Cytuj:
Właśnie sobie słucham tego i jakoś mnie nie powala. Brzmienie całkiem przyjemne ale wokal mocno średni
mam nadzieję, że opisujesz "Refuge denied"? bo wokal na ITMB jest niesamowity!!!
pozwolicie koledzy, że Wam cosik tu wrzucę
Sanctuary - Refuge DeniedWydawca: CBS/Epic Records, 1988
Utwory: Battle Angels, Termination Force, Die for My Sins, Soldiers of Steel, Sanctuary, White Rabbit, Ascension to Destiny, The Third War , Veil of Disguise
Skład zespołu: Warrel Dane – vocals, Lenny Rutledge – guitars, Sean Blosl – guitars, Jim Sheppard – bass, Dave Budbill – drums
Kto dziś pamięta Sanctuary? Garstka gorliwych fanów, wielbicieli muzyki metalowej lat 80-tych... Z łezką w oku załącza się zapomniane krążki i powraca do tych zakurzonych już nagrań. A warto przypomnieć sobie, jaka muzyka królowała w „złotej dekadzie heavy metalu”. Przeglądając kilka encyklopedycznych notek na temat Sanctuary spotkałem się ze stwierdzeniem, jakoby debiut Warrela i spółki mocno osadzony był w stylistyce Megadeth. Nic bardziej błędnego. Owszem, brzmienie samego krążka (a zwłaszcza sekcji rytmicznej) mogło kojarzyć się nieco z „Peace Sells, But Who’s Buying?”, ale należy przypomnieć, że producentem płyty Sanctuary był sam Dave Mustaine – co wiele tłumaczy. Nikogo nie powinno dziwić, iż na debiutanckim albumie grupy znalazły się pewne śladowe ilości elementów charakterystycznych dla wczesnych nagrań Megadeth, takie jak: dynamiczne, agresywne, zadziorne i miejscami połamane riffy. Możemy je znaleźć uważnie wsłuchując się w takie kompozycje jak „Termination Force” czy „The Third War”. Poza tym oba wspomniane albumy znacznie różnią się od siebie, wszak obie formacje prezentowały odmienną muzykę. Już otwierający album „Battle Angels”, utrzymany w średnim tempie, z bardzo wysoko śpiewanym refrenem, wyraźnie przywodził na myśl judasowską stylistykę. To samo można było powiedzieć o „Ascension To Destiny” czy choćby „Die For My Sins”. Z pewnością ważnym aspektem muzyki Sanctuary, nie tylko na debiucie, były ciekawe, ostre, urozmaicone partie gitarowe duetu Sean Blosl - Lenny Rutledge, mocne riffy, bardzo udane solówki. Niczego nie można było zarzucić mocnej sekcji rytmicznej w osobach: Jima Shepparda (bas) i Dave’a Budbilla (perkusja). Ale na szczególną uwagę zasługiwał wyborny, ekspresyjny, chwilami drapieżny śpiew szczupłego blondyna o nazwisku Dane. W partiach wokalnych Warrel wyraźnie zbliżał się do maniery Roba Halforda, a w „Termination Force” chwilami nawet do Kinga Diamonda, zwłaszcza w wysokich rejestrach. Warrel często śpiewał niemalże drżącym głosem, co maniaków death i black metalu dziś może trochę śmieszyć.
Na debiucie Sanctuary znalazły się utwory, w których grupa spróbowała zdefiniować własny, niepowtarzalny styl. Jako przykład mógł posłużyć szybki „Die For My Sins” z ciągłymi zmianami tempa, pięknymi solówkami, bardzo dobrym riffem, doskonałymi partiami wokalnymi, zarówno wysokimi, jak i stonowanymi, świetną pracą sekcji. Z kolei „Soldiers Of Steel” z wolnym wręcz balladowym, tajemniczym wstępem z przejmującym wokalem, co chwilę zmieniał się z ostrego w klimatyczny numer. W podobnym nastroju utrzymany został ostatni numer na płycie „Veil Of Disguise”, w którym po balladowym początku oferował zwłaszcza wspaniały dialog wokalny (wysokie i niskie partie Warrela), a w końcówce przeistaczał się w niemalże huragan. Kompozycja ta utrzymana była trochę w stylu starego Queensryche. Wspaniałą zmianę nastrojów oferował „Sanctuary”. Warto jeszcze zaznaczyć, iż na krążku znalazł się tajemniczy cover utworu “White Rabbit” grupy Jefferson Airplane. Solówkę (intro) w tej kompozycji zagrał sam Dave Mustaine.
