie trafił. Jako ciekawostkę można dopowiedzieć, że inspiracją do liryków ‘Stain Of Mind’ oraz ‘Perversions Of Pain’ był horror ‘Hellraiser’. O pozostałych tekstach już wspominałem.

Na okładkę trafiła przerażająca fotka jakiegoś faceta z martwymi oczami... podobieństwo do Nosferatu pewnie przypadkowe. Nowoczesne logo bardzo przypadło do gustu samym muzykom, fanom już nie. Po raz pierwszy w historii zespołu tytuł albumu nie pochodzi od konkretnej kompozycji. Zresztą pierwotnie płyta miała być inaczej nazwana, jak? ‘Violent By Design’, ale podobno szyld ten okazał się zbyt uniwersalny i ogólny i za mało slayerowy. Poza tym z chęcią dorzucono jeszcze diabła...

Slayer nie gonił za trendami, a raczej starał się wpasować czy też przywdziać nowszą szatę, pod która wciąż była ta sama agresja, bunt, dzikość i nienawiść jak to miało miejsce w latach 80tych XX wieku. Nowsza forma, parę nowoczesnych naleciałości zgrabnie zaadoptowanych do własnego stylu, nie zmieniły formacji, co więcej Zabójca wciąż proponuje ten sam mocny, bezkompromisowy przekaz. Stąd ten cały hardcore’owy groove w ‘Stain Of Mind’ czy niemal rapowane wokale w ‘Love To Hate’. Ale wciąż słychać, jaki gra zespół. To płyta nowoczesna, nowatorska w pewnym sensie dla Zabójcy, płyta, na której wyraźnie wyczuwalne są nawiązania czy podobieństwa do dokonań Machine Head i Pantery. ‘Diabolus In Musica’ może być odbierana jako udany eksperyment, pokazujący nowoczesne oblicze Slayera. Co ciekawe recenzenci przyrównywali ‘diabolusa’ do ‘South Of Heaven’. Skojarzenie dość luźne, przyznam, ale po części nawet trafne, zważywszy na fakt, że głównym kompozytorem obu płyt był Jeff. To chyba najbardziej niedoceniana płyta z dorobku Zabójcy, a szkoda, gdyż to taki nietypowy, ale frapujący, poszukujący Slayer.
Więcej pola do popisu, więcej przestrzeni dostał Paul Bostaph i to wyraźnie słychać na tym krążku. Z bardzo dobrej strony pokazał się Araya, jego zaciekłe, chwilami przetworzone wokale znakomicie wpasowały się w nowoczesny na wskroś przekaz Zabójcy. Nic ze swej mocy nie straciły gitary Jeffa i Kerry’ego, wprawdzie solówki skrócono (kolejny znak czasów), ale stały się one bardziej zakręcone. ‘Diabolus In Musica’ to w gruncie rzeczy ciekawy, dość zróżnicowany, ale zwarty przy tym, równy album, pozbawiony jednak wyraźnie wyróżniających się numerów, może nie na miarę ‘Dead Skin Mask’, ‘South Of Heaven’ czy ‘Angel Of Death’, ale choćby tak dobrych, jak ‘213’ czy ‘SS-3’. Chyba że pod uwagę weźmiemy bonusy, oba naprawdę przednie! Z ‘normalnej’ wersji mnie osobiście najbardziej podobają się otwierający album ‘Bitter Peace’, wolniejsze ‘Overt Enemy’, ‘Desire’ oraz niesamowity ‘In the Name of God’ i chyba najbardziej nawiązujący do ‘South Of Heaven’ ‘Perversions Of Pain’.

Limitowana edycja płyty została wzbogacona o bonusowy CD, zawierający sześć utworów w wersjach koncertowych (‘Raining Blood’, ‘Angel Of Death’, ‘Mandatory Suicide’, ‘Chemical Warfare’, ‘Dittohead’, ‘South Of Heaven’) oraz multimedialną prezentację (w tym też specjalny wideoklip złożony ze wszystkich dotychczasowych teledysków zespołu) i dodatki na komputer (tapety, ikony).

