CTE, RIP i Y, to dla mnie trójca święta
W moimi wewnętrznym rankingu Y przegrywa z RIP naprawdę minimalnie. Tak naprawdę wszystkie te albumy zasługują w moim odczuciu na notę 10.
Pamiętam, że jak recenzowałem Y na rockmetal.pl, to wystawiłem jej 10 i to głównie z powodów, o których napisał wyżej Bialkomat. Pozwolę sobie zacytować:
bialkomat napisał(a):
jednak pomimo tego nie ma drugiej takiej, której bym nie darzył tak ogromnym sentymentem, jak Youthanasia. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, tak się widocznie złożyło i już! Żadna inna płyta nie przywołuje u mnie tylu wspomnień, obrazów czy skojarzeń. Zapewne dlatego też do dzisiaj nie potrafię spojrzeć na nią chłodnym, trzeźwym okiem, natomiast górę zawsze będą brały emocje. Ale z drugiej strony czyż właśnie nie o to chodzi w muzyce?...
Za każdym razem kiedy spoglądam na tę niesamowitą okładkę, natychmiast przypomina mi się moment, w którym dostałem Y. Było to blisko 20 lat temu, ale ja pamiętam wszystko z tamtego dnia, dosłownie wszystko, łącznie z obowiązującymi wówczas szatami graficznymi programów muzycznych
Było to tak silne doświadczenie, że będzie mi już z pewnością towarzyszyło do końca mych dni.
Oczywiście mam tutaj na myśli także warstwę muzyczną, która jest kluczowa w naszej zabawie.
Podobnie jak u Przemka, CTE również był pierwszym albumem Mega, który usłyszałem i przyznam, że towarzyszyła mi porównywalna magia, co później w przypadku Y. Do tego jednak dochodziło jeszcze uczucie strachu, ale nie ma co się dziwić, bo byłem małym gnojkiem. Strach ten jednak był intrygujący i kazał mi podążać za Megadeth i badać wnikliwie ich twórczość. Tak też się stało. Po pewnym czasie, a może i natychmiast zrozumiałem, że to będzie mój ukochany zespół. Do dnia dzisiejszego, nic innego nie wywarło na mnie większego wrażenia niż Megadeth, no, oprócz Black Sabbath, które stawiam na równi z 'Deth, choć traktuję nieco inaczej.
Wiem, że to co za chwilę ukaże się Waszym oczom w kolejnych linijkach mojego postu może być szokujące, ale jestem pewny moich słów i piszę to tutaj nie po raz pierwszy. Dla mnie CTE jest najlepszym albumem w historii Heavy Metalu ! To jest według mnie kwintesencja tego gatunku, jego brzmienia i szeroko pojętego klimatu. Jest mnóstwo rewelacyjnych albumów, ale wszystkie inne zawsze wydawały mi się przy nim gorsze. Oczywiście zaraz pewnie posypią się głosy, że mało słyszałem i inne pierdoły. Zapewniam, że słyszałem wystarczająco dużo, a słucham muzyki wystarczająco długo i z pełną odpowiedzialnością piszę takie rzeczy.
Czasem łapię się na tym, że częściej wracam do Y, ale w tym pojedynku zwycięzca jest dla mnie oczywisty. Y nie może uratować nawet ta jej niepowtarzalna atmosfera. CTE jest tak samo albumem z unikalnym klimatem i wpłynął na mnie równie mocno co następczyni, a nawet jeszcze bardziej, ponieważ to na niego oddaję swój głos. RIP także nie stanowi u mnie konkurencji dla niego.
Nie będę rozpisywał się o poszczególnych utworach, ponieważ uważam, że wszystkie na obu krążkach są w zasadzie bezbłędne.
Wspomnę tylko, że tytułowy CTE to moja rankingowa 13. Brzmienie i melodia gitar w refrenie to istne mistrzostwo, wzbudzają wręcz respekt. W ogóle kojarzą mi się bardzo apokaliptycznie, ale taki pewnie był zamiar. Szkoda tylko, że nie zostawili bębnów z wersji demo.
Megadeth pokazali na CTE, że potrafią pisać prostsze kawałki, ale takie, które niszczą wszystko. Dla mnie to jest zupełnie inne para kaloszy muzyki heavy metalowej.