Megadeth Info Forum
http://megadeth.magres.net/forum/

Rush
http://megadeth.magres.net/forum/viewtopic.php?f=3&t=523
Strona 1 z 5

Autor:  mateusz [ Czw Lis 24, 2011 16:55 ]
Temat postu:  Rush

Ostatnio delikatnie został poruszony temat Rush, więc postanowiłem założyć temat.
Sądzę, że kapela jest wszystkim znana, przynajmniej z nazwy.
Osobiście, uwielbiam ich muzykę, choć nie wszystkie płyty przypadły mi oczywiście do gustu, ale o tym dalej.
Można wyłapać jak dużą inspiracją był to zespół dla muzyki m. in. Dream Theater.
Przede wszystkim, jestem pełen podziwu, że grupa gra tak długo i nadal jest w bardzo dobrej formie.

Warto teraz wspomnieć coś o samej muzyce.

*Rush – Od tej płyty (na szczęście) nie zaczynałem przygody z kapelą. Słychać, że zespół był nieco zainspirowany Led Zeppelin. Rzadko wracam do tego albumu. Cenię sobie Finding My Way. Working Man też daje radę, ale poza tym resztę uważam za mało ciekawą i nawet ciężko kojarzę utwory z debiutu.
3/10

*Fly By Night – Właśnie od tego krążka zacząłem słuchać Rush. Nie miałem jakichś wielkich oczekiwań, a sam album nie zrobił też na mnie jakiegoś dużego wrażenia. O ile otwierający Anthem
i tytułowy Fly By Night (swoją drogą, jeden z moich ulubionych kawałków kapeli) wypadają świetnie, tak reszta w ogóle nie zachwyca. Mogę ewentualnie wyróżnić jeszcze Beneath, Between And Behind.
5/10

*Caress Of Steel – Opener w postaci Bastille Day bardzo przypomina mi (w pewnych momentach) Walk All Over You AC/DC, a raczej odwrotnie, bo ten pierwszy powstał jednak wcześniej. W każdym razie, tym albumem Rush obiera, że tak to nazwę – własną ścieżkę. Świadectwem tego jest znakomity The Necromancer (szczególnie środkowy Under the Shadow, choć solo przypomina strasznie te z Child In Time Deep Purple) czy też The Fountain Of Lamneth (tutaj No One at the Bridge i Bacchus Plateau wypadają dla mnie najlepiej). O wiele krótszego Lakeside Park również słucha się dobrze.
6/10

*2112 – Album doskonały ! Tak można szybko podsumować ten krążek. Od początku do końca słucha się go wyśmienicie. Tytułowa dwudziestominutówka to już klasyk. To samo mogę napisać o nastrojowym The Twilight Zone. Ubóstwiam ten utwór! W A Passage To Bangkok jest natomiast riff, który do złudzenia przypomina mi ten z Indians Anthraxu.
Była to druga płyta Rush, którą usłyszałem i błyskawicznie zatarła niemiłe wrażenie, które zostawił Fly By Night.
10/10

*A Farewell To Kings – Po świetnym 2112 sądziłem, że zespół nagra coś równie wartościowego. Niestety. Album jest dla mnie dużym rozczarowaniem, a broną się jedynie Xanadu i Cygnus X-1. Nie jest to chyba jednak zaskoczeniem, gdyż każdy dłuższy album Rush jest świetny.
4/10

*Hemispheres – Słychać delikatną poprawę, zwłaszcza w otwierającym tytułowym. Jest to bodajże kontynuacja Cygnus X-1. Cała płyta jednak nie do końca przekonuje. Co prawda słabiej wypada tylko Circumstances, ale pewien niedosyt jednak pozostaje. Zamykający La Villa Strangiato, mimo tego, że dłuższy, to podświadomie oczekiwałem czegoś lepszego.
6/10

*Permanent Waves - W końcu znaczna poprawa. W zasadzie każdego nagrania słucha się bardzo dobrze. Słabiej wypada jedynie Freewill. Po Jacob's Ladder też spodziewałem się czegoś więcej (choć i tak jest dobrze), ale reszta już bez zarzutu.
U mnie, na szczególne uznanie zasługują The Spirit Of Radio (spokojnie mógłby się znaleźć na Test For Echo) i Entre Nous.
8/10

*Moving Pictures – Kolejny ciekawy album z bardzo dobrym brzmieniem ! Uwielbiam Tom Sawyer i Limelight, ale reszta również ciekawa. Bardzo interesujący jest przykładowo YYZ ze względu na jazzową konstrukcję. To samo można powiedzieć o The Camera Eye (szkoda, że był to ostatni długi utwór Rush), który zawiera rewelacyjne melodie. Najsłabszym punktem jest zdecydowanie Witch Hunt.
7/10

*Signals – Wkraczamy w erę syntezatorów. Próba ta jest według mnie kompletnie nieudana. Brakuje tych dłuższych, klimatycznych numerów. No cóż, każdy zespół popełnia jakieś błędy. Co mogę wyróżnić? Na pewno hicior w postaci Subdivisions oraz Losing It i Countdown. Reszty nie mogę słuchać.
3/10

*Grace Under Pressure – Tutaj jest już zdecydowanie lepiej, ale do ideału brakuje sporo. Przede wszystkim to wyjątkowo przebojowa płyta. Bardzo cenię Distant Early Warning. Cholernie klimatyczny numer, szczególnie od 2:38.
Trochę irytują zagrywki w stylu reggae W The Enemy Within. Co prawda lubię ten kawałek, ale utwór by zyskał gdyby zespół zastosował jakieś inne rozwiązania. Red Lenses jest już w ogóle mało słuchalny. Dla mnie to jeden z najgorszych kawałków Rush. To złe wrażenie zaciera jednak zamykający Between The Wheels.
6/10

*Power Windows – Oldschoolowa płyta. Słuchając go natychmiast na myśl przyszedł mi album Dream Theater Images And Words (mimo, że nie ma do niego porównania). Bardzo podobny klimat. Mam też skojarzenia z Marillion. Poza Grand Designs nie ma tutaj jednak nic wartościowego. Zbytnio kojarzy mi się z innymi kapelami i charakterystyczną muzyką tamtego okresu.
2/10

*Hold Your Fire – Następny krążek w podobnym stylu. Lekka poprawa jest słyszalna, ale to zdecydowanie i tak zły kierunek. Lubię Time Stand Still, Prime Mover i Lock And Key, ale reszta pozostawia wiele do życzenia.
3/10

