Tu nie ma co pisać, co pasuje, a co jest genialne. Bezsprzecznie najlepsze płyty Kinga to
Abigail i
Them. Ile się na tych albumach dzieje muzycznie!. Brzmienia są świetne, sola, genialna gra Mikkey Dee. Wielka szkoda, że na późniejszych albumach już tak świetnego perkusisty nie miał. Zaraz potem są
Fatal,
The Eye i
Conspiracy. Tylko ciut, ciut gorsze. na każdym były genialne momenty.
The Spider's nie jest zła płyta, ale produkcja jest słaba, może dlatego już nie ma tej mocy, ale za to
The Graveyard jest wspaniały. Polecam remaster, brzmi potężniej i lepiej. Wtedy dokładnie można już wczuć się w muzykę. Potem niestety było już dużo słabiej. Słabsi muzycy, wyczerpujące się pomysły. No, ale jak w pewnym momencie grało się w dwóch zespołach na raz, to nie ma siły, żeby genialności starczyło na wszytko. Doskonale słychać to na ostatniej płycie Kinga, gdzie jest bardzo średnio, no i ten koszmarny teledysk....
Co do Mercyfulu, o dwóch pierwszych płytach, nie mamy o czym mówić, Szatańska genialność. Po powrocie,
Shadow świetny, ale tam nic z Mercyfulu niema. Brzmi to po prostu jak kolejny King, i to zajebisty King.
Time i
Into the Unknown są to dobre krążki, nie wybitne, ale dobre.
Dead again i
9 to jak na możliwości Kinga i spółki, to jest bardzo miernie.
Dead w całości słyszałem tylko za pierwszym razem, potem już mimo kilku podejść, nie dałem rady. Zdecydowanie najsłabsze dzieło Kinga. Co w kontekście dwóch płyt Wspomnianego przez ciebie Force Of Evil, jest zadziwiające. To mogły być świetne płyty, jakby zaśpiewał na nich King. Szkoda, że tak się nie stało.
Co do Shermana, bardzo ciekawa była płyta Demonicy
https://www.youtube.com/watch?v=UzIqpD4_tfk