Przemku, ciesze sie bardzo, że sie sie ze mna zgadzasz, jednak z drugiej strony nie rozumiem Twojego wycofania. Ok, z początku tez machnąłem ręka na niektóre opinie, były dość zniechęcajace, poza tym tez nie mam juz chyba ochoty na jakies długie dysputy, ale jednak musiałem jakoś na to zareagować. Chyba najbardziej zbesztanie Phisicala mnie rozwaliło i tak naprawde najbardziej mi zalezy na Twojej opinni o tym arcydziele. Ostatecznie przepytam Cie w Pradze
Ciekawy jestem tez co sądzisz o In Through the Out Door, płycie moim zdaniem potwornie niedocenionej. Choć jak psałem bardzo nie równej i na pewno ustąpującej klasycznym dokonaniom Zepa. Tutaj sam moze mam troche kontrowersyjna opinie bo z reguły tej płyty sie nie lubi.
Mateusz, pisz bez oporów, jak słusznie mówisz róznice tylko rozwijaja dyskusje.
mateusz napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
isanie coś złego na temat Since I've Been Loving You to znowu kategoria wysokiego ryzyka
Rozumiem, że się może podobać itd. Nie kwestionuję jakoś szczególnie wartości tego kawałka, ale ja nie przepadam za taką formą utworów. Dla mnie to nuda i nic poza tym. To samo tyczy się reszty kawałków, które wydają mi się właśnie takie, i o których wspomniałem. Zeppelini nie są dla mnie jakąś wielką kapelą. Uważam, że Black Sabbath w tamtym okresie nagrywało rzeczy o niebo lepsze (tak, wiem, że nieco inne).
Dodam jeszcze, że nie rozumiem zachwytów nad wykonaniem Stairway To Heaven z Earls Court (chyba o to chodzi). Te przeciągane solo psuje urok tej niesamowitej kompozycji. Do tego dochodzi wątpliwa forma Planta. Kiedyś miałem jakiś bootleg (chyba z 1971), gdzie odegrali STH wzorowo. Wszystkie inne wersje poza oryginałem i wyżej wspomnianą uważam za kiepskie i rujnujące klimat tego utworu.
Ja to nigdy nie słyszałem prawidłowo wykonanej wersji Schodów na zywo. Nawet na klasycznym The Song Remains The Same jest odbębniona na odwal sie. Natomiast co do koncertów Sterowca od 75 roku w górę to sie prawie ich nie tykam, uważam, że kompletnie zatracili koncertowa magie: Page popełnia mnostwo fałszów w grze (na pewno wpływ miały na to narkotyki, w tym heroina) i w ogole jest za bardzo nonszalancki, a Plant potwornie skrzeczy, i o ile na płytach jeszcze dawał rade to juz na żywo jego głos sie sypał. Chyba tez przez narkotyki. Np. takiego Earls Court nie moge słuchac bo mnie zęby bolą.
Co innego koncertowe wcielenie Zeppelina w latach 69-73. Wg mnie byli wtedy najlepszych koncertowym zespołem świata. Potrafili tak zmieniac wersje studyjne, że czasem az trudno było je rozpoznać, przewaznie bardzo wydłużali utwory. Jesli chodzi o półgodzinne Dazed And Confused to jest on dla mnie absolutnym szczytem wyobraźni i wyrobienia w ujęciu utworu na zywo, a The Song Remains The same to moja ulubiona koncertowka ever i troche dziwi mnie, że uważa sie, że Led Zep mieli akurat wtedy słabe dni (utwory sa wybrane z 3 koncertow). Przy czym koncert jak dla mnie kończy sie na Dazed And Confused, no ale to prawie 1,5 godziny magii. W tym 73 roku moze troche stracili na spontanicznosci z lat 69-70, ale ich koncerty były jednak bardziej dopracowane, dojrzałe.
mateusz napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Mateusz znajac jako tako Twoj gust, nie rozumiem jak moze Cie odrzucać od Custard Pie, Rover, Wanton Song i Sick Again? Przeciez to są cieżkie torpedy. Z kolei Houses Of The Holy (nie myslic z płyta) i Night Flight nawiązuja prostotą do Living Loving Mad dosc wyraźnie, więc tez nie rozumiem, że je tak skreślasz.
Spokojnie, nie oceniaj przedwcześnie
The Rover jest świetny, Night Flight również. The Wanton Song uważam za kopie Immigrant Song, ha. Z PG lubię jeszcze Trempled i oczywiście piękny Kashmir. Reszta nie wzbudza we mnie większych emocji. Przykro mi
.
No to jest jednak znacznie lepiej od tego co pisałes wczesniej, bo wydaje mi sie, że był Kashmir a cała reszta nudna czy jakos tak
Wanton jest dosc podobny do Immigrant Song (kurde nawet tytuł
), ma podobna motorykę, ale jednak melodycznie jest zupełnie inny, ma bardziej wygladadzony refren.
O, a ja akurat za Trempled nie szaleje. Lubie i nic poza tym, wole wszystkie inne na PG.