*Presto – Miał być powrót do... „korzeni”, a nic z tego nie wyszło. Show Don' t Tell, War Paint, Presto, Superconductor (bardzo przebojowy numer), reszta średnia lub w ogóle nie do przejścia.
4/10

*Roll The Bones – To z kolei chyba najnudniejszy album Rush. Elementy rapu w Roll The Bones, to już w ogóle jakieś nieporozumienie. Jakiś funk w Where's My Thing?, Pt. 4: Gangster Of Boats Trilogy to takż mało ciekawy zabieg. Nie jestem w stanie wyróżnić dobrego utworu na tej płycie, ale gdybym miał się już uprzeć to niech to będzie You Bet Your Life.
2/10

*Counterparts – Nareszcie jakaś poprawa. Album bardziej mroczny i cięższy, co wyszło zdecydowanie na dobre. Nie jest to arcydzieło, ale jako całość wypada udanie. Bardzo spójna płyta.
Cut To The Chase ma bardzo fajną solówkę. Lubię też bardzo Alien Shore, Double Agent i Everyday Glory. Nawet The Speed Of Love słucha się przyjemnie.
W ogóle partie perkusji wypadają chyba najlepiej od... dawna. Takie mam wrażenie. Mogę się mylić oczywiście.
6/10

*Test For Echo – Ponownie progres, choć można odnieść wrażenie, że płyta trochę w stylu Foreigner. Na tym też albumie znajduje się mój ulubiony utwór Rush, a mianowicie The Color Of Right, który paradokslanie kojarzy mi się właśnie najbardziej z twórczością Foreigner. W każdym razie bardzo udany LP. Dog Years był chyba najcięższym kawałkiem do tamtej pory.
8/10

*Vapor Trails i Snakes & Arrows – nie jestem na tyle osłuchany z tymi płytami żeby się wypowiedzieć. Wiem tylko, że po kilku odsłuchach mało mi się spodobały. Zrobię jeszcze parę podjeść i wtedy coś napiszę. Póki co tyle.

Bialkomat, YerBlue, mam nadzieję, że nie obraziłem waszych uczuć ;)

Później zrobię ankietę, bo muszę wyjść za chwilę :)

Autor:  BadOmen [ Czw Lis 24, 2011 17:31 ]
Temat postu:  Re: Rush

Ja znam tylko 2112 i uwielbiam ten album ;) Za resztę się kiedyś wezme :roll:

Autor:  Yer Blue [ Czw Lis 24, 2011 17:41 ]
Temat postu:  Re: Rush

Ja cenie sobie Rush tylko z lat 75-81. Póżniejsze płyty mnie nudzą, wcześniejsdze są jeszcze zbyt surowe.


Prawdziwy Rush zaczyna sie dla mnie od Caress Of Steel. Mamy juz wspaniałą suitę, moze wydawac sie całościwo niedopracowana ale same jej wątki to ogień wmieszany w strukture wiekszej formy, czyli cos za co kocham Rush.
7/10

Pierwszym arcydziełem jest słynne 2112. Suita to absolutny klasyk. Jednak duga strona troche ciagnie te płyte w dół, chociaz Passage To Bangkok jest genialny, ale reszta tylko dobra.
9/10

A Farewell To Kings troche zadziwia mnie nierownym materiałem, wymienione przez Mateusza utwory to jej walory, reszta momentami nudna. Ale pierwszy Cygnus to chyba moja ulubiona kompozyjca Rush w ogole. Wgniata w fotel. Od tej płyty zaczyna sie specyficzne, "chłodne" brzmienie zespołu, cos za co bardzo ich cenie. Takie łacznie nowej fali z metalem.
8/10

Hemispheres to moj absolutny faworyt. Wszystko jest tu genialne, chociaz drugi Cygnus odrobine gorszy od jedynki, ale nie mogło być inaczej. Najbardziej z tej płyty lubie La Villa Strangiato, obok pierwszego Cygnusa i 2112 najlepsza rzecz w karierze Rush. Kwintesencja stylu Kanadyjczykow.
10/10

Permanent Waves to jak dla mnie poprawny album, ale troche zbyt bezpieczny kompozytorsko. Spłycony. Brzmienie tez juz nie to. Utwory bardzo przyjemne ale rzadko tej płyty słucham. Wg mnie ciut przereklamowana płyta
7/10

Moving Waves to kontynuacja poprzednika, chociaz płyta bardziej dopracowana i ma lepsze kompozycje. Osobiscie ubostwiam druga strone a Camera Eye to utwor, ktory mnie do tego zespołu przyciagnał kiedys dawno dawno temu.
8,5/10

Od płyty Signals zaczyna sie wyrazny kryzys jak dla mnie, zespol zaczyna zjadac swoj ogon uproszczajac tylko granie. Tak naprawde nie przepadam za bardzo nawet za kierunkiem na dwoch poprzednich płytach, bo zespoł powoli łagodniał, odchodził od skomplikowanych form i używał coraz wiecej klawiszy, ale przynajmniej utwory były udane (na Moving Pictures nawet bardzo).

Na plus zaskozyła mnie jedynie płyta Vapor Trails bo była bardzo cieżka, chyba ich najciezszy album. Zaskoczyli brzmieniem ale ogolnie żadna tam rewelacja, czasy sa inne.
Zawsze wkurza mnie gloryfikowanie Counterparts - płyta obdarta z jakiejkolwiek oryginalnosci i charakterystycznego dla zespołu stylu w latach 75-81. Ot, takie tam piosenki

.

Autor:  Żułek [ Czw Lis 24, 2011 17:49 ]
Temat postu:  Re: Rush

ja znam tylko 4 albumy o których wypowiedziałem się tutaj viewtopic.php?f=3&t=128&start=240 ;)

Autor:  bialkomat [ Czw Lis 24, 2011 21:54 ]
Temat postu:  Re: Rush

To i ja coś dodam w największym skrócie ;)

