Długo przyszło czekać fanom na kolejny album po Youthanasi.
bialkomat napisał(a):
Zresztą weźmy sobie np. bonusy remastera CW, czyli Evil That's Within (Sin), Vortex i Bullprick (FFF) - te kawałki brzmią właśnie jak żywcem wyjęte z Y (dowodów może nie mam, ale wydaję mi się, że powstały w czasie sesji do Y, a na pewno Vortex, którego grają na Evolverze).
Z tego, co mi wiadomo to na tej płycie znajdują się utwory, które były napisane wcześniej, także słusznie można odnieść wrażenie, że coś jest ze wcześniejeszych lat.
Zespół pokazał tutaj zdecydowanie nowe oblicze, które osiagnęło kulminację na Risk. Lekka, przyjemna w odbiorze płyta. Bardzo melodyjna, ale zbytnio rockowa. Youthanasia była również bardzo melodyjna, ale nie była pozbawiona mocy. Na tym albumie brakuje mi kopa, wszystko jest zbytnio cukierkowate. Taki przepudrowany pączek, który może w pewnym momencie zemdlić.
Nie jest to z pewnością zła płyta, ale zwiastuje coś "niedobrego". Zdecydowanie zbyt złagodzone brzmienie, które czyni nawet z ostrzejszych utworów kawałki zbliżone do rocka.
Dużą zaletą jest głos Dave' a, w którym słychać tutaj jeszcze jego charakterystyczny "zadzior".
Czas teraz przyjrzeć się bliżej poszczególnym utworom.
*Trust - bardzo przyzwoity opener, ale zapowiada nam już to, iż będziemy mieli do czynienia z zupełnie inną muzyką niż na poprzedniej płycie. Niezły, dosyć "intrygujący" wstęp na bębnach.
Pamiętam, że gdy włączyłem to LP pierwszy raz, to byłem pełen nadziei słuchając tego wstępu bębnowego do Trust, ale szybko zostałem sprowadzony na ziemię, co nie oznacza, że kawałek jest zły. Słysząc właściwą część utworu zrozumiałem, że to czego właśnie słucham jest inną muzyką niż chciałem uświadczyć.
Ogólnie nic specjalnego. Poprawne rockowe granie z niepotrzebnym przestojem w środku. Chwytliwy refren - idealny do radia. 6.5/10
*Almost Honest - ten utwór zawsze kojarzył mi się z jakimś filmowym trackiem. Czasem odnoszę wrażenie, że słyszałem go w jakimś filmie. Na niekorzyść tej kompozycji bardzo wpływa refren. Oczywiście to moje zdanie i piszę tutaj wyłącznie o swoich odczuciach. Gdyby nie to, Almost Honest byłoby dla mnie utworem słuchalnym, a tak najczęściej go przełączam albo przewijam do solówki, która jest bardzo dobra. 5/10
*Use The Man - u mnie nosi miano "niespokojnego". Posiada dziwny, ponury, nieprzyjemny dla mnie klimat. Bardzo rzadko go słucham. Ma w sobie coś, co zwyczjanie mnie odtrąca. 4/10
*Mastermind - kojarzy mi się z rzeczami zawartymi na CTE. Gdyby brzmiał ciężej moja ocena tego utworu byłaby wyższa. Może to wina uproszczonych partii perkusyjnych Nicka, nie wiem. W każdym bądź razie bardzo dobry kawałek z klimatem CTE. Solówki też niczego sobie. Zdecydowanie wyróżnia się na tle innych. Warty poświęcenia uwagi. 8/10
*The Disintegrators - zgodzę się z Żułkiem. Jedynie na plus to te gitarki w środku. Właśnie przez tego typu utwory psuje mi się często obraz całosci płyty. Także ta kompozycja przywodzi mi na myśl jakieś sceny filmowe typu szybka jazda autostradą grupki młodych zwariowanych, wolnych ludzi. Ogólnie zawsze omijam z daleka The Disintegrators. 4/10
