Tak myślałem, że sporo napiszecie, a ja dopiero do domu wróciłem
Yer Blue napisał(a):
Prawdziwy Rush zaczyna sie dla mnie od Caress Of Steel.
Czyli we trójkę mamy z tym zgodność.
Yer Blue napisał(a):
chociaz Passage To Bangkok jest genialny
Pewnie, świetna rzecz !
Piotr, masz wyczucie do podobieństwa w riffach. Czy nie słyszysz tam tego, co ja? Mam oczywiście na myśli riff, który jest strasznie podobny do Indians Anthraxu. Mowa tutaj o momenice m. in. 00:19.
Ja cenię jeszcze bardzo The Twilight Zone. Wspomniałem już o tym, ale powtórzę
Dla mnie to niesamowity numer z niespotykanym już później klimatem. Partie wokalne, to już w ogóle klasyka. Te charakterystyczne zwolnienia, zabawa z kanałami (chodzi o podział na prawo i lewo), wyjątkowo wpływają na wyobraźnię. Zresztą całe 2112 jest osadzona w jakiejś aurze niesamowitości.
bialkomat napisał(a):
Natomiast 2112, pomimo że oczywiście wspaniała, to z kolei ciutkę przeceniana. Utarł się niejako taki dogmat, że to najlepsze i najbardziej klasyczne dokonanie Rush (no może obok Moving Pictures), więc ja chyba tak nieco z przekory się przeciwko takim sloganom buntuję
Ciężko zgodzić mi się z tym, że przeceniana, bo jednak trudno znaleźć w dokonaniach Rush płytę, która jej dorówna.
Nie posiłkowałem się też nigdy opiniami dotyczącymi poszczególnych albumów, ale w życiu bym nie powiedział, że 2112 można postawić obok Moving Pictures. Prędzej obok Permanent Waves, choć to już i tak nie ta liga, zarówno w przykładzie wymienionym przez Ciebie, jak i przeze mnie (uciekłem tym stwierdzeniem od subiektywności... chyba
).
Yer Blue napisał(a):
Od tej płyty zaczyna sie specyficzne, "chłodne" brzmienie zespołu, cos za co bardzo ich cenie.
Długo to nie trwa
Yer Blue napisał(a):
Hemispheres to moj absolutny faworyt. Wszystko jest tu genialne, chociaz drugi Cygnus odrobine gorszy od jedynki, ale nie mogło być inaczej. Najbardziej z tej płyty lubie La Villa Strangiato, obok pierwszego Cygnusa i 2112 najlepsza rzecz w karierze Rush. Kwintesencja stylu Kanadyjczykow.
10/10
Dawno, dawno temu, czytając jakąś encyklopedię rocka, wychwyciłem, że to najlepszy album Rush. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć fenomenu tego krążka. Zastanawiam się nawet czy nie dałem mu zbyt wysokiej oceny.
bialkomat napisał(a):
Hemishperes - tutaj znowu podpisuję się pod YB - to mój faworyt, natomiast La Villa Strangiato to mój number one z całego Rusha! Gdyby UFO przyleciało na Ziemię i chcieliby się dowiedzieć czym jest to cholerne Rush, to puściłbym im właśnie ten jeden kawałek. Przy okazji tej płyty zwróciłbym jeszcze uwagę (poza tytułową suitą) na Circumstances - niby prosty, krótki hardrockowy utwór, ale jakże połamany rytmicznie i porywający! Pomimo krótkiej formy śmiem twierdzić, że to też jest kwintesencja stylu.
Widzę, że jednak tutaj macie pełną zgodność. Nie mam zamiaru tego podważać, bo rozumiem to w pełni. Napisać mogę jedynie (tak prostacko dosyć), że każdy ma inny gust
Przemku, ale Twoja wypowiedź odnośnie UFO, to dla mnie klasyk ! Lubię taki sposób przedstawiania muzyki. Świadczy to o pewnych emocjach związanych z postrzeganiem muzyki. Duży plus!
bialkomat napisał(a):
Farewell To Kings to kolejna świetna płyta. Mateusz był łaskaw ją troszeczkę sponiewierać, a nie mogę się z tym zgodzić. Fakt że solą tego albumu są zaledwie 2 wspomniane przez Was utwory (w sumie z 6-u), tyle że te dwa utwory to aż jakieś 60% całości
Wiedziałem, że napiszesz coś w tym stylu
Muszę się zgodzić z tym, że to silny argument, ale...
Ale sądzę, że zespół się mało przyłożył. Może to brzmieć kontrowersyjnie, jednak związane jest to z subiektywnym postrzeganiem muzyki.
Umówmy się, że 2112 był sukcesem, ok? O ile dłuższe momenty na Farewell To Kings są świetne, tak reszta jest "zaniedbana". Odnoszę wrażenie, że taki styl kompozycji, który został zaprezentowany na poprzednim albumie stał się, że tak to nazwę "receptą na sukces". Uważam, że to mało "szczery" album. Powiedzmy, że dobrą analogią będzie zestawienie Back In Black i For Those About To Rock AC/DC. O !