Dwie pierwsze płyty to faktycznie jeszcze nie było to. Jedynka, tak jak pisał Mateusz inspirowana nieco LZ, chociaż klasyczny Working Man bardziej może przywodzić na myśl Black Sabbath. Druga płyta znacznie lepsza. Pierwsza z wielkim Neilem Peartem, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na muzykę. Słychać już wyraźnie zalążki własnego stylu i pierwsze przebłyski geniuszu, jak By-Tor And The Snow Dog. Jednym słowem chłopaki zaczynają mieszać i kombinować z formą, rytmiką itp.
Caress Of Steel - tutaj w 100% zgadzam się z YB - to dla mnie początek wielkiego Rush. Mamy aż dwie rozbudowane kompozycje, złożone z kontrastujących ze sobą części, gdzie zapierające dech w piersiach techniczne granie łączy się z finezją - czyli to za co kocham Rush. Moim zdaniem ta płyta jest nieco niedoceniana i traktowana przez fanów trochę tak po macoszemu. Natomiast 2112, pomimo że oczywiście wspaniała, to jest z kolei ciutkę przeceniana. Utarł się niejako taki dogmat, że to najlepsze i najbardziej klasyczne dokonanie Rush (no może obok Moving Pictures), więc ja chyba tak nieco z przekory się przeciwko takim sloganom buntuję ;)
Farewell To Kings to kolejna świetna płyta. Mateusz był łaskaw ją troszeczkę sponiewierać, a nie mogę się z tym zgodzić. Fakt że solą tego albumu są zaledwie 2 wspomniane przez Was utwory (w sumie z 6-u), tyle że te dwa utwory to aż jakieś 60% całości :)
Hemishperes - tutaj znowu podpisuję się pod YB - to mój faworyt, natomiast La Villa Strangiato to mój number one z całego Rusha! Gdyby UFO przyleciało na Ziemię i chcieliby się dowiedzieć czym jest to cholerne Rush, to puściłbym im właśnie ten jeden kawałek. Przy okazji tej płyty zwróciłbym jeszcze uwagę (poza tytułową suitą) na Circumstances - niby prosty, krótki hardrockowy utwór, ale jakże połamany rytmicznie i porywający! Pomimo krótkiej formy śmiem twierdzić, że to też jest kwintesencja stylu.
Permanent Waves i Moving Pictures to dla mnie takie siostrzane płyty. Z jednej strony poziom ciągle wysoki, ale coraz bardziej zaczyna pachnieć radiem (nomen omen ;)), zespół zrezygnował z rozbudowanych długaśnych form, chociaż oczywiście takie Jacob's Ladder, Natural Science czy Camera Eye ciągle cieszą i zachwycają. Nie można też zapominać o klasycznym już instrumentalu YYZ, którego grywałem sobie kiedyś na perce (mam podkład w wersji drumless ;)). Tak jak pisałem wcześniej Moving Pictures powszechnie uchodzi za najlepszy album, moim zdaniem jednak nie do końca słusznie.
Począwszy od Signals zaczyna się niestety zupełnie inna bajka. Nie dla mnie. Za dużo popu, elektroniki, krótkich lekkich utworów, za mało pazura, kombinowania itp itd. Signals i Grace Under Pressure miały jeszcze jakiś poziom ale już takie Power Windows (i kolejne) praktycznie w ogóle nie da się słuchać. Counterparts co by nie mówić było jednak pewnym progresem, aczkolwiek nie mam zamiaru jej gloryfikować ani stawiać na równi z największymi dokonaniami lat 75-81. Mi osobiście najbardziej z tej płyty zapadł w pamięć instrumentalny Leave That Thing Alone (nie wiem w sumie czemu ;)).
Vapor Trails, pomimo że oczywiście lepszy niż największe gnioty z lat 80/90, to mnie jednak nie zachwycił. Płyta jest przede wszystkim za długa, jakaś taka siermiężna i toporna i słuchanie jej potrafi mnie strasznie wymęczyć. Za dużo lepszą uważam kolejną i jak na razie ostatnią Snakes & Arrows - są tutaj lepsze kompozycje i przede wszystkim jest więcej powietrza.
Z dużą niecierpliwością czekam także na zapowiadane już od bardzo dawna najnowsze dzieło - Clockwork Angels. Singiel wydany już spory czas temu (w 2010 roku) jest całkiem obiecujący, a poza tym ma być znowu suita :!:
Wg najnowszych doniesień płyta ma ujrzeć światło dzienne na wiosnę 2012 no i oczywiście wtedy trasa :)

Autor:  mateusz [ Pią Lis 25, 2011 12:43 ]
Temat postu:  Re: Rush

Tak myślałem, że sporo napiszecie, a ja dopiero do domu wróciłem ;)

Yer Blue napisał(a):
Prawdziwy Rush zaczyna sie dla mnie od Caress Of Steel.

Czyli we trójkę mamy z tym zgodność.
Yer Blue napisał(a):
chociaz Passage To Bangkok jest genialny

Pewnie, świetna rzecz !
Piotr, masz wyczucie do podobieństwa w riffach. Czy nie słyszysz tam tego, co ja? Mam oczywiście na myśli riff, który jest strasznie podobny do Indians Anthraxu. Mowa tutaj o momenice m. in. 00:19.
Ja cenię jeszcze bardzo The Twilight Zone. Wspomniałem już o tym, ale powtórzę ;) Dla mnie to niesamowity numer z niespotykanym już później klimatem. Partie wokalne, to już w ogóle klasyka. Te charakterystyczne zwolnienia, zabawa z kanałami (chodzi o podział na prawo i lewo), wyjątkowo wpływają na wyobraźnię. Zresztą całe 2112 jest osadzona w jakiejś aurze niesamowitości.
bialkomat napisał(a):
Natomiast 2112, pomimo że oczywiście wspaniała, to z kolei ciutkę przeceniana. Utarł się niejako taki dogmat, że to najlepsze i najbardziej klasyczne dokonanie Rush (no może obok Moving Pictures), więc ja chyba tak nieco z przekory się przeciwko takim sloganom buntuję ;)

Ciężko zgodzić mi się z tym, że przeceniana, bo jednak trudno znaleźć w dokonaniach Rush płytę, która jej dorówna.
Nie posiłkowałem się też nigdy opiniami dotyczącymi poszczególnych albumów, ale w życiu bym nie powiedział, że 2112 można postawić obok Moving Pictures. Prędzej obok Permanent Waves, choć to już i tak nie ta liga, zarówno w przykładzie wymienionym przez Ciebie, jak i przeze mnie (uciekłem tym stwierdzeniem od subiektywności... chyba ;) ).
Yer Blue napisał(a):
Od tej płyty zaczyna sie specyficzne, "chłodne" brzmienie zespołu, cos za co bardzo ich cenie.