Po pierwszym wysłuchaniu tego materiału (w momencie, kiedy ten album ujrzał światło dzienne, czyli w 1998 roku) byłem zaskoczony i zniesmaczony (głównie brzmieniem). Odrzuciła mnie ta płyta, nie wracałem do nie prawie przez osiem lat! W międzyczasie jednak przyswajałem sobie nieco nowoczesnych dźwięków, przyszedł w końcu taki moment, że dałem ‘diabolusowi’ druga szansę. I ‘zaskoczyło’, do tego stopnia, że niniejszy album uważam za jeden z najbardziej odważnych w latach 90tych XX wieku. Poza tym to obecnie jedna z moich ulubionych pozycji w dyskografii Zabójcy. Notka będzie jednak wyważona.

8/10


Cytuj:
Wicked bonusem? Znam go od 1998 roku, wyszedł normalnie na pierwszym wydaniu plyty. To zreszta jeden z moich żelaznych faworytów od zawsze.


cholera, nie posiadam tej wersji!!!


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 17:18 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
Anka napisał(a):
W pewnym sensie zapowiedzią zmian w muzyce zespołu był już dziwny, wyjątkowo wolny jak na Slayera numer ‘Gemini’. Ten niesamowity walec zamykał album z punkowymi coverami, i był jedyną premierową, autorską pozycją Zabójcy na tym wydawnictwie


oczywiście że nie :P zapomniałeś o dwóch killerach Jeffa ;)


Cytuj:
Na okładkę trafiła przerażająca fotka jakiegoś faceta z martwymi oczami... podobieństwo do Nosferatu pewnie przypadkowe. Nowoczesne logo bardzo przypadło do gustu samym muzykom, fanom już nie.


jeśli chodzi o mnie to najlepsza okładka Slayera :)

Cytuj:
Limitowana edycja płyty została wzbogacona o bonusowy CD, zawierający sześć utworów w wersjach koncertowych (‘Raining Blood’, ‘Angel Of Death’, ‘Mandatory Suicide’, ‘Chemical Warfare’, ‘Dittohead’, ‘South Of Heaven’) oraz multimedialną prezentację (w tym też specjalny wideoklip złożony ze wszystkich dotychczasowych teledysków zespołu) i dodatki na komputer (tapety, ikony).


kiedyś ją dorwę :twisted:


Cytuj:
Cytuj:
Wicked bonusem? Znam go od 1998 roku, wyszedł normalnie na pierwszym wydaniu plyty. To zreszta jeden z moich żelaznych faworytów od zawsze.
cholera, nie posiadam tej wersji!!!


ja posiadam ;)

PS. świetne recki :)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pią Paź 02, 2009 15:54 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Dzieki Tomku za wypasiona po brzegi recenzje Diabolusa!
Na razie przeczytałem tylko o bonusach, o reszcie wypowiem sie jutro, a być może tez sklece jakąs recke, przy Twojej to byłaby mini ;)

A co Wicked...to faktycznie jest chyba najwiekszy cieżarowy potwór w całym Slayerze i chyba najlepszy wg mnie utwór na Diabolusie. Najbardziej lubie moment po krótkiej pauzie czyli jakies ostatnie 2,5 ostatnie -prawdziwe piekło. Trudno to jakos racjonalnie opisac.
W ogole Wicked wspaniale koresponduje ze Screaming From The Sky -tworzac jakby 9 minutowa całość. SFDS kończy sie gwałtownie i ma sie wrażenie, że początkowe delikatne dzwieki Wicked, które wchodza po może sekundzie - to kontynuacja. W każdym razie pamietam jak dzis, że przez kilka pierwszych lat słuchania Diabolusa byłem przekonany, że SFDS jest 9-minutowym monumentem, dopiero potem zorientowałem sie, że SFTS to ledwie 3 minuty a cała reszta to jakieś...Wicked :shock: Serio. Ta wersje Diablusa miałem na kasecie, stad nie wiedzaiłem, że jeden sie kończy a drugi zaczyna.
Ale to wrażenie pozostało do dzis - to jest jakby 9 minutowy megapotęzny walec, nawet mimo faktu, że to są oddzielne uwory.

