Megadeth Info Forum

Forum poświęcone amerykańskiemu zespołowi metalowemu Megadeth
Obecny czas: Czw Lis 14, 2024 18:53

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 25 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Countdown czy Youthanasia ?
Countdown To Extinction 62%  62%  [ 13 ]
Youthanasia 38%  38%  [ 8 ]
Razem głosów : 21
Autor Wiadomość
PostWysłany: Nie Lis 17, 2013 10:30 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
W kolejnym temacie z cyklu albumowych pojedynków postanowiłem skonfrontować ze sobą dwie płyty wydane po stylistycznej transformacji i jednocześnie płyty, które osiągnęły największy sukces komercyjny, chociaż akurat w tym przypadku bynajmniej w żadnym pejoratywnym kontekście. Zespół się zmienił - owszem, ale specjalnej ujmy tym płytom ani całej kapeli to moim zdaniem nie przyniosło, a nie za każdym razem jest łatwo o taki scenariusz. Oczywiście zawsze się znajdą malkontenci, którzy odsądzali zespół od czci i wiary, oskarżali o zdradę ideałów, itp. ale wszędzie są tacy. Ja również bardziej preferuję RIP czy PS, ale co z tego? No nie ważne...
CTE jest tą płytą Megadeth, którą poznałem jako pierwszą, jednak pomimo tego nie ma drugiej takiej, którą bym darzył tak ogromnym sentymentem, jak Youthanasia. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, tak się widocznie złożyło i już! Żadna inna płyta nie przywołuje u mnie tylu wspomnień, obrazów czy skojarzeń. Zapewne dlatego też do dzisiaj nie potrafię spojrzeć na nią chłodnym, trzeźwym okiem, natomiast górę zawsze będą brały emocje. Ale z drugiej strony czyż właśnie nie o to chodzi w muzyce?...
Countdown z całą pewnością jest albumem bardziej zróżnicowanym, bogatszym, dopieszczonym w każdym najdrobniejszym szczególe i przez to też ciekawszym. Youthanasia stanowi bardziej jednorodny monolit, ale o naprawdę solidnej konstrukcji. Nie ma tutaj może żadnych fajerwerków, ani nie znajdziemy utworów zdecydowanie wybijających się, jak chociażby Ashes (który jest w mojej TOP5), albo takich hiciorów jak SOD, ale o jej sile stanowią głównie klimat, klimat i jeszcze raz klimat, emocje, wrażenia i jakaś taka ciężka do zdefiniowania aura, która się nad tą płytą unosi i którą dodatkowo jeszcze potęguje ta niesamowita okładka.
Który album bardziej cenię? Który jest mi bliższy? Naprawdę ciężko jest mi dać konkretną odpowiedź na te pytania i chyba tym razem ja dyplomatycznie uchylę się od postawienia "krzyżyka".
Rozum wyraźnie podpowiada Countdown, natomiast serce - Youthanasia.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lis 17, 2013 11:43 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 15:11
Posty: 4504
CTE, RIP i Y, to dla mnie trójca święta ;) W moimi wewnętrznym rankingu Y przegrywa z RIP naprawdę minimalnie. Tak naprawdę wszystkie te albumy zasługują w moim odczuciu na notę 10.
Pamiętam, że jak recenzowałem Y na rockmetal.pl, to wystawiłem jej 10 i to głównie z powodów, o których napisał wyżej Bialkomat. Pozwolę sobie zacytować:
bialkomat napisał(a):
jednak pomimo tego nie ma drugiej takiej, której bym nie darzył tak ogromnym sentymentem, jak Youthanasia. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, tak się widocznie złożyło i już! Żadna inna płyta nie przywołuje u mnie tylu wspomnień, obrazów czy skojarzeń. Zapewne dlatego też do dzisiaj nie potrafię spojrzeć na nią chłodnym, trzeźwym okiem, natomiast górę zawsze będą brały emocje. Ale z drugiej strony czyż właśnie nie o to chodzi w muzyce?...