Długo to nie trwa ;)
Yer Blue napisał(a):
Hemispheres to moj absolutny faworyt. Wszystko jest tu genialne, chociaz drugi Cygnus odrobine gorszy od jedynki, ale nie mogło być inaczej. Najbardziej z tej płyty lubie La Villa Strangiato, obok pierwszego Cygnusa i 2112 najlepsza rzecz w karierze Rush. Kwintesencja stylu Kanadyjczykow.
10/10

Dawno, dawno temu, czytając jakąś encyklopedię rocka, wychwyciłem, że to najlepszy album Rush. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć fenomenu tego krążka. Zastanawiam się nawet czy nie dałem mu zbyt wysokiej oceny.
bialkomat napisał(a):
Hemishperes - tutaj znowu podpisuję się pod YB - to mój faworyt, natomiast La Villa Strangiato to mój number one z całego Rusha! Gdyby UFO przyleciało na Ziemię i chcieliby się dowiedzieć czym jest to cholerne Rush, to puściłbym im właśnie ten jeden kawałek. Przy okazji tej płyty zwróciłbym jeszcze uwagę (poza tytułową suitą) na Circumstances - niby prosty, krótki hardrockowy utwór, ale jakże połamany rytmicznie i porywający! Pomimo krótkiej formy śmiem twierdzić, że to też jest kwintesencja stylu.

Widzę, że jednak tutaj macie pełną zgodność. Nie mam zamiaru tego podważać, bo rozumiem to w pełni. Napisać mogę jedynie (tak prostacko dosyć), że każdy ma inny gust ;)
Przemku, ale Twoja wypowiedź odnośnie UFO, to dla mnie klasyk ! Lubię taki sposób przedstawiania muzyki. Świadczy to o pewnych emocjach związanych z postrzeganiem muzyki. Duży plus!
bialkomat napisał(a):
Farewell To Kings to kolejna świetna płyta. Mateusz był łaskaw ją troszeczkę sponiewierać, a nie mogę się z tym zgodzić. Fakt że solą tego albumu są zaledwie 2 wspomniane przez Was utwory (w sumie z 6-u), tyle że te dwa utwory to aż jakieś 60% całości :)

Wiedziałem, że napiszesz coś w tym stylu ;)
Muszę się zgodzić z tym, że to silny argument, ale...
Ale sądzę, że zespół się mało przyłożył. Może to brzmieć kontrowersyjnie, jednak związane jest to z subiektywnym postrzeganiem muzyki.
Umówmy się, że 2112 był sukcesem, ok? O ile dłuższe momenty na Farewell To Kings są świetne, tak reszta jest "zaniedbana". Odnoszę wrażenie, że taki styl kompozycji, który został zaprezentowany na poprzednim albumie stał się, że tak to nazwę "receptą na sukces". Uważam, że to mało "szczery" album. Powiedzmy, że dobrą analogią będzie zestawienie Back In Black i For Those About To Rock AC/DC. O ! ;)
Yer Blue napisał(a):
Permanent Waves to jak dla mnie poprawny album, ale troche zbyt bezpieczny kompozytorsko. Spłycony. Brzmienie tez juz nie to. Utwory bardzo przyjemne ale rzadko tej płyty słucham. Wg mnie ciut przereklamowana płyta
7/10

Dla mnie właśnie bomba ! W zasadzie i tak wysoko go oceniłeś. Twoje uzasadnienie trzyma się też kupy, ale ja właśnie odbieram to jako plus. Pogodziłem się z tym, że Rush zmierza w kierunku "katastrofalnym", bo jednak dało się to wyczuć, ale dla mnie to zajebiście klasyczny album, który stanowi nawet w pewnym stopniu kwintesencję ich twórczości. Tak odważnie podejdę do sprawy ;)
Wydaje mi się też, że to ostatni, bardzo wartościowy album, który posiada jeszcze charakterystyczny dla tego zespołu klimat.
Yer Blue napisał(a):
Moving Waves to kontynuacja poprzednika, chociaz płyta bardziej dopracowana i ma lepsze kompozycje. Osobiscie ubostwiam druga strone a Camera Eye to utwor, ktory mnie do tego zespołu przyciagnał kiedys dawno dawno temu.
8,5/10

Z tym się w życiu nie zgodzę ;) Oprócz tego, że Camera Eye to świetny utwór. Tego nie można negować absolutnie.
bialkomat napisał(a):
Permanent Waves i Moving Pictures to dla mnie takie siostrzane płyty. Z jednej strony poziom ciągle wysoki, ale coraz bardziej zaczyna pachnieć radiem (nomen omen ;))

Tak, to jest coś o czym wspomniałem wyżej właśnie. W ich muzyce jest to bardzo wyczuwalne. Sądzę jednak, że Moving Pictures świadczy o tym dobitniej.
bialkomat napisał(a):
Nie można też zapominać o klasycznym już instrumentalu YYZ, którego grywałem sobie kiedyś na perce (mam podkład w wersji drumless ;)

Zajebisty kawałek. Śmiem twierdzić, że to czysty jazz!
Swoją drogą, proszę o ten podkład na bębnach :D
bialkomat napisał(a):
Tak jak pisałem wcześniej Moving Pictures powszechnie uchodzi za najlepszy album, moim zdaniem jednak nie do końca słusznie.

W życiu bym nie powiedział.
Wspomniałem na początku, że nigdy nie posiłkowałem się innymi opiniami na temat Rush. Przeczytałem jedynie pewne informacje, gdzie zdarzyło się, że któryś album był faworyzowany, ale to norma.
Pierwszy raz w życiu debatuję na temat Rush i poznaję opinie ludzi, których znam, czyli oczywiście Was. Dlatego też nie słyszałem nigdy, że Moving Pictures może być uznawany za najlepsze dokonanie Rush. Według mnie to duże nadużycie. Chyba, że ja nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu tej płyty.
Yer Blue napisał(a):
Na plus zaskozyła mnie jedynie płyta Vapor Trails bo była bardzo cieżka, chyba ich najciezszy album. Zaskoczyli brzmieniem ale ogolnie żadna tam rewelacja, czasy sa inne.

Uważam, że każdy album tej zacnej grupy jest wyprodukowany świetnie. Choć ja na pewnych produkcjach dostrzegam pewną manierę, która mnie drażni. To dosyć abstrakcyjne odczucie, ale wywołuje u mnie wrażenie, że przez taki sposób rejestracji instrumentów, każdy ich album (od lat 90 powiedzmy) brzmi podobnie.
Yer Blue napisał(a):
Zawsze wkurza mnie gloryfikowanie Counterparts - płyta obdarta z jakiejkolwiek oryginalnosci i charakterystycznego dla zespołu stylu w latach 75-81. Ot, takie tam piosenki

Coś w tym jest. Sam oceniłem ją dosyć surowo, choć patrząc na wcześniejsze dokonania (od pewnego momentu), to była to jednak jakaś zmiana na lepsze i nadzieja na to, że może być lepiej;)
bialkomat napisał(a):
Z dużą niecierpliwością czekam także na zapowiadane już od bardzo dawna najnowsze dzieło - Clockwork Angels. Singiel wydany już spory czas temu (w 2010 roku) jest całkiem obiecujący

Singla nie słuchałem właśnie jeszcze, ale nadrobię to.
bialkomat napisał(a):
a poza tym ma być znowu suita :!:

W końcu!
bialkomat napisał(a):
no i oczywiście wtedy trasa :)

Bardzo bym chciał Rush na żywca zobaczyć. Nie mam jakiegoś ogromnego ciśnienia, ale jednak. Nawet ze względów historycznych :)

Autor:  bialkomat [ Pią Lis 25, 2011 13:17 ]
Temat postu:  Re: Rush

Mmm jak ja lubię takie solidne konkretne posty i jak jest o czym pisać! :D
mateusz napisał(a):
Piotr, masz wyczucie do podobieństwa w riffach. Czy nie słyszysz tam tego, co ja? Mam oczywiście na myśli riff, który jest strasznie podobny do Indians Anthraxu. Mowa tutaj o momenice m. in. 00:19.

