No i po koncercie...
Może w swojej wypowiedzi zacznę od wad. Pierwsza i jedyna znacząca- ZA KRÓTKO! Główna gwiazda na klubowym koncercie gra godzinę i 10 minut i nie wychodzi na bis? Tu mnie niestety chłopaki zawiedli. Druga wada to browar z kija za 10zł. Na szczęście był to Żywiec a nie Heineken czy inny Carlsberg i mimo lekkiego rozwodnienia można to było ze smakiem wypić
No, to co gorsze już za nami, czas na plusy! a tych było cholernie dużo
Nagłośnienie moim zdaniem rewelacyjne, podkreślone to, co w Gojirze najlepsze, czyli perkusja Mario. Co ten człowiek wyczynia na bębnach to moim zdaniem absolutnie światowa czołówka. Wokal również dobrze wyeksponowany, chociaż czasem ginął za ścianą instrumentów.
Po drugie, niesamowity poziom i kunszt i wykonaniu kawałków, było precyzyjnie, ale jednocześnie z takim kopem że ciężko było ustać w miejscu. Dlatego do Heaviest Matter spokojnie obserwowałem, ale, jak sobie wcześniej obiecałem, z początkiem tego kawałka ruszyłem do przodu i już "aktywniej" uczestniczyłem w koncercie. No i piękna ściana śmierci na prawie całą salę na rzeźnickim kawałku, którego tytułu nie pamiętam
Rewelacyjnie wypadły kawałki z dwóch ostatnich albumów, dzięki temu koncertowi zyskały u mnie bardzo dużo i oceniam je lepiej niż dotychczas, znaczy się te z The Way... (szczególnie Oroborus dobrze wypadł) bo najnowszej w całości jeszcze nie słuchałem. Explosia na początku to coś cudownego, na zwolnieniu stałem, zamknąłem oczy i słuchałem, czysty geniusz, przepiękny moment. Później Mario ruszył popływać po publice na desce surfingowej, na zakończenie świetny kawałek którego nie znałem, bo był właśnie z najnowszego albumu
Dla mnie rewelacja, warto było przejechać te 400km, jakby set rozszerzyli jeszcze o Clone i Space Time to bym za nimi w trasę ruszył
W każdym razie, Gojira Live- zdecydowanie polecam!