Yer Blue napisał(a):
Permanent Waves to jak dla mnie poprawny album, ale troche zbyt bezpieczny kompozytorsko. Spłycony. Brzmienie tez juz nie to. Utwory bardzo przyjemne ale rzadko tej płyty słucham. Wg mnie ciut przereklamowana płyta
7/10
Dla mnie właśnie bomba ! W zasadzie i tak wysoko go oceniłeś. Twoje uzasadnienie trzyma się też kupy, ale ja właśnie odbieram to jako plus. Pogodziłem się z tym, że Rush zmierza w kierunku "katastrofalnym", bo jednak dało się to wyczuć, ale dla mnie to zajebiście klasyczny album, który stanowi nawet w pewnym stopniu kwintesencję ich twórczości. Tak odważnie podejdę do sprawy
Wydaje mi się też, że to ostatni, bardzo wartościowy album, który posiada jeszcze charakterystyczny dla tego zespołu klimat.
Yer Blue napisał(a):
Moving Waves to kontynuacja poprzednika, chociaz płyta bardziej dopracowana i ma lepsze kompozycje. Osobiscie ubostwiam druga strone a Camera Eye to utwor, ktory mnie do tego zespołu przyciagnał kiedys dawno dawno temu.
8,5/10
Z tym się w życiu nie zgodzę
Oprócz tego, że Camera Eye to świetny utwór. Tego nie można negować absolutnie.
bialkomat napisał(a):
Permanent Waves i Moving Pictures to dla mnie takie siostrzane płyty. Z jednej strony poziom ciągle wysoki, ale coraz bardziej zaczyna pachnieć radiem (nomen omen
)
Tak, to jest coś o czym wspomniałem wyżej właśnie. W ich muzyce jest to bardzo wyczuwalne. Sądzę jednak, że Moving Pictures świadczy o tym dobitniej.
bialkomat napisał(a):
Nie można też zapominać o klasycznym już instrumentalu YYZ, którego grywałem sobie kiedyś na perce (mam podkład w wersji drumless
Zajebisty kawałek. Śmiem twierdzić, że to czysty jazz!
Swoją drogą, proszę o ten podkład na bębnach
bialkomat napisał(a):
Tak jak pisałem wcześniej Moving Pictures powszechnie uchodzi za najlepszy album, moim zdaniem jednak nie do końca słusznie.
W życiu bym nie powiedział.
Wspomniałem na początku, że nigdy nie posiłkowałem się innymi opiniami na temat Rush. Przeczytałem jedynie pewne informacje, gdzie zdarzyło się, że któryś album był faworyzowany, ale to norma.
Pierwszy raz w życiu debatuję na temat Rush i poznaję opinie ludzi, których znam, czyli oczywiście Was. Dlatego też nie słyszałem nigdy, że Moving Pictures może być uznawany za najlepsze dokonanie Rush. Według mnie to duże nadużycie. Chyba, że ja nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu tej płyty.
Yer Blue napisał(a):
Na plus zaskozyła mnie jedynie płyta Vapor Trails bo była bardzo cieżka, chyba ich najciezszy album. Zaskoczyli brzmieniem ale ogolnie żadna tam rewelacja, czasy sa inne.
Uważam, że każdy album tej zacnej grupy jest wyprodukowany świetnie. Choć ja na pewnych produkcjach dostrzegam pewną manierę, która mnie drażni. To dosyć abstrakcyjne odczucie, ale wywołuje u mnie wrażenie, że przez taki sposób rejestracji instrumentów, każdy ich album (od lat 90 powiedzmy) brzmi podobnie.
Yer Blue napisał(a):
Zawsze wkurza mnie gloryfikowanie Counterparts - płyta obdarta z jakiejkolwiek oryginalnosci i charakterystycznego dla zespołu stylu w latach 75-81. Ot, takie tam piosenki
Coś w tym jest. Sam oceniłem ją dosyć surowo, choć patrząc na wcześniejsze dokonania (od pewnego momentu), to była to jednak jakaś zmiana na lepsze i nadzieja na to, że może być lepiej;)
bialkomat napisał(a):
Z dużą niecierpliwością czekam także na zapowiadane już od bardzo dawna najnowsze dzieło - Clockwork Angels. Singiel wydany już spory czas temu (w 2010 roku) jest całkiem obiecujący
Singla nie słuchałem właśnie jeszcze, ale nadrobię to.
bialkomat napisał(a):
a poza tym ma być znowu suita
W końcu!
bialkomat napisał(a):
no i oczywiście wtedy trasa
Bardzo bym chciał Rush na żywca zobaczyć. Nie mam jakiegoś ogromnego ciśnienia, ale jednak. Nawet ze względów historycznych