Reasumując, otrzymaliśmy bardzo udany debiutancki album jednej z najważniejszych formacji power metalowych lat 80-tych. Sanctuary obok Metal Church, Anvil, Liege Lord utworzyło całkiem dużą scenę muzyki nazywanej wówczas lżejszym thrash metalem. Rzeczywiście proponowana przez wymienione kapele odmiana metalu zawierała sporo melodyjnych motywów. Sanctuary w bardzo subtelny sposób skorzystało z dokonań Judas Priest, Mercyful Fate i Black Sabbath, tyle że całość ich pierwszego dzieła utrzymana była w nowoczesnej, jak na tamte czasy konwencji. Mroczny, ciężki klimat kompozycji korespondował z dynamicznymi zmianami tempa, z ekspresją i energią, które zdominowały album. Muzyka grupy niosła ze sobą sporo zadziorności, momentami była dzika, nieokrzesana, bezpośrednia, a przez to naturalna, piękna. Do tego należało dodać jeszcze niesamowity wokal Warrela i obraz jednego z najwspanialszych i najważniejszych debiutów lat 80-tych byłby już pełen. Jedna rzecz nie daje mi jednak spokoju. „Battle Angels” to tytuł pierwszej kompozycji kapeli Serpent’s Knight. Powstała ona w 1981 roku. Wokalistą Serpent’s Knight w latach 1983-85 był Warrel Dane. Nie słyszałem utworu wykonywanego przez poprzedni band Warrela, ale podtekst sam się nasuwa. Zresztą cover utworu “White Rabbit” zanim trafił na płytę Sanctuary, był wykonywany przez... Serpent’s Knight.
Sanctuary - Into The Mirror BlackWydawca: CBS/Epic Records, 1990
Utwory: Future Tense, Taste Revenge, Long Since Dark, Epitaph, Eden Lies Obscured, The Mirror Black, Seasons of Destruction, One More Murder, Communion
Skład zespołu: Warrel Dane – vocals, Lenny Rutledge – guitars, Sean Blosl – guitars, Jim Sheppard – bass, Dave Budbill – drums
„Into The Mirror Black” to drugi i jednocześnie ostatni album Sanctuary, album w pełni ukazujący oryginalność stylu, doskonałe umiejętności aranżacyjne i techniczne muzyków, nieprzeciętną zdolność budowania nastroju – po prostu pełną klasę zespołu. Ta płyta wciąga swym wspaniałym, podniosłym klimatem, z każdym następnym przesłuchaniem odbiorca coraz to pełniej odkrywa piękno ukryte praktycznie w każdym kolejnym dźwięku. Z początku wydaje się, że mamy do czynienia z typowym, wręcz zwykłym powermetalowym materiałem, ale jednak w tych nagraniach jest coś, co sprawia, że sięgamy po ten krążek jeszcze raz. Album zachwyca od początku do końca wspaniałymi riffami, świetnymi melodiami, doskonałymi solówkami, złożonością kompozycji, ciągłymi zmianami rytmu, tempa, charakterystycznymi zwolnieniami, wspaniałym wokalem i nieprzeciętnymi partiami instrumentalnymi. Jedynie produkcja płyty mogła być lepsza.
