O udostępnionych utworach już pisałem. Czas na szybkie sprawozdanie z odsłuchu pozostałych.
-Now That We're Dead: Nuda. Przypomina mi trochę spokojniejsze fragmenty Cyanide. Ponownie na siłę rozciągnięty utwór. 3/10
-Dream No More: Muzycznie trochę zalatuje Black Sabbath. Nie jest to minus raczej
Przyznam, że James zaskoczył mnie tutaj wokalnie. Naprawdę świetnie zaśpiewany kawałek. W niektórych momentach może trochę przypominać The Thing That Should Not Be, jednak sama kompozycja nie jest zbyt porywająca. Może się jednak tego dość przyjemnie słuchać. 6/10
-Halo On Fire: O! Tutaj pojawia się w końcu coś naprawdę dobrego.
Utwór, który zdecydowanie wyróżnia się na pierwszym krążku.
Można nawet powiedzieć, że kawałek jest dość oryginalny i raczej nie czuć w nim naleciałości tego co już było. Mimo tego, że jest najdłuższy na płycie, to ciężko mówić tutaj o jakimś nieprzemyślanym i wymuszonym rozciąganiu kompozycji. Mamy w końcu jakąś konkretną zmianę nastroju i więcej pomysłowości. Sporo ciekawych riffów, spokojniejsze fragmenty z zapadającą w pamięć melodią. Wokalnie ponownie jest konkretnie. Duży plus za tę kompozycję. 8/10
-Confusion: Było, minęło. 3/10
-ManUNkind: Trochę lepiej, ale mam wrażenie, że to już było wielokrotnie. I to na tej płycie. 4/10
-Here Comes Revenge: coś próbują i raczej za wiele z tego nie wynika. Kolejny kawałek, który po przesłuchaniu nie zachęca by do niego powrócić. 3/10. Wyjątkowo irytujący utwór.
-Am I Savage?: Ponownie zawiewa nieco Sabbath, ale i tym razem na plus. Mamy też motyw z Phantom Lord. 5/10
-Murder One: Więcej takich riffów jak ten z początku! Rewelacja! Sam riff oceniam na 10/10. Później też jest naprawdę więcej niż przyzwoicie. Miło doznać takiego lekkiego szoku, po serii wyjątkowo przeciętnych/słabych utworów. 8/10
-Spit Out The Bone: Przyznam, że końcówkę mają naprawdę niezłą.
Ponownie otrzymujemy świetny kawałek. Tym razem w dużo żywszym tempie i agresywnej formie. Wręcz nie pasuje do tego albumu, ale to już jest mało ważne. Szkoda, że nie ma więcej tego typu kompozycji. 8/10
Wcześniej udostępnione oceniam tak:
-Hardwired 5/10
-Moth Into Flame 5/10
-Atlas, Rise! 1/10
Dla mnie, większość utworów brzmi jak odrzuty z Loada i Reloada. Niemal wszystko jest do siebie jakieś podobne. Spodziewałem się dokładnie tego typu muzyki, ale liczyłem jednak na nieco wyższy poziom. Na samym starcie wybiłem sobie z głowy pomysł ciężkiego albumu. Z jednej strony może i jest ciężki, bo nie jest łatwo przez niego przebrnąć i kusi, żeby przewijać pewne fragmenty
(także tylko pod takim względem). Fajnie jednak, że znalazło się jeszcze kilka naprawdę wartościowych utworów, w których czuć jakąś świeżość.
Oczywiście sporymi wadami albumu są Kirk i Lars. Obu ciężko się już słucha, choć ten drugi może ciut lepiej wypada
Średnia 4,6. Można zaokrąglić do 5, choć w moim odczuciu jest to zdecydowanie 4/10.
Starałem się być delikatny. Nie chcę nikogo obrazić i nie chcę by ktoś mnie pozwał. Teraz to nic nie wiadomo