Diabolus to praktycznie sami faworyci, właściwe 3 utwory nie zasługuja na to miano: Desire, Stain of Mind oraz In The name Of God, chociaz wszystkie 3 sa swietne, ale jak na Diabolusa to wciaż mało.
Z rzeczy wolnych koniecznie trzeba nadmienić Overt Enemy (MIAZGA!!!), z szybkich - Scrum (ho ho taka zapiernicz, że :roll: :twisted: ).


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pon Paź 05, 2009 05:59 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
jeśli chodzi o mnie to najlepsza okładka Slayera


INNA, nietypowa
a z typowych podobają mi się okladki do "South of heaven" i "Divine Intervention"

Cytuj:
A co Wicked...to faktycznie jest chyba najwiekszy cieżarowy potwór w całym Slayerze i chyba najlepszy wg mnie utwór na Diabolusie.


i złość mnie zżera, gdy pomyślę, że nie mam wersji z "Wicked"!

Cytuj:
Diabolus to praktycznie sami faworyci, właściwe 3 utwory nie zasługuja na to miano: Desire, Stain of Mind oraz In The name Of God, chociaz wszystkie 3 sa swietne, ale jak na Diabolusa to wciaż mało.


"Stain of Mind" to jedna z przyczyn mego niezrozumienia tegoż albumu w 1998 roku ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Pią Paź 16, 2009 22:43 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
http://muzyka.onet.pl/10175,2060626,newsy.html


wywiad z Lombardo
http://muzyka.onet.pl/10175,1579832,wywiady.html

"Gdy weszliśmy do studia, mieliśmy tylko pięć utworów. Greg (Fidelman) sprawił, że kolejne powstały bardzo szybko."

a reckę DI chcecie??


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Sob Paź 17, 2009 13:45 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 15:11
Posty: 4504
Anka napisał(a):
a reckę DI chcecie??

Dawaj, ja chętnie poczytam :D W ogóle bardzo lubię DI - jeden z moich ulubionych albumów Slayera.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Nie Paź 18, 2009 08:04 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Slayer - Divine Intervention

Jaka płyta Zabójcy dziś powszechnie uchodzi za najsłabszą w dyskografii? Wśród fanów zapewne niezrozumiana ‘Diabolus In Musica”, wśród krytyków zdania są podzielone, ale część wymienia na pierwszym miejscu (od końca) ‘Divine Intervention’. Dlaczego? Na to zapytanie, jak też na parę innych kwestii postanowiłem zwrócić uwagę i odpowiedzieć w niniejszym opracowaniu. Trochę dziwi mnie fakt dziś tak powszechnego i chętnego pomniejszania wielkości i wartości tej płyty. Trudno mi się z powyższą opinią zgodzić, choć nietrudno odgadnąć, dlaczego płyty nagrane bez Dave’a Lombardo zbierają najwięcej ‘cięgów’ i są nisko oceniane. Można czegoś nie lubić, wszak wszystko jest rzeczą gustu, ale czegoś, co z jakiegoś powodu nie smakuje, nie należy od razu – definitywnie – lekką ręką przekreślać. Sam tego doświadczyłem i krążki z Paulem Bostaphem w składzie, do których bardzo późno się przekonałem, są tego najlepszym dowodem.

