Cytuj:
Rewelka? Pamiętam, że jak pisaliśmy na temat tej płyty niedługo po premierze, to wcale się nią tak nie zachwycałeś
bo nie wsłuchałem sie należycie
Cytuj:
Rozwiń swoją opinię, jeśli będziesz miał chwilkę czasu... Lepsza Twoim zdaniem od Gabriela?
nie wiem czy lepsza, trochę inna, ale nie mniej wciagająca
zresztą wrzucam tu swoją reckę:)))
Believer – Transhuman
Metal Blade, 2011
„Transhuman” to już drugi album Believera po reaktywacji. Amerykanie wrócili na
scenę po wielu latach z zaskakującym materiałem, jakim okazał się „Gabriel”. Dwa lata później poszli za ciosem i skomponowali jego następcę, dowodząc, że wciąż mają dużo do powiedzenia na obecnej scenie metalowej i że ich powrót wcale nie jest dziełem przypadku. Muzyka niegdyś thrashowej grupy znowu zmieniła się, panowie nie kopiowali „Gabriela”, a jedynie rozwinęli część pomysłów i brzmień, jakie na tym wspomnianym krążku właśnie po raz pierwszy wykiełkowały. Zespół posunął się jeszcze dalej w rejony progresywnego rocka-metalu. Na „Gabrielu” największe zaskoczenie stanowiły bardziej zakręcone, rozmyte, niespokojne i przy tym piękne kompozycje, jak „A Moment In Prime”, „Redshift”, „History Of Decline” czy choćby „The Brave” z dodatkami i ozdobnikami klawiszowymi. Tą ścieżką podąża formacja na „Transhuman”, ale niezupełnie w prostej linii, bowiem muzycy wciąż poszerzają obszary swojej twórczości i odkrywają dla siebie coraz to nowe lądy. Ten album zabiera nas w podróż i będzie to wędrówka w nieznane, aczkolwiek niesamowicie piękne rejony. Już stylowa okładka nawiązuje w jakimś tam stopniu do obrazka z poprzedniczki. Nawiązuje frapującym motywem. Od strony lirycznej mamy do czynienia z koncept-albumem, poświęconym ideologii transhumanizmu (ideologia postulująca użycie nauki i techniki, w szczególności neurotechnologii, biotechnologii i nanotechnologii, do przezwyciężenia ludzkich ograniczeń i poprawy kondycji ludzkiej).
Muzyczny przekaz Amerykanów stał się tym razem jeszcze wolniejszy i jeszcze bardziej klimatyczny, ba niespokojny i nieprzewidywalny. Z jednej strony napotykamy ciężkie riffy i pokręcone tempa, a za chwilę delektujemy się wspaniałymi pasażami, albo nucimy melodyjne refreny. Panowie wykazali się znakomitą orientacją w panujących obecnie trendach w ciężkiej muzyce. Ich modern metal (bo chyba takie określenie najtrafniej oddaje to, co dziś gra Believer) na wskroś progresywny frapuje, wciąga, porywa, urzeka... i można jeszcze wypisać wiele podobnych epitetów. „Transhuman” to dzieło skomponowane z ogromnym rozmachem, przy tym bardzo spójne, choć niepozbawione pewnej różnorodności, gdy idzie o poszczególne kompozycje. A te ostatnie... charakteryzują się mnogością nietypowych zagrań, choć wcale same w sobie za bardzo skomplikowane nie są, za to... wyczuwa się w nich pewną wysublimowaną specyfikę.
Muzycy zrezygnowali niemalże całkowicie z agresji, zaniechali szybkości i środek ciężkości swoich utworów przesunęli w stronę niepowtarzalnej, niespokojnej atmosfery. Pojawiają się elementy rocka progresywnego i psychodelii. Najważniejszy tym razem jest KLIMAT. A ten ujmuje słuchacza od pierwszej do ostatniej minuty omawianego dzieła. Warto w tym miejscu dopowiedzieć, że rasowe thrashowe riffy pojawiają się tylko w jednym kawałku, mianowicie w „Clean Room”! Zaś „Being No One” owszem też przynosi nieco przyspieszonego tempa i ostrą gitarę, ale raczej można zaliczyć go do tradycyjnego metalu. Podobnie rzecz ma się z „Ego Machine”, który swój bardziej metalowy (z leciutkimi może nawiązaniami do thrashu) charakter zawdzięcza ekspresyjnym, bardzo mocnym partiom perkusyjnym. I jeszcze coś nie mniej istotnego. Otóż wokalnej agresji na tym krążku za wiele nie uświadczymy. Owszem Kurt Bachman nadal dobrze sobie radzi w krzykliwych partiach, ale tym razem mamy więcej czystych, a nawet trochę wysokich zaśpiewów. Mocne wokale oraz brzęcząca, ostra gitara (naprawdę świetny riff) stanowią o atrakcyjności narkotycznego, albo hipnotycznego wręcz „Traveler”. Z tym, że trzeba jasno powiedzieć, że za wielu wyrazistych riffów na tej płycie nie wychwycimy, za to wszelakich dziwnych zagrywek, eksperymentów, smaczków i pasaży gitarowych – mamy pod dostatkiem. Słowo o solówkach... trochę mało ich, ale tam gdzie już się pojawiają – porywają („G.U.T.”, „Mindsteps”). Do tego dochodzą klawiszowe tła, dzięki którym muzyka po prostu płynie, jak chociażby we wciągającym „Lie Awake”. Utwór ten zawiera sporo przestrzeni, podobnie jak i bardzo nowoczesny, klimatyczny „Multiverse”. Ileż luzu i swobodnego grania oferuje to i inne nagrania!? Takiego podejścia nie mieliśmy na „Gabrielu”. Ale to wciąż ten sam band, tyle że w pełni świadomy własnej wartości, nietuzinkowy, jedyny w swoim rodzaju. Być może to podejście spowodowało, że muzyka na „Transhuman” parokrotnie zdaje się uciekać od jakiejkolwiek klasyfikacji, jest po prostu odjechana, na pewno nowoczesna i przepełniona rzadko spotykaną przestrzenią i niepokojącą atmosferą. To bardzo ciepła, przyjazna dla uszu płyta z jednej strony, z drugiej zaś „Transhuman” poraża swym dźwiękowym bogactwem, mnogością pomysłów i niebanalnych rozwiązań, zachwyca swą świeżością i perfekcją wykonania. I choć płyta skierowana jest raczej do wymagającego i otwartego na różne nowinki słuchacza, może się w niej zakochać każdy.
Lider kapeli zapowiadał zresztą, że materiał jaki trafi na „Transhuman” będzie bardziej progresywny i melodyjny niż to było w przypadku „Gabriela”. I słowa dotrzymał. Warto na koniec podkreślić, że Believer zachował swoją tożsamość, pomimo zmian jakie dokonały się w twórczości kapeli. A to znamionuje klasę zespołu. Świetna, nietuzinkowa grupa, rewelacyjny album... cieszę się, że ukazują się takie WYSMAKOWANE płyty. Gorąco polecam!
9 T/N