Za każdym razem kiedy spoglądam na tę niesamowitą okładkę, natychmiast przypomina mi się moment, w którym dostałem Y. Było to blisko 20 lat temu, ale ja pamiętam wszystko z tamtego dnia, dosłownie wszystko, łącznie z obowiązującymi wówczas szatami graficznymi programów muzycznych :) Było to tak silne doświadczenie, że będzie mi już z pewnością towarzyszyło do końca mych dni.
Oczywiście mam tutaj na myśli także warstwę muzyczną, która jest kluczowa w naszej zabawie.

Podobnie jak u Przemka, CTE również był pierwszym albumem Mega, który usłyszałem i przyznam, że towarzyszyła mi porównywalna magia, co później w przypadku Y. Do tego jednak dochodziło jeszcze uczucie strachu, ale nie ma co się dziwić, bo byłem małym gnojkiem. Strach ten jednak był intrygujący i kazał mi podążać za Megadeth i badać wnikliwie ich twórczość. Tak też się stało. Po pewnym czasie, a może i natychmiast zrozumiałem, że to będzie mój ukochany zespół. Do dnia dzisiejszego, nic innego nie wywarło na mnie większego wrażenia niż Megadeth, no, oprócz Black Sabbath, które stawiam na równi z 'Deth, choć traktuję nieco inaczej.
Wiem, że to co za chwilę ukaże się Waszym oczom w kolejnych linijkach mojego postu może być szokujące, ale jestem pewny moich słów i piszę to tutaj nie po raz pierwszy. Dla mnie CTE jest najlepszym albumem w historii Heavy Metalu ! To jest według mnie kwintesencja tego gatunku, jego brzmienia i szeroko pojętego klimatu. Jest mnóstwo rewelacyjnych albumów, ale wszystkie inne zawsze wydawały mi się przy nim gorsze. Oczywiście zaraz pewnie posypią się głosy, że mało słyszałem i inne pierdoły. Zapewniam, że słyszałem wystarczająco dużo, a słucham muzyki wystarczająco długo i z pełną odpowiedzialnością piszę takie rzeczy.

Czasem łapię się na tym, że częściej wracam do Y, ale w tym pojedynku zwycięzca jest dla mnie oczywisty. Y nie może uratować nawet ta jej niepowtarzalna atmosfera. CTE jest tak samo albumem z unikalnym klimatem i wpłynął na mnie równie mocno co następczyni, a nawet jeszcze bardziej, ponieważ to na niego oddaję swój głos. RIP także nie stanowi u mnie konkurencji dla niego.
Nie będę rozpisywał się o poszczególnych utworach, ponieważ uważam, że wszystkie na obu krążkach są w zasadzie bezbłędne.
Wspomnę tylko, że tytułowy CTE to moja rankingowa 13. Brzmienie i melodia gitar w refrenie to istne mistrzostwo, wzbudzają wręcz respekt. W ogóle kojarzą mi się bardzo apokaliptycznie, ale taki pewnie był zamiar. Szkoda tylko, że nie zostawili bębnów z wersji demo.

Megadeth pokazali na CTE, że potrafią pisać prostsze kawałki, ale takie, które niszczą wszystko. Dla mnie to jest zupełnie inne para kaloszy muzyki heavy metalowej.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lis 17, 2013 12:08 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
mateusz napisał(a):
Y nie może uratować nawet ta jej niepowtarzalna atmosfera.

Nie potrafię tego wyjaśnić, ale ta niesamowita, niepokojąca wręcz atmosfera towarzyszy mi właściwie do dziś podczas słuchania tego albumu. Nie wiem, czy rzeczywiście jest w nim coś takiego, co powoduje takie emocje, czy to po prostu tylko taka pozostałość po tych wszystkich wrażeniach, których doznałem podczas pierwszego kontaktu z tą płytą wiele lat temu i które tak głęboko utkwiły w podświadomości.
Cytuj:
Wiem, że to co za chwilę ukaże się Waszym oczom w kolejnych linijkach mojego postu może być szokujące, ale jestem pewny moich słów i piszę to tutaj nie po raz pierwszy. Dla mnie CTE jest najlepszym albumem w historii Heavy Metalu !

