Megadeth Info Forum

Forum poświęcone amerykańskiemu zespołowi metalowemu Megadeth
Obecny czas: Sob Lis 23, 2024 05:03

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 35 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2
Autor Wiadomość
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 16:42 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
Relacja jest perwesyjnie drobiazgowa, uchwyciłes za pomoca swych wspomnień kawał ducha tamtego festwalu, można prawie poczuc jakbyśmy tam razem z Toba byli Duże łał i brawa za barwna opowieśc.


tyle, ze to były... wspomnienia - jakby na żywca, bo pisane (na zwykłe kartki papieru, które zachowałem przez te 12 lat) kilka dni po koncercie, ba... ja sobie w pociągu, w drodze powrotnej notaki wówczas robiłem! (a dokładnie spisywałem z pamięci kolejność kawałków Megadeth... kolejność utworów Dickinsona spisałem podczas przerwy miedzy występami, w Spodku) ;)

Cytuj:
Strasznie Ci dziekuje Pisarzu - Tomku !!!


e... no drobiazg, w końcu mam też tę relację "na kompie"... za mniej więcej tydzień dorzucę Wam tu na forum relację z Pragi, z 1995 roku z "Youthanasia-Tour" ;) też pisana "na żywca" tuż po koncercie! też mam ją na luźnych kartkach i wklepię po prostu...

Cytuj:
Duże łał i brawa za barwna opowieśc.


dzięki, gdybym pisał dziś - pewnie byłaby lepiej sklejona ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 17:11 
Offline
Addicted To Chaos
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Sty 13, 2009 14:32
Posty: 1239
Miejscowość: Baniocha
ja również ślę podziękowania dla Ciebie za tak barwną opowieść.., umiesz poruszyć coś w środku... ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 17:29 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Anka napisał(a):
za mniej więcej tydzień dorzucę Wam tu na forum relację z Pragi, z 1995 roku z "Youthanasia-Tour" ;) też pisana "na żywca" tuż po koncercie! też mam ją na luźnych kartkach i wklepię po prostu...

Nie! Nie wklepuj!
Wrzuć skany tych karteczek ;) :lol:


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 18:26 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
Cytuj:
Nie! Nie wklepuj!


wklepię także po to, by mieć na włąsny użytek "na kompie" ;)

Cytuj:
Wrzuć skany tych karteczek


nie mam skanera, a... zdjęć to nawet nie będę robił (zdjęć tych karteczek), bo są to kartki zeszytowe w kratkę (format B5) - pisane ciasno, kratka po kratce, bez przerw... nie wiem czy jest sens - poczekacie trochę, wklepię na bank ;)

Cytuj:
ja również ślę podziękowania dla Ciebie za tak barwną opowieść.., umiesz poruszyć coś w środku...


;) zawstydzacie mnie jak... dziewczynę! ha,ha...

PS
(ale trafiony - zatopiony, bo niestety - w środku jestem cholernym romantykiem... wiersze też pisuję)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 19:07 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Anka napisał(a):
nie mam skanera, a... zdjęć to nawet nie będę robił (zdjęć tych karteczek), bo są to kartki zeszytowe w kratkę (format B5) - pisane ciasno, kratka po kratce, bez przerw... nie wiem czy jest sens

Ale tu właśnie o to chodzi! ;)
Żeby oddać tymi rękopisami klimat, spontaniczność itp, a nie to że nie chce nam się czekać ;)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Śro Paź 07, 2009 10:24 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
Anka napisał(a):
dobra, nie wiem czy to odpowiednie miejsce, czy dobry pomysł na temat... jakby co - proszę o interwencje MODERATORA


ja też nie wiem ale niech zostanie ;)

nie lubie czytać relacji z koncertów, żadna relacja nie oddaje klimatu koncertu
w każdym razie dobra robota, chetnie poczytam Prage 95 :)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: koncerty Megadeth
PostWysłany: Śro Paź 07, 2009 11:23 
Offline
Psychotron

Rejestracja: Pon Sty 05, 2009 00:57
Posty: 375
Miejscowość: Zagłębie Dąbrowskie
Co do miejsca to myślę, że ok. Jedynie tytuł na "Moje wspomnienia /relacje?/ z koncertów Megadeth" możesz zmienić (edytując pierwszego posta) bo na pierwszy rzut oka nie wiadomo o co chodzi:)

