No cóż, chyba pora napisać jakiś poważniejszy post w tym temacie. Krótko postaram się opisać i ocenić twórczość tego zespołu.
Slipknot, czyli pierwszy album, wprost uderza w mordę agresją i nienawiścią. Pomijając intro, pierwsze 5 kawałków to w zasadzie
hity. Do tego dochodzi Purity i moje ulubione Liberate i na tym w zasadzie ten album mógłby się dla mnie kończyć. Połowa płyty do wyrzucenia, szkoda. 6/10
Iowa, przez wielu uznawana za najlepszą, mnie ciężko określić. Dla mnie przede wszystkim Disasterpiece wiedzie tu prym, co za kawałek! Podobnie jak w przypadku debiutu wyrzuciłbym kilka kawałków; My Plague, Gently, The Shape, Skin Ticket, New abortion i Metabolic. Nie nazwałbym ich zapychaczami, po prostu mi się nie podobają. Bardzo lubię klimatyczny tytułowy, 15 minut lekkiego odlotu. Left Behind to taka zapowiedź tego, co przyjdzie na następnym albumie. 6/10
Tu w sumie kończy się dla mnie
stary Slipknot i zaczyna się
nowy. Mam tu na myśli to, że po te albumy sięgam wtedy, gdy jestem po prostu wkurwiony albo chcę się nakręcić. Oceny takie same, mimo iż więcej wyrzuciłbym z debiutu, ponieważ pojedyncze kawałki, które zostały na pierwszej płycie są w mojej ocenie lepsze.
Vol. 3: (The Subliminal Verses), album wyprodukowany przez Ricka Rubina, którego Corey potem mocno krytykował. Ten krążek to taka sinusoida hitów i starego, wkurwionego Slipknota. Trzyma poziom od początku do końca, chociaż szczerze mówiąc trochę męczy mnie wielość utworów, które nadają się na single. Intro i outro to dla mnie coś niesamowitego, wreszcie rozwinęli koncept z rozpoczęciem albumów i fajnie zwęzili z zakończeniem. The Nameless to dla mnie numer jeden na tym albumie, nie wiem czy nie numer jeden tego zespołu. 7,5/10
All Hope Is Gone , przez wielu mocno krytykowana. No cóż, album sam w sobie nie jest zły, po prostu nic nie wnosi do ich dyskografii, słychać spore naleciałości Stone Sour. Tytułowy to typowa zrzynka z P=S. Psychosocial to kawałek, którego fajnie się słucha, ale nie niesie za sobą żadnej wartości. Cały album jest dobry, ale jednocześnie nijaki. Jeśli coś się tu wybija, to moim zdaniem Gematria i Sulfur, szczególnie lubię riff przy zwrotkach z tego drugiego. 5/10
No i na koniec
.5: The Gray Chapter, czyli taka wisienka na torcie. Jak dla mnie świetnie wyważony
stary Slipknot, w którego wepchnięto melodyjność
nowego Slipknota. Patenty, z których korzystali wcześniej wykorzystali na zupełnie inne sposoby, co się chwali. Ten album sprawił, że przekonałem się do ich muzyki. Naprawdę ciężko mi tu wybrać najlepszy kawałek. Warto wspomnieć o świetnym teledysku do The Devil in I. 8/10
Warto nadmienić bardzo dobry album koncertowy, chociaż osobiście o wiele bardziej lubię koncert z Download wydany na Antennas to Hell.
Odpowiadając, już bardziej zbiorczo na falę krytyki, pomijając oczywiście zupełnie nic nie wnoszące i bezsensowne posty typu "shitknot" i jednozdaniowe recenzje powiem tylko, że nigdy nie skrytykowałem jakiegokolwiek wykonawcy czy zespołu na podstawie jednej czy dwóch piosenek, a zarzut o pajacowanie i wizerunek wywołał u mnie ironiczny uśmieszek pod nosem biorąc pod uwagę, że są tu fani Burzum, Behemotha czy Ghost B.C. Najzabawniejsze jest to, że prawie nic nie koncentrowało się na najważniejszym - muzyce, co samo w sobie jest i trochę żałosne i śmieszne.