Nie ma co się czaić z tego typu opiniami. Ja bez mrugnięcia okiem napisałbym to samo, tyle że o RIP.
Cytuj:
Szkoda tylko, że nie zostawili bębnów z wersji demo.
Dokładnie. Przede wszystkim szkoda też tej partii pomiędzy refrenem a kolejną zwrotką, którą później po latach Rudy tak nieudolnie i prostacko próbował wykorzystać w All I Want.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lis 17, 2013 12:17 
Offline
Psychotron
Awatar użytkownika

Rejestracja: Sob Lut 16, 2013 15:19
Posty: 376
Miejscowość: Disco Polo Land
Dobrze to ująłeś bialkomat w pierwszym poście , bo mam dosyć podobny problem. Na Coundtown to Extinction nie brak hitów, choć trochę z powodu produkcji stracił ognia, który gdzieniegdzie by się przydał, choćby wolę demo utworu tytułowego, ale to kwestia gustu. Wiele osób pewnie woli tą wersję co znalazła się na albumie. Natomiast Youthanasia jest dla mnie idealnie nagrana, bębny brzmią jak należy i ogólnie to takie "ciepło" idące z dźwięków po prostu przyciąga do słuchania. I na Youthanasia nie brak hitów, choć nie przepadam tak bardzo za A Tout le Monde, ale już taki utwór tytułowy miażdży mimo, że tutaj wokal Mustaine'a jest trochę dziwny. Czy choćby Train of Consequences ze swoim riffem, albo Victory, pomijając już tekst jest fajnie zagrany z tymi solówkami pod koniec(a przed nimi motyw który przypomina mi The Prince Diamond Head), a festiwal hitów kończąc na The Killing Road i Reckoning Day. Ten drugi to jeden z najlepiej zaśpiewanych kawałków przez Mustaine'a.

Ale Coundtown to Extinction ma same armaty i to wielkiego kalibru. Symphony of Destruction na zawsze będzie mi się podobał, a to prawie początek albumu. Architecture of Aggression z tym basem w środku, a potem Sweating Bullets, This Was My Life. High Speed Dirt, który gdyby był odrobinę szybszy ( i koncertowo jest) dzieliłby tron z Ashes in Your Mouth. Ashes jest tak rewelacyjny, że znalazł się w mojej pierwszej trójce najlepszych kawałków Megadeth.

Czyli podsumowując, jak słyszę brzmienie albumu to najpierw zawsze posłucham wpierw Youthanasia, ale to Coundtown ma więcej rewelacyjnych kawałków, i to na niego idzie mój głos.

_________________
"I am the table!"


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lis 17, 2013 12:19 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 15:11
Posty: 4504
bialkomat napisał(a):
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale ta niesamowita, niepokojąca wręcz atmosfera towarzyszy mi właściwie do dziś podczas słuchania tego albumu. Nie wiem, czy rzeczywiście jest w nim coś takiego, co powoduje takie emocje, czy to po prostu tylko taka pozostałość po tych wszystkich wrażeniach, których doznałem podczas pierwszego kontaktu z tą płytą wiele lat temu i które tak głęboko utkwiły w podświadomości.