Zacznę od tego, że ‘Divine Intervention’ nie jest ani jakimś zapomnianym albumem, albo takim, który w chwili wydania przeszedłby niezauważony. Wręcz przeciwnie, płyta ta w momencie, kiedy się ukazywała, zebrała wiele entuzjastycznych recenzji, ba krążek debiutował od razu na ósmym miejscu listy ‘Billboardu 200’ i do momentu wydania ‘Christ Illusion’ (2006 rok, 5 miejsce na liście) stał się najwyżej uplasowanym albumem w historii zespołu. Szósty studyjny album grupy promowany był teledyskami do utworów ‘Killing Fields’ i ‘Serenity In Murder’ w reżyserii Di Puglia Gerarda oraz ‘Dittohead’ w reżyserii Jona Reissa. Wydawnictwo uzyskało status złotej płyty sprzedając się w Stanach Zjednoczonych w nakładzie 800 000 egzemplarzy, co w dobie odwrotu klasycznych podgatunków metalu i dominacji grunge’u, alternatywnego rocka i ‘panteropodobnych’ dźwięków, należy uznać za bardzo duży sukces.

Najczęściej zarzuca się tej płycie brak rozmachu, artystycznego wyrazu czy też brak koncepcji. Rozmach mieliśmy na zbyt chyba wygładzonej, dopracowanej, przebojowej ‘Seasons In The Abyss’. Koncepcja jej następcy, zanim ostatecznie zatwierdzona, zdążyła zostać błyskawicznie zmieniona. ‘Divine Intervention’ stanowił przede wszystkim udany powrót do bardzo szybkich i brutalnych dźwięków, powrót wcale nie tak z góry zaplanowany. Podobno miał to być kolejny, trzeci z kolei, dość eksperymentalny krążek. Przynajmniej takie założenia powstały w głowie Jeffa Hannemana przed przystąpieniem do komponowania. Tymczasem Kerry King przyniósł sporo już gotowego, bezkompromisowego materiału, w myśl zasady: ‘szybko, mocno i potężnie’. Utwory nie miały zabrzmieć jak ‘Reign In Blood’, tak po prostu muzykom wyszło i powstała ‘Reign In Blood lat 90-tych’. Po rozbudowanych, wolniejszych dwóch poprzednich krążkach zespół zaproponował ostry, mocny album, który wyraźnie zdominowały szybkie tempa i prawdziwie punkowa prostota. Grupa powróciła z niezwykle agresywnym, wściekłym materiałem, odpierając ataki zarówno największej w ostatnich latach konkurencji, czyli Sepultury i Pantery, jak i młodzieży: Machine Head i Biohazard. I choć ‘Divine Intervention’ stanowił ponowny zwrot ku bardziej agresywnym dźwiękom, to też w pewnym – może nieznacznym wymiarze – okazał się dalszym rozwijaniem kierunku zapoczątkowanego przez ‘South Of Heaven’, a udanie kontynuowanym na ‘Seasons In The Abyss’. Skąd taka teza? Bynajmniej nie jest to tak prosta i oczywista płyta, jak wspomniane już wyżej, osławione ‘Reign In Blood’. Znajdują się na niej zarówno bardzo szybkie killery, jak też i wolniejsze, zawierające ciężkie, masywne fragmenty numery (‘213’, tytułowy, ‘SS 3’). Araya: ‘Cieszę się, że udało nam się nagrać album, który wiele łączy z ‘Reign In Blood’. Na ‘Divine Intervention’ jest ta sama agresja, ta sama szybkość. Znalazły się też nawiązania do dwóch poprzednich płyt, ‘South Of Heaven’ i ‘Seasons In The Abyss’. Wyczuwa się powiew lat 90-tych XX wieku, stąd więcej brudu w muzyce.