Co do relacji to mam podobnie jak Żułas, nie bardzo lubię je czytać. W sumie ta by była pierwsza w całości gdyby nie to, że ograniczyłem się do Kreatora i Megadeth ;) Przyjemnie się czytało i fajna setlista. A trzeba Ci wiedzieć, że nie cierpię z kompa czytać, a drukarki nie mam. 8-)

_________________
"You can't play God then wash your hands of the things you've created"


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Paź 14, 2009 07:32 
Offline
Sleepwalker

Rejestracja: Wto Lut 03, 2009 13:33
Posty: 572
obiecana druga relacja

Megadeth po raz pierwszy

Praga, hala Sparty, 05.04.1995
„Youthanasia Tour”, support: Corrosion of Conformity

Praga, stolica Czech, jest bardzo pięknym, zabytkowym miastem, z zachowaną, prawie nietkniętą przez działania podczas II wojny światowej zabudową. Miałem się o tym przekonać naocznie 5tego kwietnia 1995 roku, przyjeżdżając na koncert Megadeth. Ponieważ występ legendy thrashu przewidziany był na wieczór, więc od przybycia do Pragi do chwili rozpoczęcia koncertu miałem pełne 10 godzin do zagospodarowania. Niewiele jednak brakowało, bym do stolicy Czech w ogóle nie pojechał. Ale po kolei.

Na początku marca 1995 roku, podczas piątkowego wieczoru w radio RMF-FM usłyszałem krótką, lakoniczną informację o koncercie Megadeth właśnie w stolicy Czech. Termin – 5 kwietnia. Fajnie byłoby pojechać... przeleciało mi przez umysł. Wszak kapela Mustaine’a należała do mojej ścisłej, ulubionej 5tki najulubieńszych wykonawców (po Metallice, Iron Maiden, a na równi z Paradise Lost i Queensryche). Wypadało na początek tylko postarać się o potwierdzenie tej dobrej wiadomości. Wszelkie starania dowiedzenia się czegokolwiek w moim rodzinnym mieście spełzły jednak na niczym. Nikt nie potrafił poszukać choćby drobnej wzmianki, a pytałem głównie w sklepach muzycznych i klubach (*). Nikt o koncercie nie słyszał, więc prawie zrezygnowałem z wyjazdu w „ciemno”. No bo jak tu jechać, skoro koncert nie jest potwierdzony. Zasadniczym powodem mych obaw był spory koszt wyprawy i znaczna odległość dzieląca Bydgoszcz od Pragi. Poza tym miał to być „mój pierwszy raz” na tak dużym – do tego zagranicznym koncercie. Do tego miałem jechać w pojedynkę! Ale na pięć dni przed terminem występu Amerykanów, ponownie radio RMF-FM podało informację o przyjeździe Megadeth do Pragi. Na to tylko czekałem. Bez problemu załatwiłem sobie dwudniowy urlop w pracy i postanowiłem przekonać się, jaka atmosfera towarzyszy metalowej imprezie u naszych południowych sąsiadów. Mój zapał dość mocno ostudziła cena biletu kolejowego (1 300 000 złotych** w obie strony). Przepłaciłem i to słono, kupując bilet na pociąg międzynarodowy. Należało jechać na raty – do granicy, tę przejść „na pieszo” i dalej podróżować kolejami czeskimi. Wyszłoby dwa razy taniej, no ale przynajmniej miałem bezpośrednie połączenie i nie musiałem kombinować. Wsiadałem w Bydgoszczy, wysiadałem w Pradze. Tyle, że po koncercie miałem w perspektywie spędzenie prawie 20tu godzin w stolicy Czech! Bo musiałem czekać na powrotny pociąg „Bałtyk”. Cóż, zapłaciłem przysłowiowe frycowe, za brak doinformowania. Raz się jednak żyje.