Wiem co masz na myśli, rozmawialiśmy też o tym przy piwku ;) Mam dokładnie to samo, jednak przy CTE również czułem się podobnie - nieco inny nastrój, ale o to samo chodziło, no i CTE był pierwszy i są jednak na nim lepsze kompozycje.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lis 18, 2013 17:10 
Offline
Moto Psycho
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lis 06, 2011 15:58
Posty: 822
Uwielbiam zarówno CTE jak i Youthanasię ale ostatecznie głos oddaję na tego pierwszego. Youthanasia to inny styl gry w porównaniu z wczesniejszym Megadeth, Countdown też był zmianą ale nie na taką skalę, można tam jeszcze usłyszeć elementy thrashu. Natomiast Youthanasia jest dużo bardziej melodyjna, czasem wręcz brzmi "cukierkowo". Oddałem głos na Countdown ponieważ jest mroczniejszy, poważniejszy, słuchając czujesz ciarki na plecach. Poza tym wokal na Youhanasii po dłuższym słuchaniu staje się trochę męczący.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lis 18, 2013 17:54 
Offline
Warhorse
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lis 10, 2011 23:38
Posty: 113
bialkomat napisał(a):
W kolejnym temacie z cyklu albumowych pojedynków postanowiłem skonfrontować ze sobą dwie płyty wydane po stylistycznej transformacji i jednocześnie płyty, które osiągnęły największy sukces komercyjny, chociaż akurat w tym przypadku bynajmniej w żadnym pejoratywnym kontekście. Zespół się zmienił - owszem, ale specjalnej ujmy tym płytom ani całej kapeli to moim zdaniem nie przyniosło, a nie za każdym razem jest łatwo o taki scenariusz. Oczywiście zawsze się znajdą malkontenci, którzy odsądzali zespół od czci i wiary, oskarżali o zdradę ideałów, itp. ale wszędzie są tacy. Ja również bardziej preferuję RIP czy PS, ale co z tego? No nie ważne...
CTE jest tą płytą Megadeth, którą poznałem jako pierwszą, jednak pomimo tego nie ma drugiej takiej, którą bym darzył tak ogromnym sentymentem, jak Youthanasia. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, tak się widocznie złożyło i już! Żadna inna płyta nie przywołuje u mnie tylu wspomnień, obrazów czy skojarzeń. Zapewne dlatego też do dzisiaj nie potrafię spojrzeć na nią chłodnym, trzeźwym okiem, natomiast górę zawsze będą brały emocje. Ale z drugiej strony czyż właśnie nie o to chodzi w muzyce?...
Countdown z całą pewnością jest albumem bardziej zróżnicowanym, bogatszym, dopieszczonym w każdym najdrobniejszym szczególe i przez to też ciekawszym. Youthanasia stanowi bardziej jednorodny monolit, ale o naprawdę solidnej konstrukcji. Nie ma tutaj może żadnych fajerwerków, ani nie znajdziemy utworów zdecydowanie wybijających się, jak chociażby Ashes (który jest w mojej TOP5), albo takich hiciorów jak SOD, ale o jej sile stanowią głównie klimat, klimat i jeszcze raz klimat, emocje, wrażenia i jakaś taka ciężka do zdefiniowania aura, która się nad tą płytą unosi i którą dodatkowo jeszcze potęguje ta niesamowita okładka.
Który album bardziej cenię? Który jest mi bliższy? Naprawdę ciężko jest mi dać konkretną odpowiedź na te pytania i chyba tym razem ja dyplomatycznie uchylę się od postawienia "krzyżyka".
Rozum wyraźnie podpowiada Countdown, natomiast serce - Youthanasia.


I to właściwie wyraża wszystko co chciałem tu napisać.

Klimat Youthanasi jest magiczny wręcz.Dlatego kocham ten album.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lis 18, 2013 19:13 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
BadOmen napisał(a):
Poza tym wokal na Youhanasii po dłuższym słuchaniu staje się trochę męczący.

Widzisz, a ja uważam że na Youthanasii Mustaine wzbił się właśnie na szczyt swoim wokalnych możliwości. Moim zdaniem najlepiej zaśpiewana płyta Megadeth ever. Chyba nigdy wcześniej ani nigdy potem głos rudego nie był w tak dobrej kondycji.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lis 18, 2013 21:10 
Offline
Hook In Mouth

Rejestracja: Sob Wrz 28, 2013 18:23
Posty: 32
Oba albumy są znakomite. Mimo, że nie ma na nich szalonego i pokomplikowanego thrashu jaki grał wcześniej Megadeth, to jest to ścisła heavymetalowa czołówka albumów z lat 90.