Coś w tym jest ;)
Cytuj:
Ja cenię jeszcze bardzo The Twilight Zone. Wspomniałem już o tym, ale powtórzę ;) Dla mnie to niesamowity numer z niespotykanym już później klimatem. Partie wokalne, to już w ogóle klasyka. Te charakterystyczne zwolnienia, zabawa z kanałami (chodzi o podział na prawo i lewo), wyjątkowo wpływają na wyobraźnię.

No ładny jest, nie da się ukryć :)
Cytuj:
Ciężko zgodzić mi się z tym, że przeceniana, bo jednak trudno znaleźć w dokonaniach Rush płytę, która jej dorówna.

No ja znajduję ;)
Cytuj:
Ale sądzę, że zespół się mało przyłożył. Może to brzmieć kontrowersyjnie, jednak związane jest to z subiektywnym postrzeganiem muzyki.
Umówmy się, że 2112 był sukcesem, ok? O ile dłuższe momenty na Farewell To Kings są świetne, tak reszta jest "zaniedbana". Odnoszę wrażenie, że taki styl kompozycji, który został zaprezentowany na poprzednim albumie stał się, że tak to nazwę "receptą na sukces".

Uczciwie trzeba jednak jeszcze pamiętać, że poza dwoma kluczowymi utworami, znajduje się tutaj jeszcze Closer To The Heart, który jest przecież jednym z ich największych hiciorów! Okey, dla nas może być tylko zwykłym wypełniaczem, ale to jednak jest wielki przebój tego zespołu!
Cytuj:
W życiu bym nie powiedział.
Wspomniałem na początku, że nigdy nie posiłkowałem się innymi opiniami na temat Rush. Przeczytałem jedynie pewne informacje, gdzie zdarzyło się, że któryś album był faworyzowany, ale to norma.
Pierwszy raz w życiu debatuję na temat Rush i poznaję opinie ludzi, których znam, czyli oczywiście Was. Dlatego też nie słyszałem nigdy, że Moving Pictures może być uznawany za najlepsze dokonanie Rush.

Jest jest...
Jeśli prześledzisz sobie wszelkie rankingi, zestawienia, statystki, opinie itp. to prawie zawsze właśnie ten album jest na szczycie. Także nie do końca rozumiem skąd ten fenomen i co stoi za tak ogromnym sukcesem tej płyty. Może to, że zespołowi udało się tutaj dokonać pewnej zgrabnej syntezy i połączyć bardziej już przebojowe granie z ciągle jednak technicznym, progresywnym i zdecydowanie rockowym sznytem?...
2112 oczywiście też jest uwielbiana i bardzo wysoko cenionia, ale osobiście zauważyłem, że najczęściej wśród fanów, którzy na co dzień siedzą w hardrocku/metalu. Tak samo jak Hemispheres jest uwielbiana przez maniaków proga, bo co by nie mówić jest to chyba najbardziej progresywna płyta Kanadyjczyków.

EDIT:
Cytuj:
Zajebisty kawałek. Śmiem twierdzić, że to czysty jazz!
Swoją drogą, proszę o ten podkład na bębnach :D

Ale ja pisałem, że mam właśnie podkład bez bębnów, do którego grywałem sobie swoje partie ;)
Acha, i moja ulubiona ciekawostka - główny motyw to oczywiście swoiste odegranie alfabetem morse'a liter YYZ. Osobiście uwielbiam przemycanie do muzyki takich smaczków.

Autor:  mateusz [ Pią Lis 25, 2011 14:00 ]
Temat postu:  Re: Rush

bialkomat napisał(a):
Ale ja pisałem, że mam właśnie podkład bez bębnów, do którego grywałem sobie swoje partie ;)

Upsss, sorry. Źle zrozumiałem.
Tak od końca zacząłem, hehe ;)
bialkomat napisał(a):
Coś w tym jest ;)

No, w końcu :D
bialkomat napisał(a):
znajduje się tutaj jeszcze Closer To The Heart, który jest przecież jednym z ich największych hiciorów! Okey, dla nas może być tylko zwykłym wypełniaczem, ale to jednak jest wielki przebój tego zespołu!

Dla mnie z tym utworem jest jak z Run To The Hills Iron Maiden - wielki hit, który nigdy mi się nie podobał, a wręcz irytuje.
Nie jest dla mnie istotne jaki nosi status. Uważam, że to wyjątkowo średni numer, do którego żadna siła mnie nie przekona ;) Oczywiście nie sugeruję, że Ty chcesz mnie przekonać do niego. Sądzę wręcz, że masz podobny stosunek.
bialkomat napisał(a):
Jest jest...
Jeśli prześledzisz sobie wszelkie rankingi, zestawienia, statystki, opinie itp. to prawie zawsze właśnie ten album jest na szczycie.

To w takim razie nie rozumiem ;) Z tego co pamiętam, to chyba mój ojciec lubi ten album bardzo. Muszę go wypytać swoją drogą o to.
bialkomat napisał(a):
Może to, że zespołowi udało się tutaj dokonać pewnej zgrabnej syntezy i połączyć bardziej już przebojowe granie z ciągle jednak technicznym, progresywnym i zdecydowanie rockowym sznytem?...

Heh, o tym samym pomyślałem i wydaje mi się, że to bardzo racjonalne i logiczne wyjaśnienie. Ja jednak zawsze będę się upierał, że poprzedniczka jest lepsza :D
bialkomat napisał(a):
Tak samo jak Hemispheres jest uwielbiana przez maniaków proga, bo co by nie mówić jest to chyba najbardziej progresywna płyta Kanadyjczyków.

