Nie spodziewałem się za wiele po tej płycie, jednak muszę przyznać, że w jakimś stopniu jestem pozytywnie zaskoczony. Z każdym przesłuchaniem jest coraz lepiej, w przeciwieństwie do nowego albumu Megadeth, gdzie nabieram tylko większego obrzydzenia.
Marko napisał(a):
Black Sabbath nagrało po prostu... sabbathowy album Myślę, że fani, którzy nie słuchali wcześniej udostępnionych próbek, lub też po prostu nie nastawiali się na nic szczególnego, będą raczej pozytywnie zaskoczeni. Zespół na "13" często nawiązuje do swoich najlepszych, legendarnych kompozycji, jednak w lepszej oprawie brzmieniowej i w sumie... prezentuje się to całkiem świeżo, mimo, że całości słucha się nieco... nostalgicznie. Gitara Iommiego, basik Butlera, wokal Ozzy'ego i perka na poziomie - to wszystko składa się na dobry album Black Sabbath. Zapewne ostatni - o czym świadczy chociażby ta fajna klamra na końcu - to też warto wziąć sobie do serca.
Bardzo trafne uwagi, które są w zasadzie doskonałym podsumowaniem.
Dodam coś od siebie na temat poszczególnych utworów.
*End Of Beginning - na początku nie mogłem przeboleć tego "nawiązania" do legendarnego Black Sabbath, jednak wziąłem pod uwagę, to o czym pisał niedawno YB i może faktycznie ma to jakiś sens. Nie jest to na pewno porywający utwór, jednak na równi z tymi najgorszymi również go nie można stawiać. Oprócz nawiązań do tytułowego nie sposób nie wyłapać odniesienia do kolejnego klasyka - Dirty Woman. Chodzi oczywiście o końcowe minuty. Sądzę, że ze spokojem zniosę jego obecność na grudniowym koncercie, nawet mimo tego mozolnego wstępu
6/10
*God Is Dead - niby taki prosty riff, a nie daje o sobie zapomnieć. W połączeniu z linią wokalną Ozzy' ego, która jest piekielnie klimatyczna, tworzą naprawdę świetny kawałek. Punkty muszę jednak odjąć za drugą część utworu, która wydaje mi się być doczepiona na siłę. 8/10
*Loner - przypomina mi trochę klimaty Technical Ecstasy. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Stąd też ten kawałek najmniej mi się podoba. Miałem nadzieję, że skoro jest krótszy, to jest szansa na jakiegoś szybszego killera. Cóż - zawód. 3/10
*Zeitgeist - z początku pomyślałem sobie, że jest to trochę nieudolne nawiązanie do Planet Caravan. Nie trwało to jednak długo, bo ten utwór mnie zwyczajnie oczarował. Dawno Black Sabbath nie nagrali tak klimatycznej muzyki, która żywcem wyjęta jest z Master Of Reality (mamy tam kawałek w podobnym klimacie - Solitude ) lub Paranoid. Piękna kompozycja. Do tego ten przejmujący głos Ozzy' ego. Facet odwalił kawał dobrej roboty. Wokalistą może wybitnym nie jest, ale ma niesamowitą wyobraźnię do tworzenia linii wokalnych.
Może się to wydać wręcz niezrozumiałe, ale dla mnie to najlepszy kawałek na płycie. 10/10
*Age Of Reason - po wstępie człowiek zdaje sobie sprawę jak potężnie brzmią bębny na 13. Niestety utwór do 5 minuty jest dla mnie wyjątkowo męczący, ale kiedy wchodzą solówki, chórki i te kapitalne końcowe riffy, to zaczyna się robić ciekawie. Szkoda, że dopiero właśnie pod koniec. 5/10
*Live Forever - no, w końcu jest szybciej, przynajmniej od czasu do czasu, ale co z tego...? Nie da się ukryć, że riff/utwór przypomina Hole In The Sky. Szkoda, że te krótsze kompozycje są bez wyrazu. 3/10
*Damaged Soul - klimat debiutu jak nic
Ten album to w zasadzie zabawa w wyłapywanie riffów z pierwszych albumów. Tutaj natychmiast dostrzegłem "nawiązanie" do Wicked World (jego wolniejszych partii). Ciekawy jest ten fragment od 3:06 do 3:27. Pod koniec przez chwilę zalatuje też The Wizzard. Poza tym, ciągnie się na siłę. Przypomniało mi się od razu jammowanie Tony' ego na koncertach.
Za stworzenie klimatu nieśmiertelnego debiutu 4/10.
*Dear Father - wyśmienite zakończenie płyty. Panowie miło mnie zaskoczyli. W końcu nie czuć tego, że nagranie trwa ponad 7 minut. Co prawda od 3:05 zalatuje War Pigs, a od 4:00 Children Of The Grave (nie dość, że Megadeth zagrali niedawno łudząco podobnie, to jeszcze Sabbs się trochę powielili
), ale w tym wypadku niespecjalnie mnie to razi. Riff użyty w refrenie, to ten, który Iommi grał na koncertach jako Intro do Black Sabbath. Tam był bardziej rozwinięty, ale jego główny złowrogi i apokaliptyczny motyw został zachowany. Do tego ten finish rozpoczynający debiut (tak, wiem - spoiler
) - aż się łezka w oku kręci. 9/10
Mocne 6/10 to chyba naprawdę sprawiedliwa ocena tego krążka. Sądzę, że Panowie z godnością pożegnali się z fanami, przynajmniej jeśli chodzi o działalność studyjną.
Czekam z wielką niecierpliwością na bonusy, a w szczególności Methademic
Edit:
Wyciekły bonusy, więc uzupełnię oceny:
*Methademic - w końcu utwór z Sabbathowym powerem! Dlaczego oni go nie umieścili na normalnym wydaniu ? Już po wersji live czułem (zresztą chyba jak większość), że ten kawałek namiesza i rzeczywiście się potwierdziło. Świetne intro, porządne tempo, miażdżące riffy i ponownie bezbłędny Ozzy. 9/10
*Peace Of Mind - do 1:58 jest całkiem "niewinnie", ale później robi się cholernie ciekawie. Utwór żywcem wyciągnięty z SBS. Nie ma co - geniusz tkwi w prostocie. Iommi to mistrz riffów. 8/10
*Pariah - tutaj również ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Jaki klimat! Zero zbędnego rozwlekania. W pełni "zagospodarowany" czas. Zdarzył się nawet riff, który jest według mnie w stylu Dave'a. Świetny numer w stylu Vol. 4. 8/10
Zabili mnie tymi bonusami. One są lepsze niż połowa podstawowego albumu. Może to celowy zabieg aby sprzedać więcej wersji deluxe.
Śmierdzi mi tu lekkim spiskiem
Wydaje mi się również, że te kompozycje nie pasowały zbytnio do koncepcji 13, która jest bardzo... ociężała. Tutaj natomiast mamy do czynienia z utworami, które kipią energią. Kolejną ważną kwestią jest to, że czuć w nich świeże pomysły. Mnie przynajmniej nie nasuwają się jakieś perfidne skojarzenia z innymi kawałkami.
Dzięki tym bonusom może nawet jestem w stanie naciągnąć ocenę końcową do 7/10, choć póki co, obstaję jeszcze przy 6/10.