Cztery lata przyszło czekać fanom Slayera na następcę ‘Seasons In The Abyss’.
Muzycy pracowali nad ‘Divine Intervention’ rok czasu. Na tak długą przerwę z pewnością wpływ miał narastający konflikt z Dave’m Lombardo i ostateczne z nim rozstanie. Na festiwal Monster Of Rock w Donnington, sierpień 1992, formacja pojechała już z nowym perkusistą, Paulem Bostaphem. Były pałker Forbidden i Testament (w tym drugim był bardzo krótko) przyszedł na przesłuchanie, zagrał z pozostałymi muzykami kilkanaście kawałków i został przyjęty w szeregi Zabójcy... King nie krył zadowolenia: ‘Przedstawiając go naszym fanom powinienem użyć sloganu Forda Mustanga: wszystko, co znaliście do tej pory plus więcej. To niesamowicie utalentowany perkusista! Bardzo podoba mi się jego gra na dwie stopy.’

‘Divine Intervention’ ukazał się na rynku 3 października (wg niektórych źródeł 27 września) 1994 roku, dzięki American Recordings. Za stronę produkcyjną odpowiadał tradycyjnie Rick Rubin, ale ograniczył się on jedynie do sporadycznego odwiedzania studia i wydawania opinii, czy zespół posunął się do przodu czy też nie, oceniania tego, co już zrobione. Araya tak wspomina sesję: ‘Rick był jakby wyrocznią, nie siedział w studio, ale pojawiał się co jakiś czas. Wchodził i prosił byśmy puścili mu taśmy i mówił: ‘Ale odjazd!’ To dopingowało nas do dalszej pracy.’ Wynika z tego jasno, że w głównej mierze to sam zespół odpowiada za uzyskane brzmienie. Płyta szybko rozeszła się na rynku i tradycyjnie, jak to w przypadku dzieł Slayera się dzieje, wywołała kolejne skandale i kontrowersje. W pewnym sensie tradycji stało się zadość. Album zyskał miano ‘Reign In Blood 2’. Czy to słuszne określenie? Moim zdaniem nie do końca, gdyż to bardziej złożony i nie taki jednoznaczny w wymowie materiał. W odstawkę poszedł człowiek odpowiedzialny za okładki trzech poprzednich albumów Zabójcy, niejaki Larry Carroll. Okładkę ‘Divine Intervention’ zdobi rysunek przedstawiający zdeformowany szkielet, przeszyty czterema mieczami, tworzącymi charakterystyczny pentagram, a wszystko na tle rozgwieżdżonego nieba. Szokuje oprawa graficzna płyty, na której widnieje zdjęcie z wyciętym żyletką logiem zespołu na rękach jednego z fanów.

