Zbiera cięgi ten album, zbiera i moim zdaniem trochę niezasłużenie.
Zaczynamy!
1. Kingmaker
Ten kawałek jest bardzo dobry! Mówiłem już, że mam słabość do fajnych melodii? Tu taka mamy. Niepokojące intro to tylko zapowiedź pozytywnego zaskoczenia. Nie mam nic przeciwko takiemu graniu, już dawno przestałem oczekiwać po Megadeth thrashowego napierdalania, liczę na fajne metalowo-gitarowe granie i to dostałem. Bardzo fajna linia perkusji, chociaż irytują trochę te wtrącenia werbla pod koniec - są po prostu za często i dla picu, bo przecież nie zachodzi po nich żadna zmiana jak np. częstsza podwójna stopa. Za to w zwrotkach bardzo mi się podoba praca stopy właśnie. Refren chwytliwy, jest ok. Bas ani nie zachwyca ani nie przeszkadza. Riff nośny, podejrzewam, że na żywo będzie brzmieć ciężej. Solówki: Chris > Dave. Wokal... Właściwie to Mustaine nie śpiewa tylko mówi, ale to bardzo fajnie pasuje do tego kawałka i fajnie, że Dave nie popisuje się w studio dla efektu, tylko śpiewa na tyle, żeby później na żywo nie jęczeć jak w pornolach. I nie mam pojęcia gdzie Wy, oprócz intra, widzicie podobieństwo z Black Sabbath. 8/10.
2. Super Collider
Uległem tej piosence. Poważnie. Gdy go słucham wyobrażam sobie siebie w kabriolecie jadącego po bezdrożach, wiatr czesze mi włosy a obok siedzi piękna kobieta z Jackiem Daniels'em i jointem. Świetny, pulsujący bas, zgrabnie zagrana perkusja, sekcja rytmiczna na plus. Od zera do 7/10.
3. Burn!
Burning Bridges II? Ten kawałek zdecydowanie sprawił, że czułem się jakbym słuchał The World Needs a Hero, a to dla mnie przyjemne uczucie. Podoba mi się perkusja w refrenie. 7+/10
4. Built for War
Zwrotki - zdecydowanie na minus. Nie podoba mi się to wtrącanie "built for war", sztucznie to brzmi. To byłaby dla mnie pozycja, jaka zajmuje Guns, Drugs & Money na "13" gdyby... no właśnie. Fenomenalny środek i bardzo dobry refren. Sam nie wiedziałem co myśleć, ale aż chce się krzyczeć "ooooooo" z Dave'm! Ten riff jest świetny. Gdyby nie słabiutkie zwrotki, to bez problemu byłoby 9, tak jedynie 7/10.
5. Off the Edge
Bardzo fajne intro, niczego sobie riffy. Odnotowałbym jako kawałek bez historii gdyby nie solówki, które mi się bardzo podobają. 7/10
6. Dance in the Rain
Czyli jak spierdolić genialny kawałek. Mówione zwrotki i riff (chociaż w filmikach ze studia miałem go już dość) do nich są genialne, refreny też są świetne, nie muszę chyba o tym mówić. Riff pod solówkami i same solówki też bardzo dobre. Byłoby 10/10. Byłoby. Bo otóż całe wrażenie psuje ta wstawka z Draimanem. Panie Mustaine - trzeba było z tego zrobić osobny kawałek, który kopał by dupy i zostawić kawałek trwający 3:30 kopiący tak samo zajebiście jak np. Take No Prisoners. Nie, Pan musiał wjebać to coś i zjebać mi połowę wrażenia. 8+/10
7. Beginning of Sorrow
No cóż, takie to połączenie Riska z Youthanasia. Y ciągnie w górę, Risk w dół. Mimo tego melodia jest całkiem w porządku, po około 2 minucie przez moment robi się nawet mrocznie. Solo kiepskie takie trochę, nie pasuje do utworu. Jednak wciąż lubię fajne melodie. 7/10
8. The Blackest Crow
Najmocniejszy punkt na płycie. Świetne granie, bardzo dobre zwrotki i refreny. Coś, poniekąd, nowego w Megadeth i bardzo mi się to podoba. 9/10
9. Forget to Remember
Jejku, ja naprawdę uwielbiam fajne melodie, no i co ja mogę więcej powiedzieć? Gdyby to znalazło się na Risku, to śmiało obok Insomnii dostałoby 10/10. Gdyby Risk był pełen Forgetów i Insomnii to u mnie w notowaniach byłby znacznie wyżej, ale no cóż, nie jest, więc trochę szkoda. 8-/10
10. Don't Turn Your Back
Świetne intro. No cóż, bez historii byłby ten utwór, gdyby nie bardzo fajny riff w refrenie, solówki i podwójna stopa. 7/10
11. Cold Sweat
Cover jak cover. Na pewno nie jest zły. Gdyby tam zrobili coś po swojemu bardziej, jak przy Paranoid czy These Boots to bym ocenił, a tak w sumie nie mam co oceniać.
Podsumowując: nie wiem czy wspominałem, ale lubię fajne melodie a ten album jest ich pełen. Baaaaaaaardzo na plus jest wokal Dave'a, jak dla mnie najlepszy od "Riska" co najmniej. Płyta potwierdziła jednak moje przypuszczenia, które pojawiły się po "13" a o których nie wspominałem wcześniej, ponieważ chciałem właśnie takiego potwierdzenia. "13" i "SC" słucha się o wiele lepiej niż czegokolwiek innego wydanego po reaktywacji (mam tu na myśli brzmienie i całokształt, nie poszczególne kompozycje), a przyczyna dla mnie jest tylko jedna: powrót Juniora. Ten gość ma z Dave'm niesamowita chemię, tylko on wie jak stworzyć najlepsze linie basowe do kompozycji Mustaine'a i sądzę, że jego w Megadeth nie jest w stanie zastąpić żaden inny, nawet najlepszy wirtuoz, basista. Ellefson wie ile dodać, żeby nie przegiąć a żeby chciało się tego słuchać i nie nudziło. Drover ani nie porywa, ale nie jest też takim bardzo słabym punktem jak niektórzy by chcieli. Jest bardzo poprawny, zdarzyło mu się nawet w kilku miejscach poszaleć. Chris podobnie, ale zauważam tendencję zwyżkową. Tak jak mówiłem, nie patrzę na Megadeth przez pryzmat przeszłości, bo to nie ma sensu. Oczekiwałem dobrej muzyki i taką dostałem, w postaci hard rockowo/heavy metalowego albumu. 7+/10.