"Countdown To Extinction" to chyba najbardziej przebojowa płyta ekipy Rudego. Każdy z tych utworów dla mnie jest hitem, ale przy tym okraszonym ciężarem i świetnymi solówkami. Utwory może nie są tak skomplikowane jak na wcześniejszych dziełach Megadeth, ale za każdym razem słuchając je odkrywam coś nowego. Właściwie nie ma tu słabych kawałków. Moimi faworytami są: "Skin O' My Teeth", który ma fenomenalny riff - jest genialny w swej prostocie; "Sweating Bullets", które uwielbiam za ciężar w środkowej części i wręcz aktorski śpiew Dave'a; no i wielki finał tego albumu fenomenalne "Ashes In Your Mouth".

"Youthanasia" to płyta nieco łagodniejsza i wolniejsza od "Countdown" - można rzec jest nieco bardziej monotonna, ale za to tworząca pewną całość. Świetne w niej jest to, że klimatu i dźwięku tej płyty nie da się porównać z żadną inną płytą. Jest to płyta heavymetalowa, ale z bardziej hardrockowym zacięciem i pazurem. Podobnie jak poprzedniczka jest to bardzo równa płyta, na której nie ma słabych punktów (no może "Black Curtains" jest nieco słabszy). Na tej płycie moimi faworytami są: "Youthanasia", które lubię za walcowate tempo i nieco szybszą znakomitą środkową część; "Family Tree", które ma nieco przejmujący klimat; oraz "Victory", które lubię za pomysłowość i świetny tekst.
bialkomat napisał(a):
Widzisz, a ja uważam że na Youthanasii Mustaine wzbił się właśnie na szczyt swoim wokalnych możliwości. Moim zdaniem najlepiej zaśpiewana płyta Megadeth ever. Chyba nigdy wcześniej ani nigdy potem głos rudego nie był w tak dobrej kondycji.

Pełna zgoda! Dla mnie to absolutnie wokalny faworyt, przy czym jeśli ktoś nie lubi "kaczkowatego" wokalu Rudego to tym bardziej go nie polubi na "Youthanasii". Ja akurat jestem fanem oryginalnego wokalu Mustaine'a, a na "Youthanasii" ten wokal znakomicie współgra z muzyką.

I właściwie ogłosiłbym remis, gdyby nie jeden utwór, który robi różnicę. Chodzi tu o wspomniany wcześniej najbardziej złożony kawałek "Ashes In Your Mouth". Utwór dla mnie jest fenomenalny, który zawiera wszystko to co najlepszego w "Countdown" i stanowiący taki jakby pomost między wcześniejszymi dokonaniami, a nowym bardziej przebojowym obliczem zespołu.

Podsumowując, obie płyty są bardzo dobre, ale minimalnie lepsza jest dla mnie "Countdown To Extinction".


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lis 18, 2013 21:39 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 15:11
Posty: 4504
szejkfor napisał(a):
Utwór dla mnie jest fenomenalny, który zawiera wszystko to co najlepszego w "Countdown" i stanowiący taki jakby pomost między wcześniejszymi dokonaniami, a nowym bardziej przebojowym obliczem zespołu.

Bardzo ładnie ujęte :)