Pewnie masz rację. Przyznam się, że jak pierwszy raz usłyszałem ten album, to nawet mnie zniechęcił. Po jakimś czasie wkręciłem się jednak wystarczająco, choć nie jestem do końca przekonany o wartości tego albumu.
bialkomat napisał(a):
Acha, i moja ulubiona ciekawostka - główny motyw to oczywiście swoiste odegranie alfabetem morse'a liter YYZ.

Pamiętam tą ciekawostkę. W temacie o progu pisałeś na bank :)

bialkomat napisał(a):
No ładny jest, nie da się ukryć :)

Szkoda, że grali go chyba tylko na trasie promującej 2112.

A tak jeszcze by było fajnie gdybyście coś o Test For Echo napisali ;) Sądzę, że ten album zasługuje na uwagę. Oczywiste, że to nie to samo co okres 75-81, ale to wartościowa płyta.

EDIT:
Aaaa, z tego co mi wiadomo, to Fly By Night jest też chyba lubianym albumem. Miał nawet swego czasu dobre recenzje. Jakoś średnio mnie przekonuje ta płyta.

Autor:  Yer Blue [ Pią Lis 25, 2011 15:18 ]
Temat postu:  Re: Rush

mateusz napisał(a):
Piotr, masz wyczucie do podobieństwa w riffach. Czy nie słyszysz tam tego, co ja? Mam oczywiście na myśli riff, który jest strasznie podobny do Indians Anthraxu. Mowa tutaj o momenice m. in. 00:19.
Ja cenię jeszcze bardzo The Twilight Zone. Wspomniałem już o tym, ale powtórzę Dla mnie to niesamowity numer z niespotykanym już później klimatem. Partie wokalne, to już w ogóle klasyka. Te charakterystyczne zwolnienia, zabawa z kanałami (chodzi o podział na prawo i lewo), wyjątkowo wpływają na wyobraźnię. Zresztą całe 2112 jest osadzona w jakiejś aurze niesamowitości.


Te riffy sa dośc podobne, ale mi to w ogole nie przeszkadza.
A jesli chodzi o druga strone 2112 to ja ją lubie, to piękne piosenki, tyle, że po Rush oczekuje wiecej, a w kontekscie fenomenalnej suity jak pisałem troche dołuja one całość, obniżają poziom płyty jednak.

Nie wiele jest rzeczy, z ktorymi bym sie nie zgodził z Bialkomatem w temacie Rush, co nawet mnie jakos wielce nie zaskoczyło. Chyba dośc podobnie postrzegamy klasyczny progres po prostu.
I jest coś z tym, że Caress Of Steel bywa traktowana niemnal po macoszemu przez fanów. O dziwo lepsze notowania ma Fly By Night (wystarczy spojrzec na RYM - co by nie mowic dosc miarodajny portal popularnosci płyt). Caress Of Steel śmiało można nazwac najbardziej niedocenionym krążkiem Rush, chociaz do najlepszych dokonan zespołu jeszcze mu dosć daleko.

Mateusz, to jest dość powrzechna opinia, że Moving Pictures jest najbardziej klasycznym krążkiem Rush, taka pozycją dla Rush jak Master dla Mety czy RIP dla Megadeth. Niech przemowi za tym fakt, że na ostatniej trasie z okazji 30-lecia wydania trio grało go w całosci.
Tylko troszke mniejszym pwodzeniem cieszy sie 2112, głównie dlatego ,ze jest mniej przystepny. Popularnosć Hemispheres jest dużo mniejsza, ale juz nie raz spotkałem sie z jej faworyzowaniem, to jest chyba płyta dla bardziej wysmakownach słuchaczy, muzyka dla fanów proga po prostu.
Nawet sie nie dziwie, że tak cenisz Permanent Waves - to jest cholernie chwytliwa płyta i jednoczesnie całkiem rowna. A jej popularnosc mozna ulokowac mały kroczek za dwiema najbardziej klasycznymi pozycjaki Rush.
Tylko nalezy odroznic własną oceny od oceny ogolnej słuchaczy. Nie ma sensu kewstionowac, ktora pozycja jest wyzej ceniona przez fanów, tutaj w ogole nie ma dyskusji, Permanent stoi w cieniu legendy Moving Pictures bezsprzecznie. Co Tobie, Białkowi oraz mi nie przeszkadza wyzej cenic inne płyty Rush.

A co do Test For Echo to lubie na niej tytułowe nagranie, bardzo przyjemna melodia, ale płyta jako całość mnie meczy, chocby nawet same miłe dla ucha melodie były. Rush zawiesiło poprzeczke swoich mozliwosci bardzo wysoko wiec nie ma szans by tacy wizjonerzy wielkich, ambitnych form wykpili sie zbiorem ładnych melodii ;) Od lat oczekuje na poteżna suite w ich stylu i prawde mowiac tylko takie coś jest juz w stanie przyciagnąć mnie do nowej płyty, bo tą ostatnia jak dotąd przyznaje olałem :) Z biegiem lat jestem coraz bardziej wymagający niestety ;)

Tyle napisaliscie, że juz nie wiem do czego mam sie jeszcze odniesc, a przytakiwac do co drugiego zdania Przemka przeciez nie bede ;)

Jedna mysl na koniec. Uważam, że Rush byli ostatnim progreswywnym zespołem, ktory coś wzniosł do stylu. Zwłaszcza w latach 75-78 wypracowali nowe podejscie do wiekszych form, dodajać elementy cieższego grania, ocierajace sie niemal o metal. A od 77 roku stworzyli juz absolutnie niepodrabialny styl dodajac do wszystkiego klawisze, ktore bardzo wzbogaciły brzmienie. Cenie Rush tym bardziej, że własnie w okresie drugiej połowy lat 70-tych prog był totalnie wtorny i wyeksploatowny. A oni dali swiezy powiew. I na dobra sprawe zainicjowali powsanie prog metalu ale za to ich juz az tak nie cenie ;)

Autor:  mateusz [ Pią Lis 25, 2011 15:45 ]
Temat postu:  Re: Rush

Yer Blue napisał(a):
Te riffy sa dośc podobne, ale mi to w ogole nie przeszkadza.

Mnie również ;)
Yer Blue napisał(a):
A jesli chodzi o druga strone 2112 to ja ją lubie, to piękne piosenki, tyle, że po Rush oczekuje wiecej, a w kontekscie fenomenalnej suity jak pisałem troche dołuja one całość, obniżają poziom płyty jednak.

Identyczne odczucie mam przy A Farewell to Kings.
Yer Blue napisał(a):
Caress Of Steel śmiało można nazwac najbardziej niedocenionym krążkiem Rush, chociaz do najlepszych dokonan zespołu jeszcze mu dosć daleko.