4 kwietnia, wieczorną porą usiadłem sobie wygodnie w pociągu relacji Gdynia-Praga. Podróż upłynęła mi stosunkowo szybko. Mile wspominam rozmowę z „polskim” Niemcem, który jechał do Poznania. Wymienialiśmy poglądy na temat sportu i muzyki (gościu okazał się być fanem Pink Floyd). Poza tym sporo spałem. Kolejnego już dnia Praga (godzina 9.00) przywitała mnie bardzo piękną pogodą. Było ciepło jak na tę porę roku, około 15 stopni (rano), niebo bezchmurne. Już na dworcu próbowałem wyśledzić fanów metalu, ale bez skutku. Z afisza przed dworcem dowiedziałem się, że koncert zaplanowano na godzinę 19.00 w tak zwanej Małej Hali. Niestety, nikt z napotkanych przechodniów nie był w stanie odpowiedzieć mi na pytanko: „gdzie jest ta mała hala, jak do niej dotrzeć”? Bo przecież należało zakupić bilet na koncert. Udałem się w kierunku centrum, pokręciłem się z godzinkę po Vaclawskich Namiestiach, wymieniłem dolary na korony, kupiłem mapę Pragi i trochę wkurzony brakiem informacji powróciłem w okolice dworca. Tam namierzyłem kilku „metali”. Z chłopakami z Moraw nawet porozumiałem się, ale dalej nie wiedziałem dokąd należy się udać, gdzie poszukać tej Małej Hali. Napotkani fani mieli już bilety. Postanowiłem popytać o koncert w punkcie informacyjnym na dworcu. Okazało się, że nie była to tylko typowa „informacja kolejowa”, ale taka... „miejska”, bardziej ogólna. Miły facet z okienka wysłał mnie na Holesovice. Pojechałem... metrem! Po raz pierwszy w życiu. Zgodnie z instrukcjami doszedłem do Hali Sparty Praga. Ta była oczywiście zamknięta, podobnie jak wszelkie kasy. Pokręciłem się kolejną godzinkę, zjadłem drugie śniadanie, pogawędziłem z chłopakami przybyłymi na koncert z różnych rejonów Czech, po czym wybrałem się, by dokładniej „obadać” cały obiekt sportowy najsłynniejszego czeskiego klubu. Takim sposobem trafiłem na Małą Halę. Tam akurat rozstawiano sprzęt Megadeth! Około 13.00 w końcu otworzoną kasę. Kupiłem bilet za 390 koron! (***) i co najważniejsze – nareszcie spotkałem czwórkę rodaków (z Lubawki, taka mała przygraniczna mieścina). Od tego momentu trzymałem się z nimi, zwłaszcza że jeden z nich okazał się być stałym bywalcem w Pradze. Poszliśmy na Stare Miasto, dość długo zabawiliśmy na moście Karola, obeszliśmy niektóre sklepy, pojeździliśmy metrem. W dworcowej przechowalni pozostawiliśmy zbędne ciuchy i torby. Jeszcze tylko spotkanie z kolejnymi grupkami rodaków (ach te lejące się wszędzie i wokół hektolitry czeskiego piwa... no, ale ja nie lubię tego napoju!), skromny obiad i o godzinie 18.45 wchodziliśmy na halę. Tłok był tylko przy samym wejściu, w środku jeszcze pustawo.

Około 19.15 na scenę weszli muzycy Corrosion of Conformity. Zaczęło się! Podeszliśmy bliżej sceny. Muzyka support-bandu dosłownie zalała salę. Rozpoczął się totalny czad. Zespół ten znany mi był tylko z nazwy (****), ledwie orientowałem się co grają. Za bardzo nie byłem zainteresowany ich muzycznym przekazem. Poza tym dudniący głośnik wyraźnie mnie irytował, dlatego wycofałem się do środka hali. Moi koledzy podzielili moją opinię, że „ciężko się tego słucha”. Udaliśmy się pod... bandę hokejową oczywiście, bo hala była akurat przygotowana na mecze hokeja na lodzie. Widownia wypełniała całkiem sporą przestrzeń pod sceną (organizatorzy nie przewidywali miejsc na trybunach, zresztą część z nich była złożona). Amerykanie ostro młócili, ale znaczna część publiki nie kupiła ich występu. Wszyscy przybyli tu dla Megadeth, niewdzięczna często rola supportu – tu wyraźnie dawała się - będącym akurat na scenie muzykom - we znaki. Poszedłem obejrzeć stoisko z gadżetami. Niektóre koszulki bardzo mi się podobały, ale cena (400 koron) już nie. Toć to zwykłe zdzierstwo! Po dobrej godzinie rasowego łomotu, muzycy Corrosion of Conformity, przy przeraźliwej salwie gwizdów (aż przykro było patrzeć, co oni byli winni?) zeszli ze sceny. Chwila przerwy była znakomita okazją do tego, by się przemieścić do przodu. Zrobił się spory ruch pod sceną, jedni szli po napoje, inni oblegali WC. Wszystko w przyzwoitym porządku. Około 20.30 zgasły światła. Z głośników popłynęło piękne intro... Napięcie wewnątrz hali sięgało zenitu... zawrzało... iiii są, ONI... jest