A co do śpiewu, to zgadzam się w pełni z przedmówcami, że na Y Rudy był najlepiej dysponowany w karierze.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Lis 19, 2013 16:20 
Offline
Moto Psycho
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lis 06, 2011 15:58
Posty: 822
Wiedziałem, że wzmianką o wokalu wywołam odzew ;) Ale nigdzie nie napisałem, że wokal mi się nie podoba czy że Youthanasia jest źle zaśpiewana. Wcale tak nie uważam. Chodziło mi tylko o to, że przy dłuższym słuchaniu taki wysoki wokal męczy, że aż uszy bolą. Przy słuchaniu jednego kawałka nie ma problemu, problem jest gdy słucha się całości. Ten sam problem mam przy słuchaniu innych albumów lub ogólnie wokalistów. Przykładem może być tu Halford. Lubię Judas Priest ale gdy słucham ich dłużej wokal zaczyna być męczący co nie znaczy wcale, że ujmuje umiejętnością wokalnych Robowi.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Lis 19, 2013 16:43 
Offline
The Scorpion
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lip 31, 2011 13:42
Posty: 686
Miejscowość: Kraków/Tarnów
Waham się od kilku dni ale w końcu głos idzie na Youthanasie. Gdyby wziąć "szkiełko i oko" to wygrywa CTE, ale jednak Y uwielbiam słuchać, ma wspaniały klimat i urzeka mnie swoją lekkością. Taka płyta na każdy dzień ;)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Lis 19, 2013 17:21 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
Mam coś proprocjonalnie odwrotnego do Przemka, bowiem Youthanasie poznałem na końcu i mam do niej najmniejszy sentyment. Nawet więcej niz na końcu, poznałem ją już po przerwie w słuchaniu, po tym pierwszym magicznym zakręceniu kapelą. Pamiętam, że jadąc do Stodoły ciągle nie znałem Youthanasii prócz Train i A Tout Le Monde i na koncercie miałem premierę pod tytułem Reckoning Day - wiem, że to aż wstyd się do tego przyznawać :)
Powodem tego był brak płyty w sklepach na Podlasiu. Nawet Killing dało sie kupić. A Internet na poczatku nowego stulecia był ciągle dla mnie obca materią. Youthanasię kupiłem dopiero w 2003 roku, na wyprzedaży kaset w Białymstoku. I odebrałem ją z początku niemal obojętnie.

Dziś bardzo lubie Youthanasię, to jedna z płyt Mega, które zyskały u mnie przez lata, ale cały czas dzieli ja przepaść do Countdown To Extinction. Tak jak i do Cryptica, do którego właśnie mam podejscie na zasadzie "pierwszej miłości".

Youthanasię cenie prawie w całości, ale jeden numer jest niestety jak dla mnie tragikomiczny - Elysian Fields. Wprost nie mogę zdobyc się na taką dawkę wyobraźni by pojąc, że komuś się to skomlenie na refrenie moze podobać. I jeszcze ta wolna solówka z bezpłciową harmonijką - po prostu obrzydlistwo :) Poza tym podoba mi się w niej wszystko, to całkiem równa płyta. Ale bez specjalnych wyżyn. Na Countdown są prawie same wyżyny i to właściwie kończy rozmowę. Zupełnie nie ta klasa.

Co do wokalu to za najlepszy uważam na płytach CW i Risk. Na Risk jest chyba w ogóle najlepszy. O dziwo kilkakrotnie spotkałem się z podobna opinią, o dziwo bo Risk wiadomo jak jest przyjmowany. Na Youthanasii jest jeszcze za dużo tego "piszczenia" jak dla mnie, które oczywiscie tez bardzo sobie cenię. Od Risk Rudy ma trochę brudniejszą barwę głosu, która przy całym pozostałym pisku nadaje charakteru.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Lis 19, 2013 17:33 
Offline
Rattlehead

Rejestracja: Pią Sty 02, 2009 15:20
Posty: 2404
Miejscowość: Gdynia/Pogórze
Yer Blue napisał(a):
Dziś bardzo lubie Youthanasię, to jedna z płyt Mega, które zyskały u mnie przez lata

:shock:
O kurde, warto był czekać te kilka lat, aby móc przeczytać takie zdanie, napisane przez YB ;)
Cytuj:
Youthanasię cenie prawie w całości, ale jeden numer jest niestety jak dla mnie tragikomiczny - Elysian Fields. Wprost nie mogę zdobyc się na taką dawkę wyobraźni by pojąc, że komuś się to skomlenie na refrenie moze podobać. I jeszcze ta wolna solówka z bezpłciową harmonijką - po prostu obrzydlistwo :)

Ale też nikt specjalnie tutaj Elysian Fields nie chwali. Dla mnie również jest to najsłabszy moment płyty, chociaż do aż takich radykalnych stwierdzeń na pewno bym się nie posunął ;)
Cytuj:
Na Youthanasii jest jeszcze za dużo tego "piszczenia" jak dla mnie, które oczywiscie tez bardzo sobie cenię.

