bialkomat napisał(a):
Fakt - DeGrasso jest zajebisty, ale jakoś na tej płycie jego gra w ogóle mi się nie podoba, momentami mam wrażenie wręcz że słyszę automat perkusyjny (i to marnie zaprogramowany )
Myślę, że sam charakter płyty ograniczał jego możliwości.
Wspominaliście też o uproszczonym logo, ale ono zostało już zmodyfikowane album wcześniej;)
Opowieści związanych z powstawaniem płyty słyszałem sporo i część z nich już wymieniliście, więc nie będe się na tym już skupiał. Wiadomo o co chodzi
*Insomnia - zdecydowanie jeden z najlepszych momentów na płycie. Jedynie środek utworu mnie drażni lekko. Największą zaletą tego kawałka jest chyba bardzo chwytliwy refren.
Początkowo omijałem ten track, jednak z czasem przyzwyczaiłem się do niego a obecnie bardzo lubię i słucham go często.
Fajnie byłoby gdyby Rudy wprowadził utwór do setu. Grali go kilka razy na trasie promującej Risk i wychodził im bardzo przyzwoicie. Teraz pewnie Dave mógłby się trochę męczyć z nim ze względu na "górki" w refrenie, ale miło byłoby usłyszeć coś świeżego w secie i coś właśnie z albumu Risk. 9/10
*Prince of Darkness - zgodzę się z Żułkiem, że wstęp jest zbyt długi. Również przewijam na ogół te intro. Poza tym jest to naprawdę kawałek z mocą. Bardzo mroczny i dosyć ciężki. Śpiew Dave' a jest tutaj rewelacyjny, choć nie wiem czy nie wykonał go lepiej na Rude Awakening. Znowu środek utworu jak gdyby bez pomysłu. Nie jest zły, ale aż się prosiło o jakąś solóweczke, nie musiałaby być długa, ale tak bardzo brakuje solówek na tym albumie.
Podsumowując. Bardzo dobry utwór ze małymi mankamentami, na które jednak można przymknąć oko. 9/10
*Crush' Em - ja osobiście lubię tą pioseneczkę:) Faktycznie, refren typowo do śpiewania przez publikę na koncertach. Jak w przypadku dwóch poprzednich utworów, ten również ma kiepski środek. Okropnie irytuje mnie ten przefiltrowany głos Rudego, źle mi się tego słucha. Nie jest to powalająca kompozycja, jednak może się podobać. 7/10
*Breadline - mnie osobiście nie rusza takie granie i nie rozpatruje tego pod kątem heavy, ale rocka. Taki "ciepły" utworek. Nie ma w nim nic, co choćby na sekundę przyciągnęło moją uwagę. Tego typu kawałki nie robię na mnie żadnego wrażenia, totalne przeciętniactwo. 3.5/10
*The Doctor Is Calling - tutaj jest już lepiej. Refren według mnie jest fatalny, ale same zwrotki brzmią naprawdę intrygująco. No i wkradła się nawet nie najgorsza solówka. Gdyby nie refren to ocena tego utworu byłaby wyższa. 6/10
*I`ll Be There - mój faworyt
Słychać, że to osobisty numer. Doskonały klimat, przepełniony jakby uczuciem smutku. Początkowo nie byłem w stanie przekonać się do refrenu, ale z czasem odkryłem jego piękno. Szkoda, że na remasterze wycięto chórki w środku utworu, dlatego wolę słuchać wersji alternatywnej. Końcówka dosyć banalna, ale zarazem niesamowita. Tutaj te "O o o o..." i końcowe chórki brzmią pięknie i niezwykle, jakby miały być ostatnimi wypowiedzianymi słowami. Kompozycja ze zdecydowanie najlepszą atmosferą. 10/10
*Wanderlust - nudny wstęp i pozostała część niestety również. Odnoszę wrażenie, że to piosenka wykonywana nie przez Megadeth, a Bon Jovi. Nie mam zamiaru pisać czegoś więcej, bo nie ma w tym żadnego celu. 2/10
*Ecstasy - z kolei tutaj zalatuje lekko Scorpionsami. Jak dla mnie tego typu utwór brzmi komicznie w wykonaniu Megadeth. To zwyczajnie do nich nie pasuje, biorąc pod uwagę nawet fakt, iż to album rockowy. 2/10
*Seven - oprócz solówek to nie doszukałem się tutaj czegoś interesującego. Gdyby chłopaki nagrali go raz jeszcze w wersji thrash, to myślę, że byłby to naprawdę czadowy kawałek. Ma zadatki na niezłego killera. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. 4.5/10
*Time: The Beginning - a ja lubię tą balladkę. Bardzo chwytliwa, przy czym nie cukierkowata, z bardzo fajnym, refleksyjnym klimacikiem. Dobrze czasem posłuchać tego utworu. Spełnia funkcję "wyciszajacą". Zdecydowanie na plus
7.5/10
*Time: The End - no, w końcu coś na poziomie. Szkoda tylko, że tak późno. Fajny paranoiczny klimacik utworu, niezłe solóweczki, wokalnie również świetnie. Śmiało można go nazwać bardzo mocnym punktem płyty. 9/10
Risk albumem złym nie jest (ile razy ja już coś takiego czytałem
). Ma swoje wpadki i to dosyć wyraźne, ale jest kilka kompozycji, które podciągają jego średnią.
Według mnie, większa część muzyki zwyczajnie nie pasuje zupełnie do grupy, ale nie uważam, że źle się stało, iż album powstał. Jest to coś innego, ale nie porywa po prostu poziomem. Słucha się całkiem przyjemnie lecz nic poza tym. Gdyby nie kilka zapychaczy byłoby znacznie ciekawiej.
Ocena końcowa 5.5/10