Za każdym razem, kiedy wracam do "Spreading the disease" nie potrafię się nadziwić jaka to jest dobra płyta. Zaczyna się niepozornie, za "AIR" nigdy jakoś nie szalałem, ale jest całkiem ok. Następny "Lone justice" to dla mnie szary koniec wszystkich kawałków zaśpiewanych przez Belladonnę. Natomiast od "Madhouse" zaczyna się dziać coś świetnego już do samego końca. Do samego "Madhouse" mam sentyment, bo to pierwszy kawałek Wąglika, który u mnie zaskoczył. "Stand or fall" ze swoim orientalnym intro również wypada bardzo dobrze. "The enemy" należy do wolniejszych, ale ma ten utwór klimat. Bardzo podoba mi się jak Joey go śpiewa, tak jakoś spokojnie, na luzie. Rozpędzony "Aftershock" to kawał czadu. "Armed & dangerous" ma świetny balladowy wstęp a szybsza część utworu również wypada świetnie. Uwielbiam wykonanie tego kawałka z "nisefukinvidio", nie często widzę zespół, który tak dobrze bawi się na scenie jak Anthrax, szczególnie w starych czasach. "Medusa" na początku mnie zaskoczyła, bo to czysty heavy metalowy kawałek, ale teraz nie potrafię uwolnić się od jego melodyjności. No i "Gung-Ho" - rewelacja. Uwielbiam też wersję z Bushem. Ostry, świetny numer, ale z Anthraxowym jajcem na końcu. Uwielbiam też chórki na tym albumie. Nie idzie się nie dołączyć podczas takiego "Hej! Hej! Hej!" z "Aftershock"
Jedyne co mnie boli na tym albumie, to jego brzmienie. Taki wydany rok wcześniej "Ride the lightning" brzmi o niebo lepiej. Ale widocznie nie można mieć wszystkiego. Tak, czy inaczej "Spreading the disease" mocno podskoczył w moim rankingu, wyprzedzając o włos "Among the living"
http://youtu.be/lHR3d4AifLo Nie mogłem się powstrzymać
EDIT:
Jest już udostępniony drugi cover z nadchodzącej EPki, tym razem T.N.T, wiadomo kogo
Joey daje radę!
http://youtu.be/lAyYEBgmXvM