Mi nawet nie chodziło tylko i wyłącznie o barwę czy charakter głosu Rudego, ale także o niełatwe partie, które wtedy komponował. Wyobraźcie sobie dzisiaj Dave'a śpiewającego np. takie Reckoning Day...


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Lis 20, 2013 14:57 
Offline
Prince Of Darkness
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 24, 2008 12:41
Posty: 5418
Miejscowość: from hell
bialkomat napisał(a):
Youthanasia stanowi bardziej jednorodny monolit, ale o naprawdę solidnej konstrukcji. Nie ma tutaj może żadnych fajerwerków, ani nie znajdziemy utworów zdecydowanie wybijających się, ale o jej sile stanowią głównie klimat, klimat i jeszcze raz klimat, emocje, wrażenia i jakaś taka ciężka do zdefiniowania aura, która się nad tą płytą unosi i którą dodatkowo jeszcze potęguje ta niesamowita okładka.


+1 i głos na Y ;)

_________________
Image
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lis 22, 2013 17:00 
Offline
Moto Psycho
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 03, 2012 20:07
Posty: 975
Jestem trochę spóźniony, ale nie mogę tego odpuścić. Nie będę się rozpisywać, bo nie ma sensu zmienianie tego, co napisał białkomat :)

bialkomat napisał(a):
CTE jest tą płytą Megadeth, którą poznałem jako pierwszą, jednak pomimo tego nie ma drugiej takiej, którą bym darzył tak ogromnym sentymentem, jak Youthanasia. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, tak się widocznie złożyło i już! Żadna inna płyta nie przywołuje u mnie tylu wspomnień, obrazów czy skojarzeń. Zapewne dlatego też do dzisiaj nie potrafię spojrzeć na nią chłodnym, trzeźwym okiem, natomiast górę zawsze będą brały emocje. Ale z drugiej strony czyż właśnie nie o to chodzi w muzyce?...
Rozum wyraźnie podpowiada Countdown, natomiast serce - Youthanasia.


bialkomat napisał(a):
Youthanasia stanowi bardziej jednorodny monolit, ale o naprawdę solidnej konstrukcji. Nie ma tutaj może żadnych fajerwerków, ani nie znajdziemy utworów zdecydowanie wybijających się, ale o jej sile stanowią głównie klimat, klimat i jeszcze raz klimat, emocje, wrażenia i jakaś taka ciężka do zdefiniowania aura, która się nad tą płytą unosi i którą dodatkowo jeszcze potęguje ta niesamowita okładka.


Głos na Youthanasię!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lis 22, 2013 17:22 
Offline
Head Crusher

Rejestracja: Czw Sty 15, 2009 16:08
Posty: 1357
bialkomat napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Dziś bardzo lubie Youthanasię, to jedna z płyt Mega, które zyskały u mnie przez lata

:shock:
O kurde, warto był czekać te kilka lat, aby móc przeczytać takie zdanie, napisane przez YB ;)


Wcześniej podwyższyłem trochę ocen w naszym rankingu dla Youthanasii, więc zaskoczenie chyba nie powinno byc tak wielkie. Przekonałem sie np. do Family Tree. W ogole bardzo lubie druga stronę płyty, jest bardzo solidna i równa.
Bardzo mnie zdziwiło, że we naszym rankingu najnizej zostało ocenione Black Curtains - taki zajebisty kawałek. Badziewiaste Elysian Fields uplasowało sie wyzej. Nie pojme tego nigdy.