Hmm, coś w tym jest i mogę się z tym zgodzić.
Yer Blue napisał(a):
Mateusz, to jest dość powrzechna opinia, że Moving Pictures jest najbardziej klasycznym krążkiem Rush, taka pozycją dla Rush jak Master dla Mety czy RIP dla Megadeth.

Domyślam się. Album dla mnie jest bardzo dobry, ale i tak uważam, że jednak przereklamowany. Tak samo zresztą jak wymieniony przez Ciebie Master Of Puppets.
Yer Blue napisał(a):
Hemispheres jest dużo mniejsza, ale juz nie raz spotkałem sie z jej faworyzowaniem, to jest chyba płyta dla bardziej wysmakownach słuchaczy, muzyka dla fanów proga po prostu.

Tak, nawet sobie podobnie pomyślałem. Pełna zgoda.
Yer Blue napisał(a):
Tylko nalezy odroznic własną oceny od oceny ogolnej słuchaczy. Nie ma sensu kewstionowac, ktora pozycja jest wyzej ceniona przez fanów, tutaj w ogole nie ma dyskusji, Permanent stoi w cieniu legendy Moving Pictures bezsprzecznie.

Oczywiście, ale ja nie kwestionuje jej statusu ;) Wyraziłem tylko zdziwienie.
Yer Blue napisał(a):
Rush zawiesiło poprzeczke swoich mozliwosci bardzo wysoko wiec nie ma szans by tacy wizjonerzy wielkich, ambitnych form wykpili sie zbiorem ładnych melodii ;)

Jak najbardziej, choć ja podchodzę inaczej do tej płyty. Pogodziłem się już dawno, że Rush gra, co gra obecnie, ale na tle tego wszystkiego to TFE wypada super.

Autor:  bialkomat [ Pią Lis 25, 2011 16:31 ]
Temat postu:  Re: Rush

mateusz napisał(a):
Dla mnie z tym utworem jest jak z Run To The Hills Iron Maiden - wielki hit, który nigdy mi się nie podobał, a wręcz irytuje.
Nie jest dla mnie istotne jaki nosi status. Uważam, że to wyjątkowo średni numer, do którego żadna siła mnie nie przekona ;) Oczywiście nie sugeruję, że Ty chcesz mnie przekonać do niego. Sądzę wręcz, że masz podobny stosunek.

Tak, chciałem tylko zwrócić uwagę, że obiektywnie rzecz ujmując nie samym Cygnusem i Xanadu ta płyta stoi i że o jej jakości i popularności mogą też świadczyć inne utwory (choć oczywiście nie do końca musimy się z tym zgadzać). A tak na marginesie z Run To The Hills mam to samo ;)
Cytuj:
A tak jeszcze by było fajnie gdybyście coś o Test For Echo napisali ;) Sądzę, że ten album zasługuje na uwagę. Oczywiste, że to nie to samo co okres 75-81, ale to wartościowa płyta.

Skoro już jesteśmy przy wszelkiego rodzaju rankingach popularności, to przyznam szczerze, że tę płytę często widziałem zupełnie na samiutkim dole wszystkich wydawnictw Rush. I trochę się temu dziwię. Osobiście nie powiem, żeby ta płyta była jakimś wielkim osiągnięciem tego zespołu, ale nawet całkiem przyjemnie się jej słucha i na pewno wolę ją bardziej niż jakieś Roll The Bonesy, Hold Your Fajery czy inne Power Windowsy. A z tym Twoim ulubionym utworem to mnie nieźle zaskoczyłeś ;)
Cytuj:
Aaaa, z tego co mi wiadomo, to Fly By Night jest też chyba lubianym albumem. Miał nawet swego czasu dobre recenzje. Jakoś średnio mnie przekonuje ta płyta.

Wydaje mi się, że wśród większości fanów jest raczej średniakiem.
Yer Blue napisał(a):
Od lat oczekuje na poteżna suite w ich stylu i prawde mowiac tylko takie coś jest juz w stanie przyciagnąć mnie do nowej płyty, bo tą ostatnia jak dotąd przyznaje olałem :)

A ja bym Cię jednak zachęcił do spróbowania S&A. To naprawdę całkiem przyzwoita płyta (jak na współczesny Rush), chociaż oczywiście ameryki nie odkrywa.

Autor:  mateusz [ Pią Lis 25, 2011 23:27 ]
Temat postu:  Re: Rush

bialkomat napisał(a):
Tak, chciałem tylko zwrócić uwagę, że obiektywnie rzecz ujmując nie samym Cygnusem i Xanadu ta płyta stoi i że o jej jakości i popularności mogą też świadczyć inne utwory (choć oczywiście nie do końca musimy się z tym zgadzać).

Tak, tak, ja wiem ;)
bialkomat napisał(a):
A z tym Twoim ulubionym utworem to mnie nieźle zaskoczyłeś ;)

Wydaje mi się, że stoi u mnie na równi z The Spirit Of Radio (dla mnie ma świetny tekst). Tak to uściślę :)
bialkomat napisał(a):
Wydaje mi się, że wśród większości fanów jest raczej średniakiem.

A więc słusznie. Bo już myślałem, że mogłem jej nie docenić ;)
bialkomat napisał(a):
A ja bym Cię jednak zachęcił do spróbowania S&A. To naprawdę całkiem przyzwoita płyta (jak na współczesny Rush), chociaż oczywiście ameryki nie odkrywa.

O ile mi wiadomo, to wyszła nawet koncertówka, gdzie odegrali cały S&A. Ja jednak mam opory żeby kolejne podejście do tego albumu zrobić. Muszę się przemóc ;)

Autor:  bialkomat [ Sob Lis 26, 2011 11:09 ]
Temat postu:  Re: Rush

Cytuj:
O ile mi wiadomo, to wyszła nawet koncertówka, gdzie odegrali cały S&A.

No nie zupełnie cały. Masz pewnie na myśli Snakes & Arrows Live, tyle że zostało tutaj zawartych 9 z 13-u utworów z S&A, co oczywiście i tak jest sporo. Widać, że musieli bardzo intensywnie promować tę płytę na trasie.
A wracając jeszcze do Test For Echo, to jest ona najniżej z wszystkich płyt oceniana m.in na wspomnianym wcześniej RYM oraz na ProgArchives :roll: Trochę niezasłużenie nisetety.
Tak więc należysz do dość rzadkiej i osobliwej grupy miłośników tego albumu :) Ale to dobrze! :)

Autor:  mateusz [ Sob Lis 26, 2011 11:29 ]
Temat postu:  Re: Rush

bialkomat napisał(a):
Masz pewnie na myśli Snakes & Arrows Live, tyle że zostało tutaj zawartych 9 z 13-u utworów z S&A, co oczywiście i tak jest sporo.

