Thunder napisał(a):
Cóż można powiedzieć. Legenda hard rocka, która została na stałe zapamiętana dzięki Metallice i ich wykonaniu Whiskey in the Jar.
Ja bym takim stwierdzeniem nie ryzykował
Jeśli już mamy upraszczać sprawę, to powiedziałbym, że zapamiętany jest dzięki hitowi jakim jest The Boys Are Back In Town. Nie sądzę by Metallica miała jakikolwiek wpływ na pamięć o tym zespole.
A jeśli nie upraszczać kwestii, to uważam, że na rozpoznawalność tej kapeli miał chyba największy wpływ Phil Lynott.
Słuchałem ich dużo będąc młodym gnojkiem. Obecnie nie pamiętam w całości wszystkich albumów, ale na pewno tym najważniejszym i najbardziej chwytliwym jest wymieniony Jailbreak. Dobrze wspominam także Black Rose: A Rock Legend ze świetnym Waiting For An Alibi na czele.
Przyznam jednocześnie, że Thin Lizzy to dla mnie kapela, której najlepszymi albumami są the best ofy i inne greatesty. Mogę się w tym miejscu narazić tym bardziej zagorzałym fanom, ale tak właśnie uważam. W całości ich płyty nie stanowią jakiegoś konceptu. Świetne/dobre utwory mieszają się z tym gorszymi, co niekorzystnie wpływa na finalną ocenę jak i sam odbiór. Właśnie dlatego serie The Best Of są według mnie najlepszym rozwiązaniem w ich przypadku. Do tej pory mam na kasecie Dedication: The Very Best of Thin Lizzy z genialnym wręcz Out In The Fields, który należy do ścisłej czołówki moich ulubionych utworów w ogóle. Jak usłyszałem ten kawałek po raz pierwszy to mnie zwyczajnie zamurowało. Katowałem go miesiącami (aż sobie go włączyłem pisząc te słowa). Nigdy nie traci na swojej mocy. Szkoda, że Gary odszedł tak wcześnie, Phil zresztą również.
Uważam, że Thin Lizzy mieli też wpływ na rozwój heavy metalu. Pisali konkretne riffy na kilka lat przed NWOBHM. Szkoda, że w tym miejscu zawsze mówi się o Black Sabbath i Judas Priest, a nie docenia roli Thin Lizzy.
Głos oddam chyba na Jailbreak, choć najchętniej postawiłbym krzyżyk przy Dedication: The Very Best of Thin Lizzy
Jeśli chodzi o Live And Dangerous, to skłoniłbym się ku wersji, że jest w 75% na żywo. Nawet ostatnio oglądałem na YT koncerty z tamtego okresu (76,77) gdzie widać i słychać, że chłopaki świetnie sobie radzili koncertowo. Cover Rosalie z tego krążka to już w ogóle mistrzostwo świata.
Dodam jeszcze, że to, iż działają bez Phila to dla mnie lekka profanacja. Mówi się, że nie ma ludzi nie zastąpionych, ale ja w takie pierdy nie wierzę. Nie da się zastąpić osobowości, charyzmy, legendy.