Nie mniej rozgłosu zyskał krążek dzięki mocnym lirykom, zwłaszcza tekstowi do utworu ‘SS-3’, który tak jak w przypadku ‘Angel Of Death’ wyszedł spod ręki Jeffa Hannemana. Tym razem rzecz dotyczyła postaci Reinharda Heydricha, szefa dyktatury SS, protektora Trzeciej Rzeszy dla Czech i Moraw, nazywanego często ‘Archaniołem Zła’, jednego z gorliwych wykonawców nazistowskiej polityki wyniszczania narodu żydowskiego. Kilka miesięcy urzędowania wystarczyło, aby zasłużył sobie na przydomek ‘Praski Rzeźnik’.
Teksty zawsze stanowiły mocną stronę twórczości Slayera i dotykały tradycyjnie mrocznych kwestii. Już wcześniej pojawiały się postacie morderców, nie inaczej rzecz przedstawiała się i tym razem. Utwór ‘213’ poświęcono osobie psychopaty, seryjnego zabójcy Jeffreya Dahmera, który mieszkał w domu z numerem 213. Jeffrey zwabiał swoje ofiary do mieszkania i nafaszerowane narkotykami dusił a później ćwiartował. Tekst Toma zawiera zapis kłębiących się w umyśle Dahmera emocji i myśli, podczas wykonywania tych przerażających czynności. Araya: ‘Stałem się nim, próbowałem wyobrazić sobie co przeżywał’. Jeszcze inny opis tego, co czuje morderca w momencie, kiedy pozbawia swoją ofiarę życia przedstawił King w ‘Serenity In Murder’. O zabijaniu traktuje też ‘Killing Fields’. Tekst do tej kompozycji powstał pod wpływem książki ‘Alone With The Devil’, o psychiatrii sądowej, autorstwa Ronalda Markmana. Araya: ‘Dzięki niej poznałem bliżej psychologiczne aspekty zachowań kryminalnych. Chciałem poznać powody, dla których ludzie zabijają’. Z kolei ‘Sex, Murder, Art’ traktuje o ‘złej miłości’, o brutalnym seksie. ‘Oczy Slayera’ dosięgają też polityki. Teksty dwóch utworów, autorstwa Kinga, dotykają w sposób bardziej (‘Fictional Reality’) lub mniej (‘Dittohead’) bezpośredni zakłamanego świata polityki. Jak zwiewnie wobec tak mocnej tematyki prezentuje się przekaz liryczny kompozycji tytułowej (pod którym podpisał się cały zespół!), zainspirowany filmem ‘Fire In The Sky’. Tom: ‘Jest to opowieść o człowieku, który został uprowadzony przez tajemne moce, o tym co on przeżywa. Tekst mówi o tym jak kruchą istotą jest człowiek, jak łatwo go zranić. A także o jego bezbronności, o tym że nikt nie jest w stanie go obronić.’ Przed kim? należałoby zapytać... Przed innymi ludźmi, którzy z kolei stawiają się w roli bogów i mówią, co inni mają czynić, myśleć, co oglądać.
Wielokrotnie zarzucano muzykom grupy, że ich dosadne, bardzo mocne teksty mają zły wpływ na odbiorcę. Co o tym sądzi lider zespołu? Araya: ‘Nie sądzę, aby piosenka mogła zmienić pogląd słuchacza na jakąkolwiek sprawę, aby mogła mieć wpływ na ludzkie postępowanie... Nie sądzę, abym miał jakikolwiek wpływ na słuchaczy. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nasze utwory są zachętą do gwałtu. Moim zdaniem pomagają ludziom raczej uwolnić się od agresji, która w nich jest. Dla mnie muzyka jest sposobem na rozładowanie się. I wierzę, że podobnie jest z fanami. Gdy słuchają nagrań Slayera, skumulowana w nich agresja znajduje ujście.’

Zmienił się w pewnym sensie wizerunek zespołu, no może nie całego... Otóż Kerry ogolił się na ‘zero’ (na łyso), a miejsce włosów na głowie gitarzysty zajął ogromny tatuaż. King zmienił też gitary, miejsce instrumentów firmy B.C. Richa zajęły E.S.P. To pierwsza płyta, jaką nagrali muzycy Slayera w czasach, kiedy w muzyce rządził grunge, a metal zdominowany był przez hardcore’owe naleciałości, gdy słabła już supremacja death metalu, a thrash zdążył już zejść do podziemia. Pierwsza, na której swe piętno odcisnął nowy perkusista Paul Bostaph. Słychać, że Paul ma zdecydowanie cięższą rękę niż Dave, że gra inaczej. Dzięki niemu Slayer odzyskał dawną moc i agresję. Ale nie mniejszą rolę odegrał tu King, autor większości kompozycji z ‘Divine Intervention’, lider zespołu, który zawsze inspirował się punkiem. Stąd te szybkie tempa, stąd ta niesamowita ekspresja bijąca z ostrych, krótkich (jak za dawnych punkowych czasów) ‘Sex, Murder, Art’, singlowego, wściekłego ‘Dittohead’ (zwraca uwagę stylowe zwolnienie w środku i sola) czy też ‘Serenity In Murder’. Ostatni z wymienionych, ze spowolnionymi zwrotkami i szybszymi refrenami, frapuje nietypowymi wokalami. Araya chwilami śpiewa w nim w bardzo dziwny sposób, jego głos został przetworzony na trochę jakby grunge’ową modłę, intrygują te przeciągane dodatki. A skoro jesteśmy przy partiach wokalnych... Stanowią one także pewien znak szczególny płyty, znak czasów. Araya poeksperymentował z głosem, jego niektóre przesterowane partie przywołują skojarzenia z Ministry czy Nine In Nails (utwór tytułowy, ‘Circle Of Beliefs’). Z kolei niskie, przybrudzone wokale w ‘213’ znakomicie podkreślają mroczny charakter kompozycji. Wracamy do szybkich numerów. ‘Fictional Reality’ przykuwa uwagę charakterystycznymi solami duetu King-Hanneman, ostry, dynamiczny ‘Circle Of Beliefs’ wściekłymi wokalami, zaś hardcore’owo brzmiący ‘Mind Control’ jednostajnym tempem.

