pora odświeżyć temacik o rudzielcu ponieważ na necie pojawił się bardzo fajny artykuł
W związku z koncertami Wielkiej Czwórki w Stanach wiele serwisów pokusiło się o mniej lub bardziej oklepane artykuły o thrashowej czwórce. Jeden z najciekawszych z nich zamieściła witryna Phoenixnewtimes.com
Dave Mustaine - Najbardziej wartościowy gracz metaluDave Mustaine nigdy nie przetrawił swojego usunięcia z Metalliki. Przynajmniej jeśli wierzyć temu co powiedział swojemu byłemu kumplowi z zespołu Larsowi Ulrichowi w dokumencie Some Kind of Monster.
"Naprawdę trudno było patrzeć jak wszystko co zrobicie przemienia się w złoto, podczas gdy to co ja zrobię to strzelanie z kapiszonów" mówi podczas konfrontacji z perkusistą po 25 latach. "I jestem pewien że wiele osób traktuje moje strzelanie z kapiszonów jako kompletny sukces. Ale czy ja jestem zadowolony z bycia numerem dwa? Nie."
Mustaine wie co mówi. Megadeth, który dołączył do Metalliki, Anthraxu i Slayera w Indio tego weekendu na The Big 4 Festival, nigdy nie osiągnął takiego sukcesu jakie święci jego poprzedni zespół odkąd z niego wyleciał za przesadne imprezowanie. Właściwie to na oficjalnym plakacie Megadeth jest na miejscu trzecim za Slayerem.
Teraz rozumiecie rozgoryczenie Mustaina, szczególnie że zawsze uważał się za bardziej utalentowanego gitarzystę niż jego następca Kirk Hammett. Nie jestem pewien na ile szczera była wypowiedź Mustaina w SKOM (zdania uczonych są podzielone) ale bycie ciągle porównywanym do Metalliki jest beznadziejne. Szczególnie że to nie jest sprawiedliwe porównanie.
Metallica to taki all-star team. Każdy kto kiedykolwiek był w zespole, może poza pierwszym, mało znanym basistą Ronem McGovneyem jest zajebiście niesamowity. James Hetfield jest oczywiście niesamowity. Ulrich, pomijając sprawę Napstera, jest niesamowity. Hammett jest niesamowity – nieważne, że Dave mówi inaczej. Cliff Burton był super-niesamowity, a po śmierci w wypadku, został zastąpiony przez również niesamowitego Jasona Newsteda. Newsted odszedł, a następca Robert Trujillo jest najbardziej niesamowitym basistą zespołu według mnie.
Z drugiej strony Mustaine to tylko jeden koleś. Jest niesamowity, zgoda. Ale jest także jednoosobową wilczą hordą naszych czasów. I to jest coś z czego nigdy nie był strasznie zadowolony nieustannie poszukując pokrewnych dusz, napędzających zespół w kierunku w którym chciał podążać. Mustaine miał wsparcie w postaci ustatkowanego basisty Dave’a Ellefsona, ale przez te wszystkie lata przez zespół przewinęło się 22 osoby. Jest nawet oddzielna strona na Wikipedii dla wszystkich byłych członków, jeśli ktoś chce sprawdzić. Jednak żaden z nich nie ma porównania z członkami Metalliki. To oczywiste że Megadeth nigdy nie był w stanie konkurować z Metalliką. Jakże by mogli?
To zabija Mustaina. Wywiad ze SKOMa będzie na zawsze tym co ludzie zapamiętają, ale publiczne niezadowolenie z drugiego miejsca za plecami Metalliki sięga 1988 roku kiedy zatytułował trzecią płytę "So Far, So Good ... So What". Mustaine został numerem jeden w książce Joela McIver'a The 100 Gratest Metal Guitarist, ale wszystko co zdaje się pamiętać to, że nie grał na Master of Puppets i nie jest wymieniany jako współautor "Lepper Messiah".
Sprawa jest jasna: Jeśli Mustaine chce się porównywać ze swoim zespołem do ich zespołu przegra zawsze. Zamiast tego powinien porównać siebie samego do kogokolwiek wchodzącego na scenę tego weekendu, obojętne czy z Metalliki, Anthraxu czy Slayera. Powiedziałbym że jest najbardziej produktywną osobą w stawce. Nie jest w stanie samemu dźwignąć swojego zespołu do poziomu wielkości Metalliki, oni są Beatlesami metalu, ale z całą pewnością osiągnął więcej niż ktokolwiek z innych zespołów indywidualnie. Mustaine to powód dla którego Megadeth jest w ogóle na The Big 4. Nawet Ian Scott nie może przypisać sobie takich zasług. Wbrew obiegowym opiniom Ian jest autorem tekstów podczas gdy większość muzyki jest komponowana przez perkusistę Charliego Benante. Slayer i Metallica to oczywiście projekty zespołowe.
A więc uznajemy Dave'a Mustaina prawowitym "najbardziej wartościowym graczem" w metalu. Brzmi szalenie? Nie do końca.
Po pierwsze rozważmy przez co musiał przejść by znaleźć się w miejscu którym jest. Podniósł się po potraktowaniu go z buta przez jeden z największych zespołów świata i wystartował z bardzo udanym projektem. Właściwie to jest najbardziej odnoszącym sukcesy muzykiem wywalonym z tak wielkiego zespołu w początkowej fazie jego powstawania. Pete Best szybko odpuścił sobie po wywaleniu go z The Beatles i wylądował na rządowej posadce. Doug Hopkins, gitarzysta Gin Blossoms, autor kilku największych hitów, wyrzucony z zespołu z powodu alkoholizmu zabił się zaledwie parę tygodni po otrzymaniu statusu złotej płyty przez "Hej Jealousy". Syd Barrett z Pink Floyd stał się psychotycznym odludkiem.