*I`ll Get Even - zastanawiałem się czy czasem nie wskazać tego utworu jako ulubionego z CW, ale ostatecznie postawiłem na FFF. Słuchając tego kawałka znowu mam przed oczyma autostradę i grupkę młodych, wolnych ludzi pędzących przed siebie w kabriolecie. Bardzo pozytywny i porywający równocześnie utwór. Pomimo, że to typowo rockowe granie, to jednak akurat tutaj w ogóle nie razi mnie cukierkowatość i prostota. Jeden z niewielu moich "michałków" na płycie. Fajnie byłoby gdyby włączyli go do setlisty, przynajmniej na kilka koncertów. Przyjemny dla publiki, pośpiewaliby sobie wesoło refrenik. Wokalnie też nie jest ciężki, więc Rudy zapewne nie skaleczyłby go. 9/10
*Sin - zdecydowaną zaletą jest tutaj głos Dave' a. Cieszę się, bo to tak naprawdę ostatni album gdzie jego głos brzmi jeszcze tak zadziornie. Solóweczki także na plus. Rzecz nie wybitna, ale słuchalna jak najbardziej. 6.5/10
*A Secret Place - kolejna nieliczna kompozycja, która wybija się ponad przeciętność. Znowu Rudy przyzwoicie bardzo wyciąga "górki". Drażnić mogą trochę wstawki z "ooo ooo", ale całosć jest jednak na tyle dobra, by przebaczyć ten "występek". Brakuje również konkretnej solóweczki choć struktura utworu pozwala nam się obejść i bez niej. A Secret Place to coś ponad przyjemne, "ciepłe" granie. Utwór posiada charakter i pewną tajemniczość a zarazem potrafi porwać. 8/10
*Have Cool, Will Travel - zgodzę się ponownie z Żułkiem. Bardzo dobry riff, ale zupełnie źle spożytkowany. W trakcie tej piosenki pojawia się moim zdaniem taka jakby wstawka w stylu Youthanasi, takie zwolnienei charakterystyczne (1:27 i później znowu powtórzona) i to działa jedynie na maleńki plus tego kawałka. 4/10
*She-Wolf - końcówka płyty jak najbardziej posiada powera, który niestety i tak jest maskowany znacząco przez brzmienie, ale jednak słychać, że jest konkretniej. I takim pierwszym "michaśkiem" jest właśnie She-Wolf. Zadziorny, z dosyć typowym dla 'deth "pazurem". Rozszerzona wersja to już całkowicie miód dla uszu. Chwytliwy, ale z mocą i "złością". Też się wahałem czy aby jednak z sentymentu nie zagłosować na niego. W każdym bądź razie zrobiło się bardzo miło pod koniec. "Rozdziewiczając" album miałem obawy, że nie uracze czegoś na tym poziomie. Całe szczęście skończyło się inaczej. 9.5/10
*Vortex - i znowu jest dobrze. Bardzo ładne solóweczki, świetny refren - melodyjny, ale w zadnym wypadku przesłodzony. Ubolewam nad faktem, że Never Walk Alone to niemalże kopia tego zacnego utworu. Równiez Rudy mógłby wpisać go na jakiś czas do setlisty zamiast oklepanego już Trust bądź She-Wolf, pomimo że bardzo lubie ten drugi. 9/10
*FFF - wiem, główny zarzut to oczywiście zerżnięty riff z Motorbreath, ale mnie osobiście to w ogóle nie psuje zabawy. FFF ma dla mnie wszystko czego nie ma żaden utwór z tej płyty, a mianowicie: odpowiednie tempo, wydzierający się śpiew Rudego niczym na KIMB, najbardziej klimatyczny refren, a przy tym nie za długi, szybką i niesamowitą solówkę oraz coś, co nazwałbym "aurą". To jest abstrakcyjne bardzo i silnie związane z uczuciami doświadczanymi podczas słuchania tej wyśmienitej kompozycji. Nie będe się starał tego opisywać i zostawie ten sekrecik wyłącznie dla siebie. 11/10
Ogólnie płyta mało równa. Zbyt wiele lekkich utworów kontrastujących z kilkoma ostrzejszymi, co bardzo utrudnia mi odbiór albumu jako jakiejś wspólnej całości. Tworzony za sadzie "każdy znajdzie na płycie coś dla siebie". Ja chcę znaleźć na albumach Megadeth muzykę, którą pokochałem, a nie taką, do której muszę się przyzwyczaić. Ocena końcowa to 6/10