Niektórzy krytycy podkreślają, że na ‘Divine Intervention’ nie ma tak wyrazistych kawałów, jak na poprzednich płytach, że zespół rzadko na koncertach sięga po utwory z tego albumu. Faktem jest, że poza ‘Dittohead’ praktycznie żaden inny numer z ‘szósteczki’ nie wszedł na dłużej do setlisty Zabójcy. Nie oznacza to bynajmniej, że ta w sumie niezwykle równa, zwarta pozycja w dyskografii Slayera nie ma jaśniejszych punktów, że żaden utwór nie zasługuje na miano klasyki. Szybciej zarzuciłbym muzykom Slayera zwykłe lenistwo... Przecież wraz z nagraniem każdej kolejnej płyty, praktycznie każdy zespół powiększa grono swych ‘obowiązkowych/żelaznych’ punktów programu koncertowego. Ciekawe, ilu gorliwych sympatyków Zabójcy zwróciło uwagę na to, że w ostatnich czasach formacja ta coraz rzadziej prezentuje na żywo ‘Hell Awaits’. Czyżby utwór ten stracił nagle miano klasyka? Nieee! Nie da się w ciągu dziewięćdziesięciu minut (a tyle wynosi średni czas, jaki Slayer przebywa na scenie) zaprezentować wszystkie najważniejsze kompozycje z ponad 25-letniego okresu działalności grupy i choć ze 3-4 z aktualnie promowanej płyty. Cóż, nie wnikam, dlaczego Zabójca nie wydłuża czasu trwania swych koncertów. Wracając do ‘Divine Intervention’... zawiera ona kila naprawdę wyrazistych, wspaniałych kawałków, które nieznacznie tylko ustępują ledwie paru i to w dodatku wyłącznie największym ‘przebojom’ zespołu z lat 80-tych, jak ‘Angel Of Death’, ‘Dead Skin Mask’, ‘South Of Heaven’ czy ‘Raining Blood’. Przynajmniej takiego zdania jest niżej podpisany. Jakie to perełki? Śmiałe nawiązanie do mrocznego klimatu ‘Dead Skin Mask’ przynosi zakręcony, chory ‘213’ (mój cichy faworyt z tej płyty). Po stonowanym, iście sabbathowskim wstępie zespół atakuje potężną ścianą gitar, wspartą dość oszczędnymi uderzeniami bębnów. Kawałek rozkręca się stopniowo, nieco przyspiesza, nie przekraczając jednak średniego tempa, obfituje w sporo stylowych przejść, zwolnień i nastrojowych tonów. Transowy klimat kompozycji podkreśla świetny wokal Arayi. Fantastyczna solówka Hannemana dopełnia dzieła. Kolejnym wartym zapamiętania numerem jest ‘SS-3’. Średnie tempo pierwszego fragmentu i jego przejrzysta aranżacja przywodzą na myśl album ‘South Of Heaven’. Miarowe, sunące niespiesznie gitary ustępują w końcu miejsca bardzo szybkim zagrywkom, cały numer znakomicie prowadzi soczysta, mocna perkusja. Podobnie zbudowany został otwierający płytę ‘Killing Fields’ z popisową perkusyjną nawałnicą Bostapha we wstępie, po której miast killerskiego, hiperszybkiego przyłożenia następuje zaskakujące zwolnienie. Masywny riff, kroczące gitary i Araya wypluwający z furią słowa kojarzyć się mogą z utworem ‘South Of Heaven’. Średnie zaledwie tempo sunących gitar dopiero w końcówce nabiera właściwej dla Zabójcy prędkości. Na sam koniec pozostawiłem sobie utwór tytułowy, rozbudowany, nie za szybki, może nie tak dobry jego odpowiednik z poprzedniej płyty, ale muzycznie ciekawy z wciągającym wstępem, po którym następuje powolny, nieco anemiczny riff. Kompozycja nabiera rumieńców, parokrotnie przyspiesza, a poszczególne części spajają liczne solówki. Numer powala swym ciężarem, momentami nawet przytłacza. No i nie zapominajmy o ‘Dittohead’, prawdziwej torpedzie.

