bialkomat napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Jedna z bardziej nie równych płyt w historii rocka wg mnie.
Nie wiem, czy jest aż tak nierówna, ale fakt, coś w tym jest.
Dla mnie aż tak
Jest na niej cała rozpietość jakości: od najlepszego utworu Queen ever - Bohemian Rhapsody, genialnego równiez Death On Two Legs, przed jedynie dobre Love Of My Life czy Sweet Lady po irytujace '39 czy Good Company. Poza tym nie ma drugiej płyty Queen z tak duża iloscia wodewilowych popierdółek, z szacunku do zespołu nie wezme sie za ich wymienianie. A utwor Taylora wyjątkowo nijaki.
Mateusz napisał(a):
A tak dodam (na zaczepkę), że The Prophet's Song jest moim ulubionym utworem Queen
A to jeszcze inna kategoria. Ambicji utworowi odmówic nie mozna ale mnie ta długa, wymeczona i strasznie monotonna partia wokalna doprowadza do szewskiej pasji
bialkomat napisał(a):
Cytuj:
Szczegolnie wysoko cenie...Made In Heaven, która sciska mnie za gardło gdy jej słucham, no i wg mnie jest równiejsza od i tak znakomitej Innnuendo.
Taa, Made In Heaven potrafi działać na emocje, aczkolwiek nie traktuję jej jak w pełni normalną, regularną płytę, bo jak już wcześniej wspomniał Mateusz, jest to tak właściwie taka pośmiertna kompilacja utworów (w tym też zalążków utworów) z różnych okresów działalności zespołu (również działalności solowych), tyle że z na nowo nagraną muzyką. Utwory, które powstały już po Innuendo, to jedynie Mother Love, A Winter's Tale i You Don't Fool Me, aczkolwiek trza przyznać że właśnie te kawałki (szczególnie pierwsze dwa) stanowią o najwyższej wartości tej płyty. For me of course
W każdym razie i tak dużo jej jednak brakuje do takiego Innuendo.
Dla mnie to bez róznicy ,że ta płyta to głownie wysypisko starych pomysłow w nowych wersjach. Ani jednego utworu nie znałem w oryginalnej wersji gdy poznałem Made In Heaven, to na pewno pomogło mieć taki a nie inny stosunek do płyty. Odebrałem ja jako premierowy zestaw. Z drugiej strony gdy wysłuchałem kilku starszych wersji to wypadły one bladziutko w porównaniu z umieszonymi na pożegnalnej płycie. Wykonali kawał dobrej roboty.
Mother Love to moj absolutny faworyt.
Innuendo ma wg mnie wiecej mocniejszych, bardziej klasycznych numerów, ale całość psuje kilka słabszych utworów. Na Made In Heaven podoba mi sie wszystko prócz kody, która i tak odbieram jako "oderwaną" od płyty i w sumie mało mnie obchodzi.
Ostatnio zaskoczyła mnie informacja, że maja wyjsć jakies nagrania Queen z Michaelem Jacksonem, których dokonano pod koniec lat 80-tych. Dziwna kooperacja, ale rezultat mnie bardzo ciekawi. Nawet nie wiedziałem, że Freddie zaprzyjaźnił sie wtedy (przed sama śmiercią) z Jacksonem.