A jeśli chodzi o Twój głos w ankicie, Przemku, czy też raczej jego brak to powinienem od razu 2 razy wystawic to: :shock: :shock: W zyciu bym nie zgadł, że nie mozesz wybrać miedzy tymi płytami lepszej. Ale wszelkie zaskoczenia sa na plus :)
Dla mnie Youthanasia nie ma żadnego specyficznego klimatu pod względem muzycznym, ale uwazam, że ma bardzo dobre teksty, które razem z okładką jakąś tam specyficzną, smutną i złowieszczą aurę tworzą.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Lis 23, 2013 21:27 
Offline
The Disintegrator
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Mar 28, 2013 22:54
Posty: 242
Miejscowość: Ligota
W końcu trochę czasu i chęci, żeby to napisać! :)
To tak. Mam swoją wielką trójcę Megadeth: Rust in Peace, Countdown to Extinction i Youthanasię. Zdecydowanie moim ulubionym album, nie wiem, czy nie w ogóle ze wszystkich zespołów, jest Countdown to Extinction.
Nie jest już tak szybko, agresywnie jak na RIP, ale znowu nie aż tak melodyjnie jak na następnej płycie. Kocham ten album! Nawet beznadziejny dźwięk na nowym DVD tego nie zepsuł. Dalej się ekscytuję każdym kawałkiem, każdą zagrywką! Kompletny odjazd! :D Jest to album niezwykle równy. Nie mogę tu znaleźć słabego kawałka, ani jednego wyróżniającego się ponad wszystkie. Moim zdaniem właśnie na tej płycie znajduje się szczytowy punkt formy wokalnej Dave'a. Jest to dla mnie album idealny. Nic więcej nie będę pisał. ;)
Youthanasia kocham pierwsze 4 kawałki, tytułowy i Blood of Heroes. Reszta jak dla mnie odstaje trochę od nich. Zdecydowanym plusem są genialne teksty i świetna okładka! Jednak są również minusy. Jest to wokal Dave'a, który poprostu już taki przesadzony. Podobnie jak jednej/jednego z Was (nie pamiętam, kto podobnie uważał), męczy mnie przy słuchaniu całej płyty. Przy pojedynczych kawałkach mogę spokojnie słuchać.
Bardzo lubię oba albumy, ale zwyciężył album idealny:Countdown to Extinction! :D Mateusz, mógłbym Cię poprzeć w Twojej tezie nt. najlepszego albumu heavy metalowego. Mało znam, ale uważam, że tak jest. ;)

_________________
"Nierówno, ale za to nieczysto!"


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lis 24, 2013 17:33 
Offline
Moto Psycho
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lis 06, 2011 15:58
Posty: 822
Nigdy nie przepadałem za Sweating Bullets. Dla mnie to najsłabszy punkt Countdown. Zupełnie nie rozumiem fenomenu tego kawałka. :roll:


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lis 24, 2013 22:28 
Offline
Head Crusher
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Sty 09, 2009 05:46
Posty: 1288
Miejscowość: Warszawa
Oddałem głos na Youthanasie. Kiedyś, gdy jeszcze udzielałem się na forum w miarę często pisałem o Y jako jednym z moich ulubionych albumów Megadeth. Ta płyta jest bardzo wyjątkowa i nie mam tu na myśli tylko warstwy czysto muzycznej ale coś trochę głębszego. Zawiera w sobie coś niewytłumaczalnego, coś wyczuwalnego ale trudnego do zdefiniowania.
Od momentu kiedy usłyszałem ten album po raz pierwszy te odczucia właściwie się nie zmieniają i fascynują dalej tak samo. Klimat który ją otacza nie jest do końca pozytywny mimo że słuchanie płyty sprawia przyjemność. Ja jednak odczuwałem zawsze coś w rodzaju niepokoju, smutku, nostalgii, akceptacji wszystkiego tak jak jest. I zawsze miałem wrażenie że to po prostu mroczny klimat. Mroczny ale nie wzbudzający strachu. Nie jest to klimat zimny mimo że z tym się mrok kojarzy.
Z jakiegoś powodu ta płyta nie daje o sobie zapomnieć. Mimo, że nie słuchałem jej dawno to pamiętam niemal wszystko. I bez wahania wymieniłbym ją wśród dziesiątek swoich ulubionych płyt z różnych gatunków metalu.
Dawno nic tutaj nie pisałem ale temat o Youthanasii jakoś skłonił mnie do sklecenia tych kilku myśli. Może dlatego, że aura otaczająca ten album dalej mnie przyciąga :)


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 25 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group