Reasumując powyższe rozważania można stwierdzić, że powstała bardzo ciężka, brudna płyta, świetnie oddająca klimat mrocznych lat 90tych XX wieku. Trudno o lepszy artystyczny wyraz w zastanych przez Zabójcę, niełatwych dla metalu czasach. Formacja doskonale sobie poradziła i odnalazła się w nowej rzeczywistości, pozostała wierna zasadom, które sama ustalała. Odświeżenie formuły thrashu, przemycenie paru zapożyczeń z innych stylów (hardcore, industrial) śmiało określić można ‘twórczą interwencją bez komercyjnych konsekwencji’, jak to w trzynastym numerze Pure Metalu uczyniła koleżanka Treasure. Tak naprawdę ‘Divine Intervention’ to jedyny album Slayera z Paulem Bostaphem w składzie, o którym można powiedzieć, iż jest to rdzenny thrash metal. Na kolejny – już z Lombardo – przyszło nam poczekać do 2006 roku. Jedno można powiedzieć o płytach Slayera z Bostaphem – nie mają już tej dawnej magii, jak albumy z lat 80tych. Czy to wina coraz lepszych warunków produkcji? Wszak kompozycyjnie nie można muzykom za wiele zarzucić. Śmiało można postawić pytanie: ile lepszych thrashowych płyt powstało do końca XX wieku po ‘Divine Intervention’? Nie licząc okołothrashowego ‘Phobos’ Voivod, post-thrashowego, niezwykle kontrowersyjnego ‘Green’ Forbidden i power/thrashowych dzieł Nevermore... żadna. Dziękuję za uwagę.

(powyższy tekst w nieco zmienionej wersji został zamieszczony w 14 numerze Pure Metal)

8,5/10


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Nie Paź 18, 2009 11:36 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 15:11
Posty: 4504
Sporo historii jest w twojej recenzji - historii, którą raczej większość zna ;) Poza tym, kolejna, bardzo dobra recenzja, z którą zgadzam się praktycznie w 100 %. Bardzo przyjemnie się czytało i dziękuję za umieszczenie. Nic dodać, nic ująć :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: SLAYER
PostWysłany: Nie Paź 18, 2009 12:31 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
Anka napisał(a):
Otóż Kerry ogolił się na ‘zero’ (na łyso), a miejsce włosów na głowie gitarzysty zajął ogromny tatuaż.


tak, ale w 1994 dziary nie miał jeśli dobrze pamiętam ;)

Cytuj:
Faktem jest, praktycznie żaden numer z ‘szósteczki’ nie wszedł na dłużej do setlisty Zabójcy.


wlaśnie tego zabrakło mi najbardziej na koncercie w Stodole 2005 :roll:

Cytuj:
(powyższy tekst w nieco zmienionej wersji został zamieszczony w 14 numerze Pure Metal)


wiem czytałem ;)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 352 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 18  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group