Na krążku znalazło się kilka „przebojowych” kompozycji: „Future Tense”, „Taste Revenge” - obie utrzymane w średnim tempie, czy „One More Murder”. Jednak to nie one stanowiły w głównej mierze o uroku i mocy tego dzieła. Na „Into The Mirror Black” Sanctuary zdecydowanie postawiło na bardziej rozbudowane, starannie zaaranżowane, dopracowane utwory. „Long Since Dark” z gęstymi riffami to pierwsze bardziej złożone, trudniejsze w odbiorze nagranie, w którym to zespół wspaniale i często wprowadzał gwałtowne zmiany tempa. Podobnie rzecz miała się z kolejnymi kawałkami, jak w niepokojącym, mrocznym „Epitaph”, w którym delikatna partia gitarowa wzbogacona jeszcze krótkim solem tworzyła z początku piękny nastrój. Później numer przeistoczył się w ostre i drapieżne dzieło z niezwykle ciężkim podkładem gitarowym i wspaniałymi solówkami. Uwagę zwracały znakomite partie wokalne. Warrel śpiewał zarówno wysoko, a zaraz potem wściekle, takim iście nawiedzony głosem, który na koniec nagle stawał się łagodniejszy. „Eden Lies Obscured” ze wspaniałymi zmieniającymi się partiami gitarowymi, ekspresyjną pracą sekcji, wysokimi i niskimi wokalami, też zaczynał się spokojnie, melodyjnie, by nabrać właściwego tempa i mocy. W tytułowym „The Mirror Black” wolne zwrotki przeplatały się z szybszymi, mocniejszymi refrenami, w których perkusja fantastycznie podkręcała tempo. Rytmiczny „Seasons Of Destruction” należał do najcięższych fragmentów na płycie. W „Communion” urzekał tajemniczy wstęp, zaś chóralne nakładki wokalne wprowadzały w bardzo podniosły, pompatyczny refren. Zwarte gitary, kapitalna praca sekcji dopełniły reszty.
Wszystkie bez mała kompozycje zaskakiwały złożonością linii melodycznych, ekspresją sekcji rytmicznej oraz misterią partii solowych, a nad całością dominował wspaniały, bardzo różnorodny, wszechstronny wokal. Teksty, autorstwa Warrela Dane’a znakomicie zostały wpasowane do proponowanej przez Sanctuary muzyki. Osadzone w świecie nas otaczającym, w naszym życiu codziennym posiadały taką mistyczną niemalże otoczkę. Pokazywały słuchaczom zbliżającą się kolejną dekadę w historii świata, w którym media skutecznie okłamują społeczeństwa. Warrel przestrzegał przed unoszącym się nad człowieczeństwem widmem atomowego holocaustu, ukazywał degenerację młodego pokolenia, które zagubione ulega złemu i zgubnemu wpływowi ulicy, a także jednostki, które uciekają od cierpienia w świat marzeń i iluzji. Widać wyraźnie, że muzycy Sanctuary poważnie potraktowali problemy, z którymi spotykali się każdego dnia.
„Into The Mirror Black” to płyta, której potrzeba dać trochę czasu, zanim odkryje się ukryte w niej piękno. Muzyka zawarta na tym albumie jest rozbudowana, nieszablonowa, utrzymana przeważnie w średnim tempie, tworzy mroczną, niepokojącą ale i urzekającą atmosferę. Na tej płycie słychać już wyraźnie własny, niepowtarzalny styl grupy. W niektórych wolniejszych, nastrojowych fragmentach a także w kilku partiach wokalnych możemy doszukać się podobieństw do stylistyki innej grupy z Seattle - Queensryche (z okresu 1986-1988). Poza tym i Tate i Dane dysponują bardzo zbliżoną barwą głosu. W porównaniu z debiutem, drugi album formacji okazał się znacznie bardziej dojrzałym, dopracowanym wydawnictwem. Pod względem ekspresji i siły przekazu z pewnością ustępował „Refuge Denied”, ale bardziej intrygował niesamowitym, tajemniczym klimatem. Reasumując: „Into The Mirror Black” to płyta wybitna, dość trudno dostępna w Polsce, warta każdych pieniędzy.