Ulrich i Hetfield zostawili Mustaina na pastwę losu podrzucając go na przystanek autobusowy w Nowym Jorku, gdzie zespół nagrywał debiutancki album, razem z całym jego sprzętem i biletem powrotnym do LA. Szczęśliwie, Dave pozbierał się i zajęty pisaniem nowych tekstów ruszył z powrotem do domu.
Po drugie, nawet bardziej ważne, fani metalu powinni przyznać że Megadeth zaskoczył Metallikę w pewnych momentach ich budzącej szacunek kariery. Każde skrzyżowanie się ścieżek zespołów, z powodów podanych powyżej, silnie pokazuje maniakalną perfekcyjność Dave'a. (Mustaine odwołał wywiad bo zawalony pracą spóźniłem się 5 minut z telefonem - bez urazy).
Jeśli jesteście starymi fanami thrashu, powinniście przyznać że wydany w 1990 Rust in Peace zaskoczył słabo wyprodukowany album Metalliki z 1988 ...And Justice for All. Po prosu posłuchajcie riffów utworów otwierających. Kruszący kości, traktujący o konflikcie w Irlandii Płn. "Holy Wars" i onanizujące się wstecznie gitarowe gówno o nuklearnej apokalipsie "Blackened". Jeśli jesteście metalowymi purystami, którzy lubią thrash w czystej postaci powinniście wiedzieć że Megadeth przejął pałeczkę po wydaniu "One" przez Metallikę.
Powiedzmy, że podobnie jak ja wolicie bardziej tradycyjną, popową strukturę utworu w średnim tempie z rozbudowanym wstawkami. To prawda, że Metallika doprowadziła tą formułę do perfekcji na ich najlepiej sprzedającym się albumie znanym jako czarny album, ale to była jedyna rzecz w takim stylu wydana w przeciągu 8 lat. Tymczasem Megadeth wydał 2 doskonałe albumy w tej formie: "Countdown to Extinction" i "Youthanasia". Według mnie wyjątkowo udane kawałki "Train of Consequences", "À Tout le Monde" i "I Thought I Knew It All" są lepsze niż większość z czarnego albumu
"Youthanasia" zawsze byłą moim ulubionym albumem i w dodatku nagrywanym tutaj w Phoenix. Mustaine chciał się wyrwać z LA dlatego przybył tu skąd wywodziło się paru członków grupy i przerobił magazyn na studio nagraniowe. Proces nagrywania albumu jest dosyć dobrze znany dzięki dokumentowi Evolver: The Making of Youthanasia. Nie jest to Some Kind of Monster ale fajnie jest zobaczyć zespół wałęsający się po Pheonix w połowie lat 90-tych, no i jest dostępny na You Tube.
Nawet jeśli nie jesteście chętni przyznać że te utwory są lepsze niż "Enter Sandman" "The Unforgiven" i "Nothing Else Matters" musicie się zgodzić że "Symphony of Destruction" i kilka wyjątkowo udanych numerów z Extinction pokazało znacznie więcej niż Metallica w tym samym czasie.
Żaden z zespołów nie miał specjalnie mocnej drugiej połowy lat 90-tych ale Metallica skompromitowała się całkowicie gównianymi Load i Reload (pamiętacie The Unforgiven II). Megadeth wypuścił nisko oceniane "Cryptic Writings", album bardziej hard rockowy niż metalowy ale nie aż tak denerwujący. Posłuchajcie najpierw "Fuel" a potem "Almost Honest" - myślę że Megadeth zrobił to lepiej.
Teraz Metallica jest w trakcie swojego odrodzenia i wydaje w 2008 jedną ze swoich najlepszych w ogóle płyt "Death Magnetic". Z drugiej strony Megadeth ma dziwny okres z Mustainem trzeźwym i odrodzonym na nowo. Z powrotem siedzi w thrashu i zbiera dobre recenzje ale popełnia te same błędy co Metallica na początku wieku. Pośpiesza się z wydawaniem albumów, a nawet nagrywa nową wersję "À Tout le Monde" z gościnnym występem włoskiej wokalistki Lacuny Coil.
Jednak nie skreślałbym go jeszcze. Szczególnie gdy widziało się go wałęsającego i obserwującego fanów Metalliki podczas The Big 4. Mustaine jest "najbardziej wartościowym graczem" metalu, ale zapytajcie jak się czuje Dan Marino bez mistrzostwa. (Dan Marino - zawodnik NFL wybrany najbardziej wartościowym graczem w 1984, 9 razy w drużynie gwiazd, jednak nigdy nie zdobył mistrzostwa NFL - przyp olks) Widząc wprowadzenie Metalliki do Rock and Roll Hall of Fame pewnie nieźle to go musiało gryźć.
Szkoda że Mustaine nie jest zadowolony z tego co osiągnąłm ale to niespełnienie jednocześnie nakręcało go działania przez ostatnie 30 lat.
"Największe nieporozumienia tkwią w przeszłości, wszystkie niesnaski między zespołami to wszystko jest tak stare. Nikt z nas nie przejmuje się już tym więcej." powiedział ostatnio dla Chicago Tribune.
Naprawdę? Posłuchajmy Metallikę grającą "Lepper Messiah" w ten weekend, w czasie gdy Mustaine będzie patrzył na to z boku. Założę się że zagryzie lekko zęby podczas solówki Hammetta. Niezależni od tego jak wielkim jest gościem, czy można mieć do niego o to pretensję?
mysle że jest w nim dużo racji aczkolwiek mam pewne wątpliwości co do gustu muzycznego autora