Megadeth!!!

Przywitani ogromną owacją około 5 000 spragnionych wielkich wrażeń fanów. Na scenie pojawiła się trójka gitarzystów: dwóch Dave, David i Marty. Perkusisty nie było widać... Mustaine ubrany oczywiście w białą koszulę, zajął miejsce w centralnym miejscu sceny, mając po swej lewej ręce Friedmana, który założył tego dnia czarną bluzkę. Nie ukrywałem, że przybyłem głównie dla tej dwójki. Marty należy do moich ulubionych gitarzystów, zaś niesforny Dave to legendarna postać, ikona thrashu, no i ten jego niesamowity, bardzo nietypowy wokal. Wizualnie jednak największe wrażenie zrobił na mnie imponujący, ogromny (oj, chyba około 3,5 metrowy!) zestaw perkusyjny Nicka.

Mustaine chłodno przywitał fanów i zaczęli... od „Skin O’ My Teatch” z „Countdown to Extinction”. I wcale nie było to jakieś oszałamiające wejście. W dodatku gitary były źle słyszalne, dźwięki zlewały się. Hm, no tak, taki to już urok koncertów. Po chwili zabrzmiał „The Killing Road” z promowanego właśnie albumu „Youthanasia”. Dave śpiewał przez zaciśnięte zęby, sala z nim – chóralnie włączając się w refrenach. Kompozycja jako całość wypadła jednak zdecydowanie słabiej niż na płycie i to bynajmniej nie z winy samych muzyków, a operatora dźwięku (akustyka). Ten ostatni jeszcze przez cały następny numer, czyli „Wake Up Dead”, który rozpoznałem dopiero w refrenie, uporczywie walczył ze sprzętem nagłaśniającym. A mnie wkurzała postawa sceniczna gitarzystów, szczególnie Friedmana i Ellefsona, którzy praktycznie stali w miejscu, odgrywając niemrawo swoje partie. Co jest do cholery – pomyślałem, koncert metalowy czy stypa!? Czy oni przyjechali odwalić przysłowiową pańszczyznę, czy dać trochę (trochę?) czadu i porwać publikę? Tylko Nick Menza szalał za „garami”. On jako jedyny z całej czwórki od samego początku dawał z siebie wszystko, jak przystało na profesjonalistę. W pewnym momencie David Ellefson odłożył gitarę basową i stanął za... dodatkowym bębnem i wraz z Menzą rozpoczynają... „Reckoning Day” z promowanej właśnie płyty. To jest świetne! W końcu jakiś pozytywny element tego – niemrawego dotąd koncertu, nareszcie coś zaczęło się dziać. Perkusyjny wstęp zelektryzował bez mała wszystkich. Na scenie wreszcie jakiś ruch, co oczywiście przełożyło się na postawę drętwej do tej pory, w większości czeskiej publiki. Ścisk był coraz większy, zdążyłem się jednak obejrzeć do tyłu. Cała sala szalała, 5 tysięcy fanów, jak jedna rodzina, zaczęło falować... cóż za widok! Ale to jeszcze nie było to na co czekałem. Następny utwór, choć zagrany bez większej werwy, bez wyrazu, spodobał mi się na tyle, że później chętniej słuchałem go w domu. Mowa o sympatycznym „This Was My Life” z poprzedniej płyty. W sumie zacząłem trochę żałować wydanych pieniędzy, dalekiej podróży... na szczęście niezbyt dobry nastrój nie trwał długo, bo oto Marty wykonał krótka, ale miłą dla ucha solóweczkę, po której rozpoczął się prawdziwy hit z „Youthanasii”, czyli „A Tout le Monde”, prześliczny balladowy kawałek. Nostalgiczna, piękna, traktująca o śmierci kompozycja okazała się punktem zwrotnym koncertu. Podczas jej trwania aż ciarki przechodziły po plecach. Rozpoczynał się fantastyczny spektakl, na który czekałem, na który czekała rzesza spragnionych wrażeń fanów. Trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. Nie zdążyłem ochłonąć a gitary rozpoczynające kolejny kawałek zwaliły mnie prawie z nóg. Jeeeest! Wszak Oni grają swój najlepszy (znaczy się... mój ulubiony) numer – „In My Darkest Hour” z „So Far...”. Drapieżny, mocny, ale też jakże podniosły, niczym thrashowy hymn, zagrany został żywiołowo, z werwą, z życiem, tak jak można było sobie wyobrażać. Poczułem, jak „zaszkliły mi się oczy”, wzruszyłem się... przeżywałem... tak, po to przecież przyjechałem do Pragi, by uczestniczyć, a nie tylko biernie obserwować. I stało się... Nie umilkły ostatnie akordy a chłopaki zaserwowali nam „Hangar 18”. Uff, co za rytm, co za potęga! Brzmienie czyściutkie (w końcu takie jak na tego pokroju gwiazdę przystało). Nie muszę dodawać, jaki szał i aplauz widowni spowodował ten niepowtarzalny, niesamowity, jedyny w swoim rodzaju, zniewalający, porażający hicior z najlepszej płyty Megadeth, „Rust in Peace”, na której to zadebiutował Marty Friedman. I właśnie mój idol obudził się już na dobre w tym utworze. Jego i Dave’a Mustaine’a sola dosłownie i w przenośni rozpruwały salę, cięły niczym brzeszczot, rozpalając publikę do białości. Te trzy wspomniane wyżej utwory, zagrane dokładnie w takiej kolejności wprawiły widownię we wspaniały nastrój. Dało się wyczuć więź muzyków z fanami. I chyba o to właśnie chodzi na tego typu imprezach. Potem tempo nieco spadło, gorączka minęła. „Train of Consequences” i następujący po nim „99 Ways to Die” nie należą do mych ulubionych, najlepszych nagrań zespołu, nie byłem więc jakoś specjalnie zachwycony, ale muszę przyznać, że zabrzmiały dobrze, zagrano je równo, na wysokim poziomie (drugi z wymienionych sprawiał naprawdę bardzo korzystne wrażenie, tak że po koncercie stał się dla mnie jednym z faworytów EPki „Hidden Treasures”). Grunt, że te dwa numery nie zepsuły atmosfery, jaka owładnęła halą kilkanaście minut wcześniej. Tym bardziej, że następnym punktem programu miał być... „Holy Wars...”, sztandarowy kawałek, bez którego trudno wyobrazić sobie jakikolwiek koncert Megadeth. Ten utwór zawsze mnie intrygował, należy też do moich ulubionych z całego dorobku Rudego i spółki. Na koncercie zabrzmiał majestatycznie, bardzo dobrze, zawodu nie było... nie mogło być! Chłopaki dali z siebie wszystko. I kiedy oczekiwaliśmy dalszych numerów... zespół podziękował i niespodziewanie zszedł ze sceny! Co to??? Konieeeeeeec!!!!??? Minęła dopiero godzina, a dobrej zabawy może z pół... a oni kończą? Publice było mało (całkiem słusznie zresztą), więc ostro i głośno domagała się jeszcze, skandując co sił w płucach: ME-GA-DETH, ME-GA-DEEEEETH...