Sanctuary - Into the Mirror Live / Black ReflectionsWydawca: Epic Records, 1990 (nieoficjany mini – album)
Utwory: Long Since Dark, Battle Angels, One More Murder, White Rabbit, Taste Revenge
Skład zespołu: Warrel Dane – vocals, Lenny Rutledge – guitars, Sean Blosl – guitars, Jim Sheppard – bass,
Dave Budbill – drums
„Into the mirror live/black reflections” to dość nietypowe, nieoficjalne wydawnictwo, Warrela i spółki. Sanctuary nie doczekało prawdziwego albumu „live”, gdyż zbyt wcześnie rozpadło się i takowego nie zdążyło po prostu nagrać. Sam krążek zawiera ledwie pięć kompozycji, które zostały zarejestrowane podczas występu grupy 12 maja 1990 roku w Reseda Country Club w Kalifornii. Fragment występu grupy (nie zachowano nawet kolejności utworów, których dobór wydawał się dość przypadkowy i raczej nieuzasadniony) został zarejestrowany z myślą o promocyjnym dysku, który ukazał się w mocno limitowanym nakładzie, jako „Into The Mirror Live/Black Reflections”. W 1992 roku firma Reborn Classic zaoferowała bootleg zawierający (na jednym CD) wspomniany zapis koncertu Sanctuary oraz płytę formacji Satan’s Host (występował w niej Harry Conklin – wokalista znany głównie z Jag Panzer) „Metal From Hell”. Pełen zapis koncertu w Reseda Country Club znalazł się na bootlegu Sanctuary - „Beyond The Cloak Of Unknown”. Oto spis utworów, jakie wówczas grupa zagrała: „Eden Lies Obscured”, „Seasons Of Destruction”, „Die For My Sins”, „Future Tense”, „White Rabbit”, „Taste Revenge”, „Long Since Dark”, „Sanctuary”, „One More Murder”, „Battle Angels”. Jakże fantastyczny zestaw! Szkoda, że tak pobieżnie potraktowano minialbum koncertowy Sanctuary, który rozpoczynał „Long Since Dark”. Na pierwszym planie zdecydowanie wybijał się wokal Warrela Dane'a, który co tu dużo mówić, śpiewał znakomicie. Gitary jakby były nieco gorzej słyszalne, nieco schowane, brzmienie sprawiało wrażenie trochę przytłumionego. Od razu należy zaznaczyć, że ten koncert posiada to „coś”, co pozwala delektować się atmosferą występu kapeli na żywo, a więc wszelkie brudy, sprzężenia. Przyznam, że zdecydowanie bardziej preferuję dobrze zagrane, ale nie obrabiane studyjnie wydawnictwa. Nie sztuką jest nagrać byle jaki koncert i potem poprawiać go i coś tam dogrywać w studio. Ale wracając do płyty, po „Long Since Dark” następuje (na płycie, bo na koncercie - nie) nieśmiertelny (bo grany też jeszcze później przez Nevermore) „Battle Angels”, z jedynki. Głos Warrela dominuje, publiczności prawie nie słychać, prawie, gdyż ta daje znać o sobie jedynie po zakończeniu każdego numeru. Słuchając tego wydawnictwa można było odnieść wrażenie, że Warrel nie kwapił się zbytnio z nawiązaniem kontaktu z publicznością, nawet nie zapowiadał poszczególnych numerów (i znów biję się w piersi! bo nie wiem czy do końca tak było, tak sprawa wygląda z tymi kawałkami, które zamieszczono na dysku). „One More Murder” mija bardzo szybko, zresztą zespół bardzo dobrze i sprawnie serwuje fanom kolejne kawałki. Najwspanialszym fragmentem tej części koncertu, która została wydana na krążku okazał się cover Jefferson Airplane „White Rabbit”, który wypadł lepiej niż na „Refuge Denied”. Urzekał on zwłaszcza znakomicie budowanym nastrojem i klimatem. Minialbum wieńczył „Taste Revenge”, kolejny klasyk z repertuaru grupy.
W sumie szkoda, że Sanctuary pozostawiło po sobie jedynie dwa studyjne i jeden koncertowy, nieoficjalny, krótki krążek. Z pewnością fani tej kapeli zasłużyli na przynajmniej godzinny zapis występu grupy. Być może kiedyś jedna z wytwórni pokusi się o „zalegalizowanie” jakiegoś dobrze zarejestrowanego bootlegu, tak jak to uczyniła Metal Blade z nagraniami „live” Helstara. Ale i tak dobrze się stało, że materiał zawarty na „Into the mirror live/black reflections” w ogóle ujrzał światło dzienne, ukazując przy tym tę znakomitą formację z jak najlepszej strony.