Od nigdy nie słucham, Immortal i nowy Behemoth są w sumie jednymi z nielicznych wyjątków.
Na Abbath poszedłem nie tyle dla siebie, co dla towarzystwa, "bo co będę siedział w domu"
Immortal z kolei słucham od jakiegoś roku, ale zdecydowanie bardziej preferuję późniejsze albumy, czyli te, które niesłusznie są wyśmiewane przez trv blackowców (za swoją przebojowość, thrashowe elementy, wirtuozerię techniczną (?)).
Koncert bardzo mi się spodobał, stałem przy samych barierkach dokładnie naprzeciwko Abbatha i przyznam, że utrzymanie miejsca było prawdziwym wyczynem, bo każdy chciał być jak najbliżej Olve. Z tego co ja zaobserowałem większość stanowili 30-40 letni fani takiej muzyki, którzy zjedli na niej swoje zęby, a teksty znali na pamięć. Wcale nie zauważyłem, by naprawdę było tak dużo młodzieży jak się mówi, a już na pewno gimbazy (zresztą nawet jeśli, to chyba pozytywny znak, ze chodzą na takie koncerty). Spodobała mi się bardzo setlista, a w szczególności wykonanie Solarfall (mój ulubiony kawałek Immortal), gdyż jego nie grają na codzień. Nie rozumiem za to narzekań ludzi, którzy twierdzą, ze było za mało Immortal. Był to koncert zespołu Abbath, więc nikogo nie powinno dziwić granie utworów z nowej płyty, Immortal było tylko smaczkiem (chociaż znacząco podnoszącym poziom wydarzenia). Wiem, ze zespół był chory, dlatego nie krytykuję nieco mniejszego kontaktu z fanami niż zawsze, zastanawia mnie tylko czemu Olve czytał teksty z promptera.
Po koncercie jakiś mężczyzna wskoczył na scenę i pobiegł za muzykami. Ciekawe jak skończył i czy spotkał swojego idola.
Czekam na Twoją relację, sorry, że moja nieco chaotyczna, ale juz o tej godzinie jestem zmęczony
Setlista:
01. To War
02. Winter Bane
03. Nebular Ravens Winter (Immortal cover)
04. Warriors (I cover)
05. Ashes of the Damned
06. Fenrir Hunts
07. Tyrants (Immortal cover)
08. One By One (Immortal cover)
09. Count the Dead
10. Root of the Mountain
Encore:
11. Solarfall (Immortal cover)
12. Endless
13. All Shall Fall (Immortal cover)