Przeraźliwy krzyk wydobywający się z tysięcy gardeł poskutkował (a czyż mogło być inaczej?), no i przywołał grupę z powrotem na scenę. Nadszedł czas na bisy. Na pierwszy ogień poszedł wspaniale, z wigorem zagrany „Sweating Bullets” z „Countdown to Extinction”. Zaraz po nim... ależ niespodzianka! „Mechanix”!!! z debiutu, czyli megadethowa wersja kompozycji, która w nieco innej postaci, jako „The Four Horsemen” trafiła na debiutancki album Metalliki. Jest ekstra! Nikt nie mógł narzekać na tak żywiołowo zagrany numer, tym bardziej, że Dave szalał, dając z siebie wszystko. Marty potrząsał w końcu swymi bujnymi loczkami, pokazując że nie zapomniał na czym polega thrash na koncercie. Potem nastąpiła przerwa... taka trochę dziwna, bowiem... wszyscy wiedzieli, że to nie koniec bisowania. Obyci w setlistach zespołu dobrze wiedzieli, że nie zabrzmiały jeszcze wszystkie „obowiązkowe” nagrania. Zniecierpliwieni fani nie pozwolili na złapanie dłuższego oddechu przez muzyków, gromko wywołując ich po raz kolejny na scenę. Panowie powrócili na deski, serwując momentalnie kolejny szlagierowy kawałek, czyli „Symphony of Destruction”. Cóż za riff! Palce lizać. Cała sala śpiewała z Dave’m. Świetna zabawa. Po chwili Ellefson na basie wygrywa wstęp do... „Peace Sells”. Tenże hit wywołuje niemal trudną do opisania histerię na widowni! Czyżby to był ulubiony utwór naszych południowych sąsiadów, czy może Czesi dopiero co się wkręcili w koncert? Totalna rozwałka, cztery minuty istnego szaleństwa. Wow! Aż trudno złapać oddech. Doskonały rytm, żywiołowy wokal, super reakcja publiki, która chóralnym śpiewem odpowiadało liderowi w refrenach. Sielanka na całego, wspaniały nastrój... ale to już wszystko. Wszak wszystko musi się kiedyś skończyć. Pożegnania, muzycy schodzą ze sceny. Ale co to? Fani nie pogodzili się z takim scenariuszem. Chcą jeszcze! A pewnie, ja też chcę... więc krzyczymy wszyscy wielokrotnie Megadeth. Mustaine chyba dobrze się bawił w Pradze, bo... wyszedł raz jeszcze do swych fanów. Pojawił się sam, stanął na środku sceny i raz jeszcze podziękował za wspaniałą atmosferę. Co na to fani? Znów zaczęli krzyczeć i skandować nazwę zespołu. Niesforny, ale tego dnia będący w znakomitym humorze Dave nie wytrzymał... wziął gitarę i w pojedynkę zaczął „Anarchy in the U.K.”. To była przysłowiowa woda na młyn. Cała sala momentalnie podchwyciła melodię utworu. Zabawa była przednia, tak że pozostali muzycy dołączyli z instrumentami do lidera i razem wykonali ten cover Sex Pistols. I to już naprawdę był koniec koncertu. Spojrzałem na zegarek: 22.00. Całość, wraz z bisami trwała 1,5 godziny.

Wyszliśmy z hali. Chłodno, cicho, spokojnie. Niesamowite, jak grzecznie, w dużym ładzie i bez jakiegoś wydzierania się, Czesi powolutku zaczęli rozchodzić się po mieście. Metrem pojechałem z rodakami na dworzec. Przed północą koledzy z Lubawki pojechali do Trutnova, skąd mieli już „żabi skok” do domu. A mnie pozostało spędzić caluśką noc i prawie cały następny dzień w Pradze. Pokręciłem się trochę po dworcu, po czym wybrałem się na miasto. Praga nocą – prezentowała się fantastycznie, wspaniale podświetlona (*****). W kawiarence wypiłem herbatkę, a po 2.00 strasznie męczyłem się na dworcu, drzemiąc do rana (oczywiście noclegu nie załatwiałem sobie, bo i po co). Poranek nie był już taki ładny, jak poprzedniego dnia, nawet lekko popadało. Wyruszyłem na miasto, walcząc ze zmęczeniem cały dzień. Co mnie uderzyło w Pradze? Całkiem duża ilość palących kobiet! Tego w naszym kraju aż tak nie widać! (******) Pociąg powrotny – o 20.00. Ledwie wsiadłem do przedziału, momentalnie zasnąłem. Następnego dnia, prawie prosto z pociągu (znaczy się po kąpieli w domu) poszedłem do pracy. A wrażenia? Mieszane. Całą imprezę mocno przepłaciłem (zwłaszcza podróż, plus niepotrzebna druga doba w Pradze). A koncert? Dobry. Zabrakło mi kilku utworów z promowanej „Youthanasii” (jak kompozycji tytułowej, czy mojego ulubionego „Addicted to Chaos”, poza tym nie zagrali „Mary Jane”, na który to bardzo liczyłem). Reasumując – było całkiem sympatycznie, a pół koncertu rewelacyjne.