Mój błąd. Po nazwie wywnioskowałem i myślałem, że jednak cały album został odegrany. Choć faktycznie i tak sporo zagrali.
bialkomat napisał(a):
A wracając jeszcze do Test For Echo, to jest ona najniżej z wszystkich płyt oceniana m.in na wspomnianym wcześniej RYM oraz na ProgArchives :roll: Trochę niezasłużenie nisetety.
Tak więc należysz do dość rzadkiej i osobliwej grupy miłośników tego albumu :) Ale to dobrze! :)

No proszę. W życiu bym nie pomyślał :)

Autor:  bialkomat [ Sob Gru 03, 2011 13:08 ]
Temat postu:  Re: Rush

Kto zagłosował na Moving Pictures? :)
Może on/ona nam wyjaśni fenomen tego albumu? ;)

Autor:  mateusz [ Sob Gru 03, 2011 14:40 ]
Temat postu:  Re: Rush

Hehehe, no też jestem ciekawy ;)
Postaram się jutro napisać coś o S&A, bo się osłuchałem konkretniej :)

Autor:  Żułek [ Sob Gru 03, 2011 17:01 ]
Temat postu:  Re: Rush

bialkomat napisał(a):
Kto zagłosował na Moving Pictures? :)
Może on/ona nam wyjaśni fenomen tego albumu? ;)


zgadnij ;)

Autor:  bialkomat [ Sob Gru 03, 2011 20:56 ]
Temat postu:  Re: Rush

Eeee, jak sie słyszało 4 albumy to taki głos się nie liczy ;)

Autor:  mateusz [ Wto Gru 06, 2011 17:20 ]
Temat postu:  Re: Rush

Miałem napisać coś o S&A.
Na początku nie dawałem mu większych szans, ale warto było do niego powrócić kilkakrotnie.
Przede wszystkim, to chyba najcięższy krążek Rush. Cały album perfekcyjny nie jest, ale znalazło się na nim kilka smaczków, które warto sobie przyswoić.

Pozwolę sobie na krótkie podsumowanie poszczególnych utworów:

*Far Cry - treściwy, żywiołowy i dosyć ostry opener. Na pewno nie zachwyca, ale jest to jednak kawałek solidnego grania, które może się podobać. 6/10
*Armor And Sword - wydaje mi się nieco za długi, ale zawiera świetne melodie (zwłaszcza w refrenie). 7/10
*Workin' Them Angels - uważam go za jeden z najnudniejszych na płycie. Dla mnie sprawia wrażenie takiego... skomercjalizowanego. To stwierdzenie można jednak zastosować w odniesieniu do całego albumu. 3/10
*The Larger Bowl - kolejna porcja nudy, okraszona fatalnym melodiami z akustyka. Taka "piosenka przedszkolna". Na myśl przychodzi mi nawet muzyka country. Omijam z daleka ten numer. Nie warto tracić na niego czasu. 4/10
*Spindrift - chyba najmroczniejszy z całego LP, ale uczucie nudy nie daje o sobie zapomnieć. Sam wstęp zwiastuje mało udany kawałek. W każdym razie nie jest tak źle, jak przy dwóch poprzednich. 5/10
*The Main Monkey Business - tutaj już zdecydowanie lepiej, ale wciąż czegoś brakuje. Solidny instrumental, ale nic poza tym. 6/10
*The Way The Wind Blows - mój zdecydowany faworyt, choć muszę przyznać, że przypomina mi twórczość Iron Maiden (zwłaszcza w refrenie i momentach poprzedzających). Pomimo tego, to jednak najjaśniejszy punkt tej płyty. Pierwszy utwór, który w ogóle nie dłuży mi się na tym albumie. 9/10
*Hope - przerywnik, którego by mogło nie być. Nie podlega ocenie.
*Faithless - ponownie udana kompozycja, która wyróżnia się na tle pozostałych. W zasadzie brak nudnych momentów. Zaliczam go do udanych kawałków na S&A. 7/10
*Bravest Face - przyznam, że końcówka tej płyty robi wrażenie. Tak właśnie jest w przypadku Bravest Face. W pewnych momentach stonowany, ale kiedy trzeba wybuchnąć, to tak się właśnie dzieje. W tym utworze panuje naprawdę świetny klimat. Zagrywki akustyczne w ogóle mnie tutaj nie drażnią. Są wpasowane wyśmienicie w konstrukcję utworu. 8/10

Skoro jestem już przy tych akustycznych momentach...
Uważam, że na płycie jest tego zbyt wiele, przez co zlewa się ona niesamowicie. Według mnie, to ogromny minus tego albumu. Słuchanie go, potrafi czasem zmęczyć, dlatego pewnie za pierwszymi przesłuchaniami nie mogłem się przełamać.

*Good News First - wszystko OK, oprócz fatalnego refrenu, który psuje cały specyficzny charakter tego utworu. 7/10
*Malignant Narcissism - kolejny przerywnik.
*We Hold On - spodziewałem się na koniec mocniejszego akcentu. Trochę się zawiodłem tym kawałkiem. Kolejny song przyjazny radiu. Do tego te irytujące "How many times...", wrrr. 4/10

Końcowa ocena 6/10

Autor:  bialkomat [ Czw Gru 08, 2011 20:46 ]
Temat postu:  Re: Rush

Wprawdzie widzę, że nie piałeś z zachwytu (i co by nie mówić słusznie), no ale summa summarum końcowa nota wyszła i tak całkiem solidna. Skoro stawiasz tę płytę na równi z Hemispheres, Caress Of Steel czy Counterparts, to nie jest z nią tak źle ;)
Co do ciężkości płyty, to wydaje mi się że Vapor Trails jest jednak cięższa (i jednocześnie najcięższa), a te wszystkie akustyczne momenty, o których pisałeś odbieram na plus, bo to one m.in. czynią ten album bardziej urozmaicony, ciekawszy z większą ilością przestrzeni i powietrza. Z kolei właśnie Vapor Trails jawi mi się jako taki niespełna 70-minutowy kloc, ciężki do przebrnięcia ;)
Cytuj:
*Malignant Narcissism - kolejny przerywnik.

A moim zdaniem bardzo fajny przerywnik. Zwięzły bo zwięzły, krótki bo krótki, ale bardzo fajny, i na pewno dużo ciekawszy niż niejeden utwór na tej (i na innych) płycie.

Strona 1 z 5 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/