Moja osobista ocena - biorę zarówno solówki studyjne, jak i live. Jeżeli ktoś brylował w studiu, a na żywo kaszanił, to generalnie nie mogę go uznać za genialnego gitarzystę i dać go do czołówki.
1. Marty Friedman - nie ulega żadnym wątpliwościom ani dyskusjom.
2. Chris Broderick - przede wszystkim ze względu na porządne wykonywanie solówek Martiego i reszty, tworzyć genialnych solówek raczej nie umie (choć nie są one złe, tego nie powiedziałem)
3. Chris Poland - jazzowa szkoła grania, generalnie - studyjnie świetnie, niektóre solóweczki jednak nie wychodziły mu na koncertach
4. Jeff Young - też dość odmienny styl grania i trzymania wiosła (widocznie tak mu pasowało i już), nawet niezły poziom
5. Al Pitrelli - na TWNAH solidnie, z "nie swoimi" solówki miał trochę problem (na szczęście nie partaczył ich na maksa)
6. Glen Drover - niby na UA jest nieźle, ale nie podoba mi się jego gra na żywo skoro nawet jego solówki wychodziły mu gorzej niż takiemu Broderickowi, dla którego to żaden problem (co udowadnia w Blood In The Water)
Poza klasyfikacją:
Dave Mustaine - generalnie na poziomie Polanda, świetny shreder i wokalista w jednym, ogromny podziw za robienie tego i owego jednocześnie
Mike Albert - z uwagi że mam nawet jeden bootleg z jego występem (a to raczej niezbyt miarodajne
) , mogę coś o nim powiedzieć - w miarę solidny gość, nie partaczył solówek Polanda (mógłby przed takiego Ala wskoczyć), ale to za mało żeby umieścić go w zestawieniu
Greg Handevidt - wiadomo, nic z jego grą nie wiadomo
Kerry King - grał prawie wyłącznie rytmiczne partie