(Bydgoszcz, kwiecień 1995)

Dopiski – wyjaśnienia:

* - nie było jeszcze ogólnodostępnego Internetu
** - starych złotych, gdzie 10 000 starych złotych to obecna „złotówka” (1 zł)
*** - około 40 złotych
**** - w 1995 roku kojarzyłem ich tylko z nazwy, nie posiadałem żadnej płyty, chłopaki dali niesamowicie żywiołowy występ, dziś żałuję, że nie znałem wówczas ich dokonań
***** - nasze miasta po 5-6 latach od mojego pobytu w Pradze też pomału zaczęły wyglądać „ładniej”, schludniej, też w końcu zadbano, by te piękniejsze miejsca „podświetlić” na nocną porę
****** - każda, nawet najgorsza moda jednak docierała także i do nas, choć z małym poślizgiem


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Paź 15, 2009 23:06 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
hehe wyjazd z przygodami :P

ale wrażenia bezcenne :mrgreen: za wszystko inne zapłacisz kartą mastercard ;)

nic tylko pozazdrościć :)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Paź 16, 2009 14:44 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Tomku, to forum wchodzi dzieki Tobie na wyższy poziom !
Znowu lektura z wypiekami na twarzy, jak Ty to robisz :)
W trakcie czytania, szczegolnie wszystkie opisy podrózy i błądzenia przed koncertem - pojawił mi sie na twarzy mały uśmiech, bo Twoje opowieści bardzo przypominały mi moje wojaże po Ukrainie za Paulem McCartneyem :) Też jechałem miedzynarodowym pociągiem (z mnóstwem przygód), tez błądziłem po Kijowie, równiez jak po gruzie szło dogadywanie sie z obcokrajowcami, był te moment wybawczy i także pierwszy raz jechałem wtedy metrem ;)
I tez napisałem długa relacje, która moge wkleic Ci na priva.

Wracajac to Megadeth - zaskoczyło mnie jak bardzo krótko grali. Opisy wrażen z każdego utwory bardzo ciekawe i emocjonalne. Dzieki wielkie!
Co mnie zdumiło to brak rzetelnej promocji tego koncertu w Polsce - pojachałes prawie przez przypadek, oraz zachwyciło mnie jaka wielka miałeś determinacje by zobaczyc zachodnia gwiazde - jechac sam w nieznane to nie lada wyczyn.
W ogole naszły mnie takie różne mysli, że Polska AD 95 to był zupełnie inny kraj niz obecnie, generalnie internet zrewolucjonizował świat.

Przypomniało mi sie, że w Tylko Rocku była relacja chyba własnie z tego koncertu, a zdjęcie z wystepu ozdobiło pierwsza strone pisma (zreszta pierwszy i jedyny raz Megadeth był wtedy na okladce TR). Tak wiec musiało byc to spore wydarzenie, chyba dlatego, ze wówczas koncertów wielkich gwiazd w naszym kraju było stosunkwo mało w porównaniu co sie dzieje dzisiaj.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Paź 17, 2009 13:33 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Yer Blue napisał(a):
Przypomniało mi sie, że w Tylko Rocku była relacja chyba własnie z tego koncertu, a zdjęcie z wystepu ozdobiło pierwsza strone pisma (zreszta pierwszy i jedyny raz Megadeth był wtedy na okladce TR). Tak wiec musiało byc to spore wydarzenie, chyba dlatego, ze wówczas koncertów wielkich gwiazd w naszym kraju było stosunkwo mało w porównaniu co sie dzieje dzisiaj.

Ja relację z tego praskiego koncertu bardzo dobrze kojarzę z Metal Hammera - konkretnie nr 5/95, a artykulik należał do niejakiego Arka D.T.L.F. (starsi Metal Hammerowicze pewnie kojarzą).
Z tego co pamiętam nie była to jednak do końca pochlebna relacja. W sumie spostrzeżenia bardzo podobne do Anka - tzn. że początek bardzo słaby, a dopiero potem zaczęło się w miarę rozkręcać. Nawet fragment z bujnymi loczkami Friedmana, którymi wreszcie zaczął trzepać - identiko ;)
Ogólnie jednak koncert pozostawił na redaktorze spory niedosyt.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Paź 18, 2009 14:57 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Przypomniało mi sie, że w Tylko Rocku była relacja chyba własnie z tego koncertu, a zdjęcie z wystepu ozdobiło pierwsza strone pisma (zreszta pierwszy i jedyny raz Megadeth był wtedy na okladce TR). Tak wiec musiało byc to spore wydarzenie, chyba dlatego, ze wówczas koncertów wielkich gwiazd w naszym kraju było stosunkwo mało w porównaniu co sie dzieje dzisiaj.

Ja relację z tego praskiego koncertu bardzo dobrze kojarzę z Metal Hammera - konkretnie nr 5/95, a artykulik należał do niejakiego Arka D.T.L.F. (starsi Metal Hammerowicze pewnie kojarzą).
Z tego co pamiętam nie była to jednak do końca pochlebna relacja. W sumie spostrzeżenia bardzo podobne do Anka - tzn. że początek bardzo słaby, a dopiero potem zaczęło się w miarę rozkręcać. Nawet fragment z bujnymi loczkami Friedmana, którymi wreszcie zaczął trzepać - identiko ;)
Ogólnie jednak koncert pozostawił na redaktorze spory niedosyt.


A mógłbyś zeskanowac i wkleić tą relacje?
W Tylko Rocku była całkiem pochlebna, relacjonował Igor Stefanowicz. Było troche o konferenji, na której ponoć Dave zainteresował sie dyktafonem redaktora bo dziwnie wyglądał :) Pamietam z tej relacji mniej wiecej takie zdanie: "od pierwszych chwil stało sie jasne, że Friedman jest biegłym gitarzystą, a Mustaine nie umie spiewać" :). Niestety nie umiem skanwać ani wklejac bo chetnie bym wrzucił relacje z TR. Dzisiaj sobie jej poszukam.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Paź 19, 2009 20:33 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
OK, właśnie wygrzebałem.

http://i37.tinypic.com/5dv0cj.jpg


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Paź 23, 2009 15:31 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
OK, właśnie wygrzebałem.

http://i37.tinypic.com/5dv0cj.jpg


Dzieki wielkie BIALKOMAT! :)

A ja wygrzebałem relacje tylkorockowa i jedna rzecz mnie zadziwiła - otóż redaktor Stefanowicz słyszał w Pradze jako drugi, zaraz po Skin O' My Teeth.... tytułowy utwór z pierwszej płyty :shock: Teraz widze, że coś mu sie przywidziało, zreszta co taki stary i mało znany koncertowo utwór robiłby w setliscie promujacym Yothanasie...

Sama relacja świetnie napisana, tyle, że na temat koncertu jest może 1/3 z całego artukułu - reszta to rózne ciekawostki i anegdotki, głownie zwiazane z konferencja, ale trzeba przyznać, że redaktor Igor ma swietne pióro, z tym dyktafonem zauważonym i skomentowanym przez Mustaine'a jest kupa śmiechu.
A z konkretów trzeba dodac, że i w Tylko Rocku pisza o dosć dretwym początku koncertu, dopiero potem sie rozkręciło.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lis 06, 2009 02:39 
Offline
Angry Again
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Paź 31, 2009 01:52
Posty: 413
Miejscowość: Landsberg :: Posen :: Breslau
Jeden z fajniejszych Coverów jakie nagrali ale oczywiście musiał Rudy spaprać koncert... ;)

:arrow: http://www.youtube.com/watch?v=Gi5SfMm5 ... re=related

Aczkolwiek zastanawiam się czy gdyby nie grał podczas śpiewania czy nie śpiewał by wyraźniej. W zasadzie to zawsze się skupia i na odpowiedniej dykcji i